Wiele w ostatnich dniach napisano na temat uroczystości pogrzebowych Jaruzelskiego. Sam akurat byłem zajęty innymi sprawami, więc niespecjalnie miałem czas interesować się związanymi z tym niuansami, ale i bez tego wiem, że osobniki zwane pieszczotliwie lemingami na pewno gorliwie broniły prawa pochówku generała z wszelkimi honorami, a tak „nasi” sugerowali, że jednak Powązki i laudacje nie należą się autorowi stanu wojennego.
Stało się w każdym razie tak, że pogrzebano go z pompą i przy udziale oficjeli. Przyjąłem to do wiadomości, bo niczego innego po tak zwanych elitach się nie spodziewałem. Jest jednak pewna sprawa z tym związana, która faktycznie mną wstrząsnęła. Chodzi tu mianowicie o informację, że Mszę Św. w intencji Jaruzelskiego koncelebrowali Boniecki i Lemański…
Potraficie sobie to wyobrazić?
Ktoś przecież musiał to wymyślić. Dobrze, przyjaciel metro-statanisty Nergala Boniecki mógł zgłosić się na ochotnika, w to jestem w stanie jeszcze uwierzyć, ale Lemański? Czy jest jakaś szansa, że nie dostał takiego polecenia i z własnej inicjatywy odprawił tę Mszę? Już prędzej mogło nie być chętnych księży i z braku tak zwanego laku wybrano ten kit, ale obstawiałbym jednak raczej, że ten ulubienic uwielbiającej snobować się na zatoskaną losem katolików gawiedzi nie miał tu nic do gadania. Kazano mu i tyle. Kim byli mocodawcy, nie mam pojęcia. Ważne, że stworzono „piękny” duet, który nadał temu pogrzebowi odpowiednią rangę i miarę.
I szczerze – choć bez entuzjazmu - podziwiam tego, kto wpadł na ten pomysł. Sam bowiem potrafię być i perfidny i złośliwy, ale chcąc sobie zadrwić z wszystkich czegoś aż tak perwersyjnego wymyślić nie dałbym rady.