Podobnie jak wielu z Państwa oglądałem wczoraj w TVP 1 film "Towarzysz generał". I jak wielu z Państwa przysłuchiwałem się pofilmowej dyskusji.
Żakowszczyznę - oprócz rzecz jasna Jacka Żakowskiego - zaprezentował wczoraj red. Wojciech Mazowiecki. I to w formie najczystszej. Przewyższając momentami nawet Mistrza Jacka.
Żakowszczyzna to maksymalne spłycanie dyskusji do poziomu piaskownicy: do epitetów, do nic nie wnoszących - a ogromnie pojemnych znaczeniowo - hasełek (gadać jak propaganda PiS-owska, gadać jak propaganda PZPR-owska - zabawne, że żurnalista Żakowski stosował je wczoraj zamiennie, niczym synonimy). Żakowszczyzna to argumentacja na wzór starego dowcipu o Stalinie (tego z pointą: "Mógł zabić!"). Przykład z wczoraj: Pan Jacek dla wybielenia Wojciecha Jot przytoczył przypadek Jacka Kuronia, którego łaskawie autor stanu wojennego miał zwolnić z wojska po jego błagalnym liście. Żakowszczyzna - to wypuszczanie oparów absurdu z nadzieją, że interlokutor się nawdycha i zdurnieje ("To może ja też jestem agentem sowieckim?..."). Żakowszczyzna to cyniczne uśmieszki, sapnięcia, wywracanie oczkami, kręcenie główką - z wiarą, jakoby owe gesty miały siłę argumentów. Tutaj przodował Wojciech Mazowiecki, który nie powiedział właściwie nic rzeczowego i tylko strzelił focha, gdy mu wytknięto "pyskówkę". Wreszcie Żakowszczyzna to sprowadzanie dyskusji na możliwie największą liczbę ścieżek, rozgałęzianie i kluczenie. Żakowszczyzna to również odpowiadanie w stylu innego dowcipu (Pytanie: - Ta winda do góry jedzie? Odpowiedź: - A jak ma jechać? W bok?!). Z tej metody Żakowszczyzny skorzystał obficie redaktor "Gazety Wyborczej" Paweł Wroński: "Generał samo zło?" - pisząc: "Co miał zrobić? Wystąpić w Układu Warszawskiego? Przyłączyć się w latach 60. do NATO?"
Jakie jeszcze zaobserwowaliście, Szanowni Czytelnicy, przejawy Żakowszczyzny?...