W czasie, gdy rejsowy samolot LOT-u z Donaldem Tuskiem na pokładzie podchodził do lądowania w Chicago, anonimowa osoba
poinformowała telefonicznie obsługę lotniska, że w maszynie znajduje się.. ładunek wybuchowy. Jak się okazało alarm bombowy był na szczęście fałszywy.
Niestety,
pasażerowie samolotu zamiast udać się do swoich rodzin, przyjaciół czy po prostu w interesach, przez kilka godzin siedzieli w autokarze na płycie lotniska, skąd mogli tylko obserwować, jak amerykańska policja przeszukuje ich bagaże.
Nie wiem, czy Donaldowi Tuskowi odechcę się przez to używania tanich chwytów marketingu politycznego i przesiądzie się do rządowych samolotów,
czy też prezes PO będzie dalej narażał przypadkowych ludzi na stratę czasu i niewygodę a niewykluczone, że i na realne niebezpieczeństwo. Tak czy inaczej, ja z Donaldem nie wsiądę na pewno do jednego samolotu.