Euro nie jest zbyt nośne bo na razie wygląda że jakoś to będzie - i powraca sprawa pomnika. Przy czym nadal nikt nie potrafi wskazać powodu innego poza polityczną wojenką.
Za co stawiamy pomniki? Za wybitne osiągnięcia dla miasta lub kraju. A tych w przypadku zmarłego Prezydenta nawet redaktor Wildstein nie był w stanie wymienić. Jego przydługi artykuł w ostatnim URze po odcedzeniu wody sprowadza się do tego że św. pamięci Lech Kaczyński miał dobre intencje i podejmował zdaniem redaktora właściwe kierunki działań. A to bardzo niewiele nawet dla zdecydowanego zwolennika byłego prezydenta. Czy gdyby Lech Kaczyński w Smoleńsku nie zginął ktokolwiek choćby pomyślałby o pomniku dla niego? Przypomnę że jego notowania i szanse na kolejną turę były raczej mniejsze niż większe. Owszem zginął na służbie - ale z tego powodu (słusznie o co od początku walczyłem na tym blogu) został już uhonorowany miejscem spoczynku na Wawelu.
Niestety Jarosław Kaczyński postępuje wedle recepty komunistów: stawiajmy pomniki nie tym, których ludzie szanują ale tym, dla których szacunek chcemy im narzucić. Ze swojej strony chciałbym przypomnieć że to się niespecjalnie sprawdziło i na cokole Dzierżyńskiego stoi dzisiaj zupełnie kto inny.
W Warszawie jest nie tak wiele pomników postaci stricte politycznych. Brakuje najznakomitszych królów, wodzów, reformatorów. Obrońca Warszawy i Lwowa, generał Rozwadowski do dziś nie doczekał się nawet małej uliczki, o cokole nie wspomnę. Uporczywe domaganie się przez Jarosława Kaczyńskiego pomnika dla brata sprawia wrażenie prywaty jeśli nie cynicznej politycznej rozgrywki. A zwolennicy PiS zdają się śpieszyć z obawy że nawet jeśli pomnik powstanie za lat dziesięć czy piętnaście to poza grupką wyznawców nie obejdzie już nikogo.
Pozdrawiam,
ps. swoją drogą stawianie pomników najznamienitszym obywatelom I RP mogłoby być niezłym nawiązaniem do naszej WSPÓLNEJ historii i świetnym elementem tak forsowanej przez PiS polityki historycznej.