elektryczny elektryczny
34
BLOG

Walka tytanów - na ile złudnych, na ile prawdziwych

elektryczny elektryczny Polityka Obserwuj notkę 0

Zdaje się, że właśnie w czasie, gdy oficjalnie bezpardonowa walka między PO a PiS została zawieszona, a topór wojenny zakopany w światłach kamer - konflikt ten, jako konflikt po prostu, jest coraz częściej rozstrząsany. Ja też mam na swoim koncie kilka tekstów o tym. Pisało się trochę o genezie, sporo o mechanizmie i o tym, dlaczego nie chce się skończyć ta wojna zwana od jakiegoś czasu "polsko-polską". Przecież, wydawałoby się, wszyscy chcą teraz pokoju i miłości... Pozostaje jeszcze jedno znaczące pytanie: na ile jest to wszystko dla Polski ważne?

Są dwie odpowiedzi, bowiem ten konflikt jest jednocześnie bardzo fundamentalny i w sumie płytki. Gdy patrzy się z biura partii albo siedziby jakiegoś środka przekazu, widzimy ogromnego orzełka w koronie Kaczyńskiego i jeszcze potężniejszą uśmiechniętą mapkę Tuska. To oni mają większość miejsc w parlamencie, większość środków z budżetu i większość mediów gardłujących mniej lub bardziej wiernie za swoim idolem. Ale jeżeli spojrzeć na to z lotu ptaka czy nawet ze sklepu spożywczego, dostrzegamy zupełnie inne proporcje. "Wojna polsko-polska" ogarnia tak naprawdę może kilka procent społeczeństwa, a dwubiegunowy układ okazuje się efektem degeneracji ustroju partyjno-medialnego, a nie nieodwołalnym wyrokiem historii.

To, co sprawia, że ogień wciąż bucha, to przede wszystkim masa chrustu - czyli głęboki podział mentalny wśród elit. Przez elity rozumiem osoby, które - powiedzmy - raz dziennie (to dużo!) myślą chwilę nad czymkolwiek oderwanym od codziennego życia (polityka, nauka, literatura...). Otóż wśród tych osób dominują dwie postawy ideowe, które na własny użytek nazywam demoliberalną i narodową - od narodowca, nie narodu. Główną troską demoliberała jest "zaściankowość" Polski, czyli po prostu, że nie jest u nas jak na zachodzie Europy. Polityków mamy nie takich, kulturę mamy nie taką, społeczeństwo mamy nie takie - czyli nienormalne. Jak powiedział kiedyś Waldemar Pawlak, "normalnie to jest tak, jak powinno być", a powinno być jak na Zachodzie. Narodowcy też mają swój wzorzec, spod znaku Matki Boskiej, husarskiego skrzydła i śmierci na ołtarzu ojczyzny. Połączenie tych postaw jest niemal niemożliwe. Stąd pośrodku naszej elity biegnie przepaść. Po jednej stronie łopocze flaga z uśmiechniętą mapką, a po drugiej z orzełkiem w koronie. Właśnie dlatego, że konflikt toczy się w dużej mierze poza polityką, jest tak trwały.

Ale, jak wiadomo, niebagatelne znaczenie ma też opłacalność walki dla antagonistów. Dopóki "IV RP to zło", Tusk może jeździć na białym koniu obrońcy kraju przed kaczyzmem (i dlatego "Polityka" co tydzień wypełnia kilka stron zaklęciami, że jeszcze Czwarta nie zginęła, póki Jarosław K. żyje). Dopóki "liberałowie zagrażają Polsce", Kaczyński może organizować przeciwko nim krucjaty. Toteż dobrze jest dla PO i PiS nie pozwalać dogasać płomieniom zaciekłości. Lecz ostatnio obserwujemy, że próbuje się "zjeść ciastko i mieć ciastko": Tusk wysuwa kandydaturę niemalże katolickiego dewoty (to ma być człowiek demoliberałów!?), jego przeciwnik wzywa do zawieszenia walk. Brudną robotę pozostawia się dziennikarzom, publicystom i zaprzyjaźnionym intelektualistom. Czy wodzowie partyjni nie pogubią się w swoich kombinacjach? W sumie w czasach zimnej wojny też nie bito się w Europie, gdzie przebiegał front żelaznej kurtyny - a podgryzano się nawzajem w Trzecim Świecie...

Jednak konieczność chowania konfliktu pod dywan, a więc rozmaitych pojednawczych gestów ze strony Kaczyńskiego i wstrzemięźliwości w słowach dworu PO ujawnia już płytkość całej draki. Przecież poza elitami jest ogromna większość ludzi, że tak powiem, normalnych, którzy na codzień mają gdzieś takie kwestie, jak braterstwo narodów Europy, naukę społeczną Kościoła, prawa gejówi nawet przesłanie bohaterów walki z komunizmem. Jeżeli już się na poparcie którejś strony zdecydują, to w wyniku bombardowania mącącą obraz rzeczywistości propagandą, przez którą naprawdę trudno się przebić. Zaś walki postrzegają słusznie jako same w sobie szkodliwe i nudne.

Czy zatem, jak u Orwella, cała nadzieja w prolach? Nie do końca. Patrząc na całą sprawę z perspektywy historycznej, "wojna polsko-polska" może na jakiś czas ustabilizować polską władzę, prawdopodobnie w rękach Platformy. Ale na tym kończą się pożytki. Poza tym konflikt przyniósł nam koncentrację polskiej polityki na wzajemnych oskarżeniach, zabetonowanie sceny politycznej (przez co demokratyczny system naszego państwa nie może normalnie działać),"wojnę o krzesła" między prezydentem a premierem - i wiele innych szkód. Coś takiego musi w końcu upaść. Chodzi o to, by na śmietnik historii nie pociągnęło za sobą Polski coraz rzadziej dostrzegającej wśród huku i dymu poważne problemy i palące sprawy wielkiego świata. Może minąć jeszcze parę, a nawet kilkanaście lat (przy czym oczywiście wciąż będą trwać przemiany, bo mimo podobieństwa ogólnych zarysów sytuacja w r. 2010 różni się od sytuacji z 2006). Ale godzina nowych przesileń jest coraz bliższa.

Chciałbym się na koniec zainteresować jeszcze kwestią możliwości zawarcia pokoju za sprawą PiS. Ostatnie lata pokazały, że w poparciu społecznym w warunkach wojennych silniejsza jest PO. W związku z tym partia Kaczyńskiego mogłaby zyskać na obniżeniu temperatury sporu. W ten sposób wzrosłoby SLD i może jakimś nowym pogrobowcom Unii Wolności, a w konsekwencji spadłoby Platformie. Dlatego też, jak wspomniałem, obozowi uśmiechniętej mapki bardzo zależy na wskrzeszeniu "dawnego" Kaczora. Ale wskazane jest schładzanie tylko do pewnego momentu, a dokładniej do progu, gdzie jeszcze niemożliwy byłby wzrost alternatywy na prawicy, gdzieś w okolicach Ujazdowskiego, Dorna, Gowina. Tak więc w najlepszym razie chodzi tylko o dostosowanie "poziomu technologii bojowej" do przeciwnika. W Platformie od dawna Tusk się uśmiecha, a zaprzyjaźnieni dziennikarze histeryzują po swojemu. Teraz to unowocześnienie wdraża u siebie PiS.


Ta notka jest z kolei pięćdziesiąta. Jako że to liczba półokrągła (więc jest okazja), a chciałbym swoją działalność trochę rozwijać, założyłem "mirror" blogana Onecie, by dotrzeć do większej liczby czytelników. Dziękuję wszystkim tym, którzy już przeczytali u mnie chociaż tę jedną notkę. Mam nadzieję spłodzić jeszcze dużo kolejnych pięćdziesiątek :)

elektryczny
O mnie elektryczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka