dzzn dzzn
251
BLOG

Szanowny Panie Marszałku

dzzn dzzn Polityka Obserwuj notkę 2

Rozmyślania wywołane przez Pana Marszałka Kornela Morawieckiego

Piszę ten tekst trzy tygodnie po Pana pamiętnym sejmowym wystąpieniu, więc nie ma już we mnie emocji. Upływający czas pozwolił mi na weryfikację spontanicznych reakcji. Dlatego ośmielam się odnieść do tego, co powiedział Pan 25 listopada:

Panie Marszałku! Pani Premier! Wysoka Izbo! Prawo jest ważną rzeczą, ale prawo to nie świętość. (…) Nad prawem jest dobro narodu. 

Słowa te brzmią kusząco pięknie. Odwołują się i do poczucia sprawiedliwości, i do patriotyzmu, czyli do wartości ważnych dla każdego normalnego człowieka. Jednak nie przez przypadek użyłem wyrazu „kusząco”. To, co Pan powiedział, przynosi pokusę, aby przestać myśleć, przestać się zastanawiać, aby uznać sprawę za zamkniętą, skoro padły tak mądre i piękne słowa…

Ponieważ wierzę, że człowiek nie powinien sobie zbytnio folgować i ulegać rozmaitym zachciankom, postanowiłem się zastanowić nad słusznością tego, wydawałoby się – oczywistego, stwierdzenia.

Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, czym w ogóle jest prawo. Na ogół myślimy o nim jako o zbiorze krępujących nas zakazów i nakazów tworzonych przez „onych” – prawników. I nie lubimy (1 osoba czasowników – nieprzypadkowa) ani prawa, ani jego twórców. Takie jest ludowe, intuicyjne postrzeganie prawa. Czy trafne?

Na pewno nie w odniesieniu do twórców, ponieważ za kształt prawa w świecie demokratycznym odpowiadają na ogół politycy i urzędnicy. Od nich on zależy. Od przedstawicieli państwa. Czyli czego? – chciałoby się zapytać. Czym jest państwo? Większość ludzi odpowie, że organizacją powołaną przez naród lub inną społeczność. Ale i państwo musiało jakoś powstać, przecież na ogół nikt go tym grupom ludzi z góry nie nadawał.

I tu dochodzimy do prawdziwej odpowiedzi na pytanie o istotę państwa i istotę prawa. Zarówno państwo, jak i prawo zostały powołane do życia przez ludzi w celu uczynienia tego życia dłuższym, bardziej znośnym i wygodniejszym. Obydwa te zjawiska społeczne tworzyły się wraz z powstawaniem kultury, bo są jej immanentną częścią. Zanim powstało prawo, a po nim państwo, obowiązywały inne reguły, analogiczne do tych ze świata zwierząt  – silniejszy robi to, co uważa za dobre dla niego, słabszy może się podporządkować lub zginąć. Ponieważ ludzie zaczęli się coraz mocniej od braci mniejszych różnić, stopniowo zaczęli postępować według pewnych rytuałów, tworzyć pewne wzorce, zawierać pewne umowy (tak, wiem, że to olbrzymi skrót, ale nie formułuję przecież wykładu). Bo tym jest przecież prawo – umową społeczną.Umawiamy się, że nie wolno krzywdzić innych ludzi, że jeździmy prawą stroną drogi, że pewne słowa są obraźliwe itd.

A czym jest państwo? Dokładnie tym samym – umową. Umówiliśmy się, że wybierzemy pewnych ludzi, którzy się zajmą tym i tamtym, zatrudniając do tego jeszcze inne osoby. Umówiliśmy się, że będziemy płacić im wynagrodzenie i składać się na różne działania służące ogółowi. Państwo to nasza wspólna umowa. Teoretycznie moglibyśmy się nawet rozmyślić i ją rozwiązać, co na szczęście nikomu na razie nie przychodzi do głowy.

Po co mi te przydługie rozmyślania o powstaniu prawa? I po co jeszcze mieszam do tego państwo? Bo po pierwsze, musimy zrozumieć, że państwo jest prawem, umową, a prawo – istotą państwa. Jedno jest drugim, jedno nie może istnieć bez drugiego. A po drugie, musimy pamiętać, że każde ziemskie prawo pochodzi od ludzi, przez nich zostało ustanowione.

Najwyższy czas wrócić do słów Pana Marszałka – Nad prawem jest dobro narodu.Nie przekonują mnie one, ponieważ prawo powstało właśnie jako dobro narodu. Jest nim ono samo oraz stan, do którego ono prowadzi. Naród nie umawiałby się na coś niekorzystnego dla siebie, bo działałby przeciw sobie, bezsensownie, co jest sprzeczne z człowieczeństwem.

Dużo łatwiej zgodzić mi się z pierwszą częścią Pańskiej wypowiedzi – Prawo jest ważną rzeczą, ale prawo to nie świętość.Tak, tu trafił Pan w sedno. Naród nie uważa prawa za świętość, lecz za pewne dobro wspólne, chroniące przede wszystkim słabszych przed silniejszymi. Naród założył, że może się mylić. Wziął pod uwagę, że zmienia się świat i okoliczności. I dlatego wpisał w prawo możliwość jego zmiany.

Mądrość narodu polega także na tym, że przewidział on, iż nie wszyscy politycy i urzędnicy są ideałami ucieleśniającymi najcenniejsze wartości tego świata. Dlatego kazał ustanowić warunki, pod jakimi można prawo zmieniać. Procedury, które trzeba zachować, po to aby było ono jak najlepsze dla narodu. I na przykład w odniesieniu do praw najważniejszych zwanych konstytucją naród umówił się, że można je zmieniać pod warunkiem zgody odpowiednio dużej liczby jego przedstawicieli. Pewne prawa naród wyjął spod doraźnej zmienności, uznając je za dobro na tyle cenne, że zechciał je chronić przed pochopnością czy nieuczciwością swoich przedstawicieli

Na poziomie konkretów wygląda to np. tak – gdyby ustrój szkolnictwa był wpisany ze szczegółami do konstytucji, likwidacja gimnazjów mogłaby się odbyć tylko na podstawie powszechnej zgody parlamentarzystów. Ale że ustawa zasadnicza szczegółowego opisu owego ustroju nie zawiera, obecny rząd będzie mógł go drastycznie przemodelować. Jeśli za cztery lata poglądy polityczne narodu ulegną zmianie, kolejnemu rządowi będzie wolno gimnazja przywrócić, a potem kolejnemu zamknąć itd. Wszystko to w imię dobra narodu, które w danej kadencji formułuje czy wyraża dana większość parlamentarna, prawda? Czy tego samego chcemy w odniesieniu do podstaw ustrojowych naszego państwa?

Gdyby zastosować logikę, jaką się Pan Marszałek posłużył (tzn. dana większość określa, na czym polega dobro narodu w każdym szczególe), ustanawianie konstytucji straciłoby jakikolwiek sens. Każda kolejna większość wyrażająca chwilowo stan umysłów zbiorowości ustanawiałaby ustrój po swojemu. Oczywiście dla dobra narodu. Nie ukrywam, że dla mnie jest to perspektywa straszna. Perspektywa ruchomych piasków pod fundamentem mojego życia. Perspektywa życia w ciągłej niepewności. Czy naród tego chce? Nie odważę się odpowiedzieć. Myślę, że należałoby go o to zapytać. Byle uczciwie.

Historia uczy, że w życiu narodów zdarzają się momenty (niekiedy dość długie), w których prawo zostaje przez przedstawicieli zbiorowości wykorzystane do własnych celów, niekoniecznie zgodnych z jej (zbiorowości) oczekiwaniami. Bywa ono wykorzystywane przeciw narodowi, żeby mu coś narzucić, żeby go do czegoś zmusić, żeby go oszukać. Prawo służy wtedy złej władzy, a nie narodowi. Co wtedy czyni naród? Zmienia władzę. W sposób pokojowy (np. demokratyczny), na drodze prawa – jeśli to możliwe, w sposób pozaprawny (drogą rewolucji) – kiedy jest do tego zmuszony. Ale w jednym i drugim przypadku po odebraniu władzy złym ludziom natychmiast przekazuje ją innym z misją naprawienia prawa. Czy to przypadek, że każda rewolucja kończy się jakąś konstytucją (niezależnie od nazwy, jaką ten nowy dokument otrzymuje, ma on taki charakter)?

Tak czy inaczej raptowna zmiana władzy w wyniku rewolucji, przeprowadzona po to, by zmienić złe prawo, jest sytuacją najlepiej pasującą do wyrażonego przez Pana Marszałka poglądu. Tak może powiedzieć rewolucjonista, przekonany, że sytuacja dojrzała do powstania narodu przeciwko ciemiężącemu go porządkowi. Czy taki jest stan spraw i umysłów w Polsce A.D. 2015?

Aby doszło do rewolucji, musi się pojawić w jednym momencie wiele czynników. Oczywiście muszą się pojawić rewolucjoniści, z czym zwykle nie ma problemu. Muszą mieć poparcie dużej grupy społeczeństwa – to też się zdarza nierzadko. Ale czynnikiem najważniejszym, przesądzającym o zaistnieniu i powodzeniu przewrotu jest stosunek do niego pozostałych (będących zazwyczaj w większości) grup społeczeństwa, tych „nierewolucyjnych”. Musi się on mieścić między nadzieją, przychylnością, a obojętnością. Jeśli zaś oscyluje między strachem i niechęcią, a sprzeciwem, nie może być mowy o żadnej rewolucji. Rewolucjoniści stają się wtedy uzurpatorami, bo nie wyrażają woli narodu

Jak jest dziś w Polsce? Czy najzwyczajniejsza zmiana rządzących w wyniku wyborów oznacza początek rewolucji? Kandydatów na rewolucjonistów widać. Poparcie grupy o nastrojach rewolucyjnych mają, choć z pewnością nie w wymiarze określonym wynikiem wyborczym. A co ze stosunkiem reszty społeczeństwa do planów przewrotu? Osobiście nie dostrzegam powszechności nastrojów sprzyjających działaniom pozaprawnym. Ale mogę się mylić. Na wszystkie pytania odpowie nam czas.

Czas podsumować te, i tak zbyt długie, rozważania. Panie Marszałku, proszę, by rozważył Pan słuszność zupełnie innej tezy – Prawo jest dobrem narodu, bo tylko poprzez prawo naród może zorganizować sobie dobre, godne, bezpieczne życie. Zaś łamanie prawa zawsze prowadzi do odebrania narodowi poczucia bezpieczeństwa, a niekiedy – w konsekwencji – także i samego bezpieczeństwa.

A wszystko to piszę jako człowiek głęboko Panu wdzięczny. Za to, że walczył Pan o mnie i dla mnie z ludźmi, którzy nas więzili i poniżali, zasłaniali się przy tym dobrem narodu i łamali własne złe prawo.

dzzn
O mnie dzzn

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka