Jarosław Kaczyński na salonie24 taki jak zawsze: niby wzywa do jedności ale tak na prawdę chodzi mu o demontaż - tym razem Solidarnej Polski. Metoda ta sama co zwykle, kilku się zaprosi z powrotem, może obieca miejsca na listach, może jakieś synekturki. Ważne żeby osłabić nową inicjatywę na tyle aby nie przekroczyła progu w kolejnych wyborach. Efekt jak zawsze: prawica przegrywa wybory, kolejni prawicowi politycy opuszczają polską scenę polityczną, Jarosław Kaczyński pozostaje samotnym władcą na posypanym solą ugorze.
Solidarna Polska to kolejny po PJN PiSowski odprysk, efekt nieustającej wojny Jarosława Kaczyńskiego z polską prawicą. Ponieważ SP tak jak PJN pochodzi z samych trzewi PiSu, postępuje podobnie do partii Kowala: wzięła sobie za nazwę dawne hasło wyborcze PiS, kieruje swój przekaz głównie do elektoratu PiS i korzysta z szerokiego zasobu kadrowego tej partii. W odróżnieniu jednak od PJN SP w postaci Ziobry i Dorna zawiera w sobie samą esencję PiSu i choćby z tego powodu jest dla partii Jarosława Kaczyńskiego groźniejsza.
Muszę zmartwić wyznawców Jarosława Kaczyńskiego: sukcesu nie będzie. Nie dlatego, że prezesowi nie uda się demontaż SP - bo całkiem możliwe że się uda. Mają większe szanse niż PJN ale mają tak samo pod górkę bo 5% próg wyborczy i prawo o finansowaniu partii politycznych są nieubłagane.
Tyle że ten "sukces" w niczym Kaczyńskiemu nie pomoże. Nie będzie wariantu węgierskiego bo Orban węgierską prawicę zjednoczył a Kaczyński ją od lat 20 demoluje wycinając ze sceny politycznej co inteligentniejszych polityków prawicy. W ten sposób całkowicie wyjałowił "prawicowy zasób kadrowy" i orbanowskiej rewolucji nie ma zwyczajnie kim zrobić. Jak głosi porzekadło żeby rządzić ludźmi trzeba ich prowadzić za sobą a nie popychać przed sobą - a tego niestety lider PiS nigdy nie potrafił.
To trochę tak jak z girlsbandem: żeby odniósł sukces każda gwiazdeczka musi reprezentować inny typ urody i podobać się innej publiczności. Świetnie rozumie to Tusk, który np. Gowina trzymał przez wiele lat w poczekalni a teraz wystawił na pierwszą linię żeby w ciężkich czasach zawalczyć o bardziej prawicowy elektorat.
Ale nie mam złudzeń - gdyby "żelazny PiSowski elektorat" to rozumiał nie byłby już żelaznym elektoratem. Dlatego tak jak w 2006 roku rechotali pogardliwie z "ciamciaramci", w 2011 z Kowala tak teraz będą rechotali z Ziobrystów. A w tle tego rechotu zadowolony z siebie Jarosław Kaczyński będzie przegrywał kolejne wybory.
e.