Są tacy ludzie i takie słowa, które się pamięta. Zwyczajnie, bez grawerowania na pomnikach. Ot, przechodzisz obok sklepu, ludzie stoją i pada jakieś zdanie. To zdanie otwiera Ci oczy na ważną prawdę, która staje się częścią twojego życia. "Wódkę przywieźli", słyszysz i od tej pory rozumiesz, że ty też, że jesteś Polakiem. Że tu, obok tego sklepu, gdzie chleba dostać nie można a wódkę dają dopiero od trzynastej, że tu jest twoja ojczyzna. Tu się urodziłeś. I tu umrzesz. Kiedyś mogłeś wyjechać i nie wrócić, ale świat się zmienił. Teraz już zawsze, kiedy pani w okienku spyta cię o bilet odpowiadasz - w obie strony. Nie można inaczej.
Jan Nowak Jeziorański opowiadał w wywiadzie taką historię. O strachu i przyzwoitości. Jak ja bym się zachował? Nie wiem. I mam nadzieję, że to pytanie będzie mnie nękać do końca życia.
"Nie było szmalcowników, donosicieli?
Byli. Ale proszę mi wierzyć, te kanalie były marginesem, jak i marginesem byli bohaterowie. W środku znajdowała się indyferentna masa, jak dzisiaj zajęta kombinowaniem i myśleniem, jak przeżyć. Niech więc pani rozróżni dwie sytuacje. Donoszenie, które jest zbrodnią, i strach - o rodzinę, o własne życie, bo przechowywanie Żydów groziło jego utratą - który mógł się przejawić w odmowie udzielenia schronienia - nie wydania - głównie obcym, bo znajomym Żydom pomocy raczej nie odmawiano. Wie pani w ogóle, co to jest strach? Taki porządny, o własne życie?
Nie.
A ja wiem. Bo bałem się wielokrotnie. A jeden raz - piekielnie. Wracałem do Warszawy pociągiem ze wsi obładowany jedzeniem. Handlowałem żywnością, by utrzymać moich bliskich. To było w pierwszym roku okupacji, nie działałem jeszcze w konspiracji. Wagony w strasznym stanie, powybijane okna, potworny wiatr, zimnica. Mój przedział był pusty, a w następnym siedziała młoda dziewczyna, może osiemnastoletnia. Żydówka. I nagle trzech chuliganów zaczęło się do niej dobierać. Ona uciekła do mego przedziału, usiadła obok mnie i: "Niech mnie pan chroni - powiedziała - oni chcą mnie zgwałcić". Wrzasnąłem na nich, a głos zawsze miałem silny, i się wycofali, śmiejąc. Dojeżdżamy do Warszawy Wschodniej, a ona do mnie: "Bardzo ładnie się pan zachował, ale ja chcę pana prosić o więcej". "Co takiego?". "Chcę, by wziął mnie pan pod rękę, jak wyjdziemy, i żebyśmy razem przeszli przez szperę". Zimno mi się zrobiło. Niemcy wprowadzili już dla Żydów - pod karą śmierci - zakaz poruszania się środkami transportu publicznego. Ona była nawet ładna, ale wyglądała jak typowa Żydówka. Typowa! Co robić? Jeśli Niemcy nas zatrzymają - myślałem - to razem zaprowadzą na najbliższy komisariat policji i rozwalą, od razu. Ale nie mogłem jej odmówić. Nie potrafiłem z siebie wykrztusić, że nie, że się boję.
Wstydził się Pan?
Tak, wstydziłem się. Wziąłem ją pod rękę, idę i czuję na sobie wzrok szupo. Przeszliśmy. Doszliśmy do rogu, ona dziękując mi, całuje mnie w oba policzki, a pode mną nogi dygoczą tak, że nie mogę ich opanować. Nigdy, ani wcześniej, ani później takiej reakcji nerwowej nie doświadczyłem. Choć przeżywałem potem różne lęki. Skacząc ze spadochronem i czując, że serce mi staje. Albo przekraczając granicę niemiecko-szwajcarską, kiedy nogi miałem jak z waty."