Wprawdzie gromadka "pilnująca" krzyża przed Pałacem Namiestnikowskim została wygoniona na czas obchodów 90. rocznicy zwycięskiej Bitwy Warszawskiej, ale niebawem zapewne powróci. A wówczas na nowo rozgorzeje zawieszona chwilowo kłótnia i rozlegnie się znana już śpiewka. Dlatego też pewne rzeczy należałoby wyjaśnić zawczasu.
W czwartek około 15:45 trafiłem na gadające głowy w TVP Info. W studiu była pani prowadząca, jakiś dziennikarz-komentator-"ekspert" oraz Cezary Gmyz z "Rzeczpospolitej", który - popadłszy w ekstazę absurdu - zaczął ścigać się sam ze sobą: "To może jeszcze usuniemy krzyż z kaplicy w Pałacu Prezydenckim, ze Stoczni Gdańskiej, krzyże przydrożne...". I tak dalej, i tak dalej - wymieniał miejsca rozmaite.
Niestety nie Gmyz jedyny próbował sprowadzić awanturę o krzyż przed Pałacem Prezydenckim do ogólnej kwestii obecności krzyża w przestrzeni publicznej. Kilka dni wcześniej (również w TVP Info) ochoczo czyniła to socjolożka dr Barbara Fedyszak-Radziejowska i - co szczególnie mnie zdziwiło - redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" ks. Adam Boniecki.
Tymczasem stosowanie tego typu zabiegów idzie w sukurs szaleńczym sugestiom, że ktoś naprawdę chce w naszym kraju walczyć z krzyżem. Żadna bowiem większa debata nie rodzi się ot tak sobie. Jeżeli np. szeroko dyskutuje się o aborcji, to zazwyczaj w związku z próbami jej zalegalizowania bądź zaostrzenia zakazu. I analogicznie: jeśli wszczyna się dysputę o obecności krzyży w miejscach publicznych - oznacza to, że ktoś chce albo je masowo rugować, albo nastawiać ich, ile wlezie. W kontekście zaś trwającego ostatnio konfliktu nie ma wątpliwości, iż może chodzić li tylko o to pierwsze.
Faktycznie jednak nikt podobnych zamiarów wobec krzyży nie ma. Bo przeniesienie jednego konkretnego krzyża (tym bardziej do świątyni!) bynajmniej nie jest równoznaczne ani z zamachem na krzyż jako symbol, ani z przyszłym usuwaniem krzyży zewsząd. Ostatnio zresztą za umieszczeniem krzyża z Krakowskiego Przedmieścia w kościele pw. św. Anny opowiada się również Prezydium Konferencji Episkopatu Polski. A tę instytucję trudno (chyba?) posądzać o podnoszenie ręki na ów najważniejszy znak chrześcijaństwa.
Doprawdy smutne, że uliczną retorykę podejmuje dziennikarz poczytnej gazety i kobieta z tytułem naukowym... Tak właśnie zakłamuje się rzeczywistość.