Kolejna informacja, wręcz rewolucyjna, jakoby w archiwach sejmowych znajdowała się kopia teczki SB dotyczącej osoby dla jednych Lecha Wałęsy, dla innych TW Bolka. Jak zwał, tak zwał, nie mnie, młodemu oceniać, zwłaszcza, że nie mam odpowiednich danych.
Właśnie tutaj, w tym zdaniu, w pewien sposób schowane jest ostateczne rozwiązanie sprawy nie tylko Lecha Wałęsy i jego potencjalnej współpracy ze służbą bezpieczeństwa PRL, ale również rozwiązanie ogólnie rozumianej sprawy teczek.
Mamy wojnę pozycyjną, w której jak widać niewiele się front przesuwa, bo na każdą nazwijmy ją "patriotyczną" próbę zepchnięcia przeciwnika mamy reakcje "strony zdradzieckiej". Praktycznie każda publikacja dotycząca przykładowo Lecha Wałęsy jest swego rodzaju cementowaniem dwóch grup Polaków: ci którzy stoją po stronie "Bolka" dalej stać będą, przy okazji dostają nowe argumenty do (niestety, muszę użyć tego słowa na określenie stanu debaty publicznej w naszym Kraju) pyskówki, a ci, którzy wiernie stoją za Lechem Wałęsą, będą mieli swoje argumenty, albo jak kto woli, w kolejny sposób "oleją sprawę" określając pierwszych mianem "oszołomów", gdy drudzy określani są mianem "ubekistanu", czy "zdrajców narodu".
Żeby zakończyć (w końcu) ten jałowy spór, proponuję, by wszystkie materiały, jakie znajdują się w archiwach, a dotyczą osób publicznych, zostały upublicznione: w ten sposób każda strona będzie zadowolona: oskarżana będzie miała szansę na to, by oczyścić swoje dobre imię (a przy okazji żądać sprawiedliwości za niesłuszne podejrzenia), a jeśli chodzi o stronę oskarżającą, odbierze jej się prawo do bezpodstawnego rzucania fałszywych oskarżeń.
Nie będzie już żadnych List Wildsteina, czy Macierewicza, nie będzie medialnych wrzutek, na które czeka rząd, by przykryc swoje sukcesy na obszarze reform i postępu. A przy okazji, kto wie, może oczyścimy naszą przestrzeń publiczną z tych, którzy nie mają moralnego prawa do uczestnictwa oraz nie będzie już możliwości "szantażowania" jednych przez drugich.
