Drogi Bronisław Drogi Bronisław
17126
BLOG

Polskie sojusze i pozycja Polski w świecie

Drogi Bronisław Drogi Bronisław Polityka Obserwuj notkę 21

Świat, jak widać, oplatają przeróżne sojusze, strategiczne partnerstwa i układy (nie w takim sensie, w jakim rozumie to słowo Jarosław Kaczyński). Wniosek z tego taki, że jeśli Polska chce być aktywnym i znaczącym graczem w świecie, powinna do takich powiązań wchodzić, a może nawet je tworzyć. Pytanie czy i z kim.

Na początek krótki przegląd naszych stosunków ze światowymi potęgami, a w związku z tym perspektyw na "strategiczny sojusz".

USA. Polska od lat zabiega o szczególne stosunki z tym krajem. Widać to w bezwarunkowym poparciu Polski dla amerykańskich akcji militarnych, tych czynionych z otwartą przyłbicą, i tych, którymi chwalimy się trochę mniej chętnie (np. międzylądowania samolotów CIA z jeńcami), w zakupie amerykańskiego sprzętu bojowego, w popieraniu amerykańskich interesów w UE, czy choćby w fakcie, że gdy sonduje się Polaków w kwestii ich sympatii do innych narodów, Amerykanie od lat bezapelacyjnie wygrywają. Co z tego mamy? Figę z makiem. Podczas spotkania w Jałcie, gdy Stalin zaczął mówić o Polsce, FDR zwrócił się do doradców: mam w nosie Polskę; obudźcie mnie, gdy zacznie mówić o Niemczech. I w gruncie rzeczy nic się w kwestii zainteresowania Polską nie zmieniło, a poparcia nie możemy uzyskać w najprostszych sprawach.

Rosja. Jedyne przypadki, gdy byliśmy z tym krajem w sojuszach, to gdy Rosja posiadała środki, by nas do tych sojuszów zmusić. Generalnie kandydaturę Rosji na strategicznego partnera proponowałbym zostawić bez komentarza.

Chiny. Polska nie utrzymywała i nie utrzymuje bliskich stosunków z tym krajem. Od 20 lat obserwujemy zresztą coraz bardziej zacieśniającą się współpracę Chin z Rosją.

Francja. Jak w ciągu ostatnich 60 lat Polacy są wpatrzeni w USA, tak dawniej, przez stulecia, w Francję. Już w XVI wieku wybraliśmy sobie na króla Francuza. W ciągu ostatnich 150 lat istnienia I RP żyto mirażami sojuszu z Francją. Pod zaborami nie uległo to zmianie. W naszym hymnie, wówczas napisanym, sławimy Napoleona, powstańcy listopadowi chcieli wpisywać orła białego w "tęczę Francji", zaś ich synowie liczyli na realną pomoc Napoleona III. Przywódcy II RP oparli polską politykę na sojuszu z Francją. Wszystko to z wiadomymi skutkami.

Wielka Brytania. Kraj o podobnym potencjale co Francja, również gracz światowy, który jednak, w przeciwieństwie do Francji, nie próbuje grać na wszystkich fortepianach, ale jeśli już gra, to na ogół lepiej. Nie widać jednak szczególnej ochoty na występy w Europie Środkowej.

Niemcy. Jedyny z wymienionych krajów, który nie jest stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, ani nie jest mocarstwem atomowym. Niemcy są za to największą gospodarką Europy, mają najsilniejszy głos w UE i są największym eksporterem na świecie, oraz krajem, którego zdanie zlekceważyć mogą tylko Amerykanie. O perspektywach strategicznego sojuszu z tym państwem napiszę niżej, nieco zbiorczo. Na razie tylko tyle, że to aberracja z jakiegokolwiek punktu widzenia.

 

Na czym polegają strategiczne sojusze? Dwa (lub więcej) kraje, które łączy szczególnie ważny wspólny interes, aby go zrealizować zawierają układ, w który każdy wkłada swój potencjał.

Przyjrzyjmy się Polsce. Polska ma:

- 312.685 km2; to daje 69 miejsce na świecie;

- około 38,1 mln mieszkańców; 33 miejsce na świecie;

- PKB na osobę w wysokości około 11.000$; mniej więcej 50 miejsce;

- krajową gospodarkę, której wielkość daje Polsce 22 miejsce na świecie (to tylko 0,8% światowej gospodarki i 2,5% gospodarki UE);

- armię liczącą około 160 tysięcy żołnierzy (34 miejsce), na którą wydamy w tym roku około 11 miliardów $ (18 miejsce, 0,5% światowych wydatków).

Jaki z tego wniosek? Ano taki, że do jakiejkolwiek ze światowych potęg się nie porównać, dysproporcja jest kolosalna. To ma, niestety, dwie konsekwencje. Pierwszą jest to, że żadna potęga nie poświęci żadnego, choćby najmniejszego, swojego interesu, jeśli ceną miałby być uszczerbek na własnym interesie, lub zatarg z inną potęgą, a jedynym zyskiem wdzięczność i poparcie Polski. Nie jest natomiast wykluczone, że w starciu z inną potęgą polskim interesem zwyczajnie zagra. Druga konsekwencja sprowadza się do tego, że kraje o podobnym, lub jeszcze mniejszym mniejszym potencjale (jest takich na świecie grubo ponad 100) nie będą pakować się w interesy z Polską, jeśli miałoby to narazić je na gniew ze strony któregoś z mocarstw. Przykładowo prezydenci Kazachstanu i Azerbejdżanu chętnie pogadają z Polską o ropie i gazie (choćby po to, by podnieść prestiż swoich krajów w oczach Polaków), ale bez konkretów, skoro Rosja jest przeciwna.

 

Co więc robić? Moim zdaniem spasować. Żaden wstyd. Hiszpania i Włochy to kraje o większych potencjałach pod niemal każdym względem (Włochy mają minimalnie mniejszą powierzchnię), a nie pchają się ponad normę w politykę światową i nikogo to specjalnie nie dziwi. Ani nikt ich nie lekceważy, ani nikt nimi nie gardzi. Polska naprawdę nie musi zabierać głosu w każdej sprawie i bez przerwy rzucać na szalę całego swojego bardzo skromnego potencjału, zwłaszcza że często robi to w sprawach w ogóle Polski nie dotyczących.

Mój postulat: ograniczyć swoją aktywność do poziomu, jaki jest konieczny, a zająć  się budową Irlandii II. Jak zbudujemy, będziemy mieli choć trochę atutów do gry światowej.

według testu w skali od -100 do 100: tradycjonalizm: +15; wolność gospodarcza: +72; wolności obywatelskie: +38; Podobno oznacza to, że jestem minarchistą. Może. Bo z innego testu dowiedziałem się, że "moje poglądy nie odpowiadają żadnej istniejącej doktrynie politycznej". Tam [w Ameryce] jest ustabilizowana demokracja, w której można sobie pozwolić na dżentelmeńskie potyczki, a u nas jest Azja i towarzysz Oleksy (W. Cejrowski)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka