W dzisiejszej Gazecie Wyborczej w dodatku wrocławskim przeczytać można o sukcesie inżynierów z Politechniki Wroclawskiej. W pracowni prof. Jana Dziubana na Wydziale Elektroniki Mikrosystemów i Fotoniki powstał mini-analizator DNA. Nie jest to rewolucja, gdyż tzw. "lab-on-chip" to obecny trend rozwoju diagnostyki biomedycznej. Jednak dobrze wiedzieć, że takie urządzenia mogą powstawać w Polsce, że ktoś pracuje nad oryginalną technologia.
Czym jest analizator tylu "lab-on-chip"? Najczęściej jest to płytka z krzemu lub z tworzywa, na której w drobnych kanalikach i mikrozbiorniczkach zachodzą reakcje chemiczne. Odczynniki już tam są. Trzeba dostarczyć tylko próbkę do badań. W przypadku opisanego w artykule urządzenia wykorzystującego technikę PCR, potrzeba dodać próbkę zawierającą DNA. Może to być DNA pacjenta, DNA bakterii czy DNA wirusa. źródło pochodzenia nie gra roli. W reakcji PCR wybrane cząsteczki DNA zostaną namnożone do ilości umożliwiających ich łatwą detekcję. Informacje jakie można uzyskać z takiej analizy to odpowiedź na pytanie czy próbka zawiera onkogeny lub DNA mikroorganizmów.
Tego typu urządzenia są w zamyśle łatwe w obsłudze, umożliwiając dość wyrafinowaną diagnostykę bez potrzeby skomplikowanego szkolenia. Lab-on-chip ma działać na zasadzie Load, Run, Read czyli załaduj, uruchom i odczytaj.
bardzo się cieszę z osiągnięcia dr Rafała Walczaka. O takich rzeczach trzeba pisać, trzeba też umieć pisać. A tego autor artykułu Tomasz Wysocki nie umie. Wygląda na to, że nie zrozumiał o czym mówił do niego naukowiec z politechniki, gdyż czytamy w tekście:
"...obecność wirusa salmonelli..."
Salmonella nie jest wirusem! Jest bakterią, a to duża różnica.
"... podczas tzw. reakcji polimerazy łańcuchowej bakterie są namnażane."
Dwa błędy w jednym zdaniu. Reakcja wykorzystywana przez urządzenie to wspomniane już PCR (polymerase chain react*ion) czyli łańcuchowa reakcja polimeryzacji. W reakcji PCR namnażane może być DNA bakterii, a nie same bakterie. Ilość namnożonego DNA jest następnie analizowana.
Ja wiem, że biologia była w liceum do trzeciej klasy i o tych rzeczach nie uczono, to jednak nie zwalnia z rzetelności dziennikarskiej. Wygląda na to, że pan Tomasz Wysocki po prostu nie sluchał (albo słuchał, potakiwał i udawał że rozumie), co mu o analizatorze powiedziano. Wstyd!
Jest jeszcze jedna rzecz, z którą można się nie zgadzać. Takie urządzenia nie będą zagrożeniem dla wielkich koncernów, gdyż wielkie koncerny pracują także nad takimi analizatorami. Mają na to pieniądze, mają ludzi i technologię oraz mają markę. Przedsięwzięcia konstrukcyjne mają jednak sens. Lab-on-chip to jest jeszcze nieskolonizowany ląd i producent będzie miał szerokie możliwości. Aby analizator rodem z PWr miał przyszłość inwestor musi zapewnić, jeśli nie niższą cenę, to lepszą jakość i serwis lub spektrum zastosowań. Tymczasem, aby osiedlowa przychodnia naprawdę wykorzystywała potencjał diagnostyczny urządzenia, producent (raczej nie badacze z Politechniki) musi zapewnić szeroki wybór czipów analitycznych po przystępnej cenie, od testów na wirus grypy czy HIV, przez bakterie salmonelli, po markery nowotworowe.
*edytor tekstu nie toleruje angielskiego słowa akcja :)
21763
