Emanuel Czyzo Emanuel Czyzo
310
BLOG

Jeszcze raz o niewoli partyjnej

Emanuel Czyzo Emanuel Czyzo Polityka Obserwuj notkę 3

           Moja, delikatnie mówiąc, niechęć do partii politycznych, bierze się z obserwacji życia, nie z żadnych badań naukowych. Kilka razy upraszałem o podjęcie naukowych badań, aby dać odpowiedź na kilka podstawowych pytań. Co nam dają partie polityczne? Czy można żyć w kraju bez partii politycznych? Itd. itp.

           I wreszcie dzisiaj znalazłem naukowe odpowiedzi na te i im podobne pytania. Zazwyczaj czytam co tydzień, od deski do deski, „Niedzielę”. A w tym tygodniu oprócz „Niedzieli” kupiłem jeszcze „Gościa Niedzielnego” (nr. 7, 2013). I w nim znalazłem rozmowę z p. prof. Witoldem Kieżunem na temat – „O tym, jak naprawić państwo polskie”. Cała ta rozmowa powinna stać się przedmiotem ogólnonarodowej dyskusji. Ja ograniczę się tylko do jednego z tematów tej rozmowy. I po prostu, przepiszę ten fragment w całości, bo tu komentarze moje są zupełnie zbyteczne. Zgadzam się z p. prof. Kieżunem całkowicie. Oto ten fragment.

 

           - Dlaczego uważa Pan, że duży procent klasy politycznej nadaje się do wymiany?

 

           -Z badań wynika, że tylko 9 proc. członków obecnych partii w Polsce kieruje się jakimiś przesłankami ideowymi, reszta to towarzystwo wzajemnej pomocy i asekuracji.

           Ja podobne badania robiłem w październiku 1956 r. wśród członków PZPR. Wyszło mi 4 proc. ludzi ideowych. Upartyjnienie zaszło w Polsce za daleko.

System nomenklaturowy jest najgorszym z możliwych, bo niszczy etos pracy i zniechęca do nauki. Po co mam się starać, zdobywać kwalifikacje, skoro i tak o wszystkim decyduje poparcie partii. Już to raz przerabialiśmy w PRL, teraz nomenklatura powróciła.

W USA nawet dwie największe partie nie mają formalnych struktur, nie ma zarejestrowanych członków partii posiadających legitymacje.

Partie też nie powinny być finansowane przez państwo, a przez odpowiednio limitowane dotacje ich zwolenników.

Nie chodzi, zatem o rewolucję, lecz naśladowanie sprawdzonych wzorów.

 

 - Na pozór to, co Pan Profesor mówi, jest logiczne i oczywiste. Ale politycznie rzecz biorąc, to w Polsce program rewolucyjny.

 

-Radykalna zmiana jest możliwa tylko w jeden sposób: przez zmianę ordynacji wyborczej na większościową. Nową klasę polityczną powinno się wybrać w okręgach jednomandatowych.

Pracowałem kiedyś dla PO, przygotowując projekt nowej ordynacji wyborczej. Przecież okręgi jednomandatowe to był fundament programu PO, pod którym zebrano 700 tys. podpisów. Teraz żadna partia nie chce zmiany ordynacji, bo to byłby jej koniec.

W 1993 r. taką ordynację wprowadzono w wyniku referendum we Włoszech. Z 14 partii nie pozostała ani jedna, z komunistami włącznie, powstało za to 6 nowych. Przyszli nowi ludzie, skończyły się skandale i nieustanne kryzysy parlamentarne.

 

- Nowi nie zawsze są lepsi. Przeciwnicy ordynacji większościowej wskazują np. na niebezpieczeństwo kupowania głosów lub pojawiania się ludzi całkiem przypadkowych.

 

- Bo ci nowi muszą być jednocześnie znani i szanowani.

Głosowałem w ostatnich wyborach na PiS. Z 40 nazwisk na liście znałem tylko kilka. Pozostali zostali wytypowani przez kierownictwo partii. To samo było na listach PO. Trafiali tam szerzej nieznani ludzie.

Na samorządowym szczeblu lokalnym w kanadyjskim Quebecu nie konkurują partie, startują ludzie z dorobkiem i pozycją społeczną. W lokalach wyborczych można jeszcze poczytać ich parostronicowy życiorys, plus dwie rekomendacje osób wysokiego zaufania, np. biskupa czy rektora uczelni. Partie konkurują dopiero w wyborach parlamentarnych.

