Erneste Erneste
46
BLOG

Okołomeczowe frustracje - notka emocjonalna

Erneste Erneste Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Wszystkiemu winni są w zasadzie piłkarze. Gdyby gładko wygrali z Irlandią Północną. nie byłoby pewnie tych frustracji, puściłbym mimo uszu wszystkie okołomeczowe wpadki, głupawe wypowiedzi i dziwne zachowania uchwycone przez telewizję. Możliwe, że w ogóle nie zauważyłbym ich nawet.

Ale piłkarze tylko zremisowali. I uruchomiła się we mnie tradycyjna, kibicowska, okołopiłkarska złość. Ta sama złość, która kiedyś tak pięknie rozkwitła w sercach milionów Polaków po nieudanym meczu z Koreą Południową i z całą mocą uderzyła w niejaką Edytę Górniak.

W sobotę, tuż po rozpoczęciu drugiej połowy meczu, gdy zobaczyłem, że na boisku nie biega już Ludovic Joseph Obraniak poczułem pierwsze ukłucie tejże kibicowskiej złości. Jej adresatem był oczywiście Leo Beenhakker. No cóż, potrafię zrozumieć i zaakceptować, że trener chce realizować jakąś, ustaloną przez siebie zawczasu, koncepcję gry. Ale są jednak pewne zasady, których należy przestrzegać. Podstawowa zasada mówi: w trakcie meczu należy ściągać z boiska tych, którzy grają najsłabiej a w ich miejsce wstawiać tych, którzy rokują na lepszą postawę. Obraniak grał najlepiej z naszych, tuż przed końcem pierwszej połowy miał dwie świetne strzały, które omal nie zakończyły się bramkami. Wymianę Obraniaka na Smolarka gotów byłbym usprawiedliwić tylko pod warunkiem, że ten drugi zmieniłby w pojedynkę losy spotkania, zagrałby mecz życia. Ale - jak można było się spodziewać, takiego meczu nie zagrał.

Są zasady obowiązujące wobec trenerów, są też zasady obowiązujące wobec komentatorów. Ci drudzy mają ściśle określone zadanie - relacjonować, opisywać to, co jest widoczne dla ogółu i - ewentualnie - dodawać do tego własne spostrzeżenia, ciekawostki, fachowe komentarze. Dariusz Szpakowski to specyficzny typ komentatora - tylko jemu chyba tak często przydarza się nie widzieć i nie rozumieć tego, co jest czytelne, jasne i jednoznaczne dla każdego kibica siedzącego przed telewizorem. Przykład - proszę bardzo; po świetnym strzale Rogera bramkarz Irlandii Północnej odbił piłkę, a następnie złapał ją na granicy linii końcowej boiska. Nasz piłkarz, co pokazały kamery, zaczął sygnalizować gestem ręki sędziemu, że piłka całym swoim obwodem przekroczyła linię i powinien zostać odgwizdany rzut rożny. Interpretacja Szpakowskiego była następująca - Roger porusza rękami, by dać wyraz temu, jak bardzo chciałby, by piłka wpadła do bramki...

Oczywiście ani Szpakowski ani nikt z całej masy ekspertów (wyjątkiem jest Zbigniew Boniek) mimo licznych powtórek nie dostrzegł, że bramkę dla Polaków zdobył nie Mariusz Lewandowski, lecz naciskany przez niego obrońca naszych rywali - Aaron Hughes. Największy popis dała jednak telewizja TVN, której redaktorzy nie zorientowali się nawet z jakim przeciwnikiem graliśmy. Przez całą niedzielę, w programach informacyjnych (m.in. "Fakty", magazyn "24 godziny" w TVN24) dyletanci z tej telewizji przekonywali widzów, że oto graliśmy nie z Irlandią Pólnocną a z Irlandią. Mała różnica? - ano dla znawców sportu z TVN jak widać niewielka; w końcu, jakie to ma znaczenie, czy mówimy o Korei Południowej czy Korei Północnej, Słowenii czy Słowacji, Austrii czy Australii.

Kto jeszcze mnie wkurzył - długo by wymieniać. Na pewno - bufonowaty redaktorek z TVP, który zaraz po skończonym meczu podszedł do jednego z naszych piłkarzy, by powiedzieć mu, że dziś "brakowało mężczyzn na boisku". Aż szkoda, że piłkarzem tym nie był Boruc - mogłoby skończyć się wówczas oczyszczającym atmosferę lutnięciem w łeb. Wkurzający jak zwykle byli liczni "kibice od święta", zawodowi narzekacze i defetyści uaktywniający się zawsze przy okazji nieudanych występów naszej reprezentacji. Wkurzający byli też ci wszyscy pożal się Boże dziennikarze ogłaszający wszem i wobec, że nasze szanse na awans do finałów Mistrzostw Świata w 2010 roku "zmalały do zera".

A najbardziej wkurzające w tym wszystkim jest to, że na spektakularne, przekonujące i wysokie zwycięstwo naszych piłkarzy trzeba czekać aż do środy...

Erneste
O mnie Erneste

Wierzę, że nie istnieje coś takiego jak kłamstwo idealne; nawet w najmisterniej utkanych manipulacjach czai się prawda, która aż się prosi, by ją odkodować:).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości