Wojna, Szanowni Państwo, zbliża się wojna! A przynajmniej tak zapowiada minister Rostowski. A dzisiaj (a może bardziej wczoraj) Fakt przedstawił analizy jasnowidza, Krzysztofa Jackowskiego, które potwierdzają słowa ministra. A wszystko przez system finansowy.
Jest tak źle, że jedynie wielki reset w postaci wojny może rozwiązać ten problem. Ogólnie uważałem już od dawna, że światowy system ekonomiczny jest zbudowany na zasadzie, że z każdą chwilą będzie gorzej, aż w końcu albo nastąpi koniec w postaci ogólnoświatowego bankructwa albo w ramach resetu wybuchnie wojna ustanawiająca nowy światowy ład.
Jednak w tym momencie należy wspomnieć o ostatniej wojnie, która miała wybuchnąć w listopadzie zeszłego roku, autorstwa niejakiej Baby Wangi. Jak do tej pory nic się na szczęście nie wydarzyło (choć wówczas podejrzany był ostrzał Korei Płd. przez swojego sąsiada oraz dziwne „ścieżki” na niebie na zachód od Los Angeles).
Zakładając wersję ministra Rostowskiego, stojąc w kolejce do ambasady USA po Zieloną Kartę, zadaję sobie pytanie, dlaczego teraz? Dlaczego w tym momencie, gdy Polska znajduje się tuż przed dniem wyborów, o czym już przypominają nam pojawiające się w telewizji spoty i twarze lokalnych kandydatów na wielkich plakatach na ulicach naszych miast?
Ciekawą sprawą są właśnie te plakaty. Jeszcze niedawno władza ich nie lubiła, nie chciała i w ogóle trzeba je usunąć. Oficjalnie z powodu wielkich pieniędzy, które idą na zmarnowanie.
Jednak jak przyszło co do czego, okazało się, że te wszystkie tłumaczenia to tylko taki pic dla gawiedzi, by zaspamować eter. Normalna, honorowa partia powiedziałaby swoim działaczom, że nie lubimy i nie chcemy bilbordów. Gdy pisowski trybunał jednak zezwolił na ten rodzaj kampanii, my jesteśmy lepsi i nie będziemy się podpinać pod ten nurt, bo to jest zły pomysł.
Niestety, bańka picu prysła. Znów z naszych płotów, budynków i słupów ogłoszeniowych patrzą na nas kandydaci Platformy. Widocznie nie taki diabeł straszny, jak go malują…