 

-Miał Pan w 2005 r. wpływ na dobór ludzi zarządzających państwem. Możliwość przekucia teorii w praktykę. Jak wyszło?

 

- To była komisja, którą prowadziłem na zlecenie wicepremiera Ludwika Dorna. Według naukowego klucza opracowałem wówczas procedurę wyłaniania wojewodów. Nie interesowała nas przynależność partyjna kandydatów, a jedynie ich CV.

Część odpadła po dokładnej analizie dotyczącej kompetencji i kwalifikacji. Inni po badaniach psychologicznych: testach inteligencji i na zachowanie się w sytuacjach krytycznych. Pozostałych przesłuchiwała komisja specjalistów od zarządzania z udziałem ówczesnego ministra administracji Arkadiusza Czartoryskiego.

 

- I jakie były efekty pracy zespołu?

 

- Procedura trwała dwa miesiące. Pod koniec wyjechałem na tydzień do Francji i zadzwonił do mnie Ludwik Dorn z wiadomością, że presja lokalnych środowisk politycznych była tak duża, że nie czekając na koniec prac zespołu, powołano dwóch wojewodów, działaczy partyjnych. Pozostali wyłonieni zostali spośród zaproponowanych przez nas kandydatów. Po dwóch miesiącach jednego nie z naszej rekomendacji odwołano, a drugi przetrwał chyba pół roku. Pozostali się sprawdzili.

 

- A co by Pan dziś zrobił, mając wpływ na najważniejsze decyzje w państwie?

 

- Gdybym miał dwadzieścia lat mniej, to pewnie nie powstrzymałbym się od programowania zdecydowanej działalności typu pararewolucyjnego.

Teraz mogę jedynie przekonywać, pisać, wywierać presję na rozwiązanie ważniejszych kwestii, a spośród nich demograficznej.

A tu jest na stole bardzo dobry projekt prof. Krzysztofa Rybińskiego: 1000 zł miesięcznie na każde dziecko do 18. roku życia. Kosztowałoby bardzo duże pieniądze, ale nie ma dziś lepszego pomysłu, a sprawa jest najwyższej wagi.

 

Tyle p. prof. Kieżun.

 

Pozwolę sobie, zabierając niejako pierwszy głos w dyskusji nad tymi rozważaniami p. profesora, dodać jeszcze kilka myśli, których nie znalazłem w tej wypowiedzi.

Wydaje mi się, że aby ten system rządzenia w państwie polskim przyniósł błogosławione owoce, trzeba najpierw popracować nad uzdrowieniem narodu polskiego. A to przede wszystkim oznacza, że trzeba włączyć do troski o odpowiedzialność za Polskę i Polaków, tych 15 mln śpiących rycerzy, którzy nie brali dotychczas udziału w wyborach. Bo to nie, kto inny, tylko właśnie oni mogą odnowić oblicze elity politycznej w Polsce, tych, którzy powinni reprezentować naród w Sejmie i Senacie, w rządzie i we wszystkich innych instytucjach publicznych, takich jak KRRiT, IPN itp. To oni powinni nie tylko wziąć liczny udział w zbliżających się wyborach, ale również to oni powinni zgłaszać swoich kandydatów do pełnienia odpowiedzialnych funkcji w państwie.

Nie potrafię tego uzasadnić, ale wydaje mi się, że dla tych śpiących rycerzy żadna z istniejących partii nie jest ich partią. I za to nie można ich obwiniać. Być może dla wielu z nich, podobnie, jak i dla mnie, każda partia kojarzy się ciągle i pewnie jeszcze długo kojarzyć się będzie z nieboszczką o nazwie PZPR, a pewnie i z obecną zgrają o nazwie PO, PSL, SLD, czy RP. Ale muszą oni też zrozumieć, że, aby odsunąć od władzy aktualnie istniejące partie, konieczny jest ich aktywny udział w tym procesie.

Jeśli chodzi o istniejące obecnie partie polityczne w Polsce, to moim zdaniem żadna z nich nie jest w stanie odbudować Polski, a przedtem jeszcze zatrzymać proces jej likwidacji prowadzony nie tylko przez PO i PSL, ale również i przez pozostałe dwa stwory partyjne, czyli SLD i RP. Dlatego, że żadna z nich, nawet PiS, nie podjęła się tego zadania przywrócenia do pełni życie w państwie tej 15 mln armii śpiących rycerzy.

Dla mnie partie polityczne w obecnym typie, to wylęgarnie i przechowalnie wszelkiego rodzaju nierobów, cwaniaków, a także złoczyńców, złodziei i zdrajców. Na których jeszcze łoży naród. To są powszechnie typy i organizacje antypolskie i jeszcze finansowane przez naród. To musimy sobie dobrze uzmysłowić. Takie Tuski, Kopacze, Niesiołowscy i cała ta reszta, to wrogowie państwa i narodu polskiego, opłacani i utrzymywani przy korycie przez naród.

I jeszcze jedna uwaga odnośnie tej opinii p. prof. Kieżuna, że „Teraz żadna partia nie chce zmiany ordynacji”.

Nasuwa się pytanie – czy takie podejście oznacza większą troskę danej partii o Polskę, czy może o jej byt, o jej istnienie?

           Jak napisałem wyżej, cała ta rozmowa jest niezwykle ważna i potrzebna, aby najpierw zrozumieć, co się w Polsce dzieje, a potem zrozumieć, co należy zrobić, aby naprawić państwo polskie.  Dlatego, jeśli ktoś dysponuje całym tekstem tej rozmowy, lub ma cierpliwość i czas, których to elementów mi brak, aby przepisać cały ten tekst, to proszę, zrób to i rozpowszechnił te opinie, jak Polska długa i szeroka. Bo, jeśli nie podejmiemy tych zadań, o których mówi, zresztą już od wielu lat, p. prof. Kieżun, to jeszcze długie lata będziemy zdani na panowanie w naszym kraju ugrupowań złoczyńców, złodziei i zdrajców, ukrywających się szczelnie pod parasolami różnych partii politycznych. Dla których losy Polski i Polaków, to sprawa nie warta żadnej troski.

 

           P.S.

           Skorzystam z okazji i zacytuję z internetowej encyklopedii opis hasła, które jest używane powszechnie, a nie wiem, czy powszechnie zrozumiałe. Oto ono:

           Nomenklatura partyjna - najogólniej oznacza pracowników aparatu partyjnego (zob. partia komunistyczna) oraz mianowanych przez władze partyjne urzędników i funkcjonariuszy państwa, organizacji społecznych i administracji przemysłowej.

W żargonie partyjnym nomenklatura oznaczała sformalizowany ściśle system mianowania na stanowiska. Mówiono np., że stanowisko majstra czy kierownika wydziału w zakładzie pracy jest w nomenklaturze Podstawowej Organizacji Partyjnej lub w nomenklaturze Komitetu Zakładowego PZPR (o zatrudnieniu konkretnej osoby decydował KZ PZPR, w praktyce zaś jego I Sekretarz); stanowiska wyższe były w nomenklaturze wyższych instancji partyjnych (one decydowały o ich obsadzie) - Komitetu Fabrycznego, Uczelnianego, Dzielnicowego, Miejskiego, Powiatowego, lub Wojewódzkiego.

O objęciu najwyższych lub szczególnie ważnych stanowisk państwowych, społecznych lub gospodarczych (spis zawierał około 300 tysięcy takich stanowisk) decydowały Wydziały KC lub nawet Sekretariat KC albo Biuro Polityczne (były one "w nomenklaturze KC"). Z reguły decyzję przygotowywał formalnie Wydział Kadr KC. Znacznie mniejsza była liczba członków oligarchii partyjnej, a więc najwyższej warstwy nomenklatury.  

O obsadzie stanowisk ministerialnych decydowało Biuro Polityczne. W nomenklaturze Sekretariatu KC były np. wyższe stanowiska kierownicze w prasie centralnej, radiu i telewizji, stanowiska dyrektorów i zastępców dyrektorów departamentów w ministerstwach.

Warstwa ludzi, zwana potocznie nomenklaturą, miała szereg niedostępnych dla innych przywilejów - bardzo zresztą formalnie zróżnicowanych, od nieznacznie lepszych warunków wczasów, po specjalne kliniki, sklepy i inne dobra.

 

 

Dla mnie człowiek, to c+u+d, czyli ciało + umysł + dusza. I o tych sprawach myślę i piszę od czasu do czasu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka