Lady Pretentious Lady Pretentious
348
BLOG

"Toksyczny" związek

Lady Pretentious Lady Pretentious Polityka Obserwuj notkę 2

        Analogia pomiędzy relacjami Polska - Rosja, a przemocowym związkiem dwóch osób nie jest specjalnie odkrywcza. Wystarczy bardzo pobieżna znajomośc historii, żeby wiedziec, że ta "love story" pasuje bardziej do kategorii dramat niż komedia romantyczna. Analizując tę zbieżnośc można zapytac na ile ta analogia jest dokładna - w końcu ludzie zajmujący się przemocą domową przede wszystkim dążą do oddzielenia "ofiary" od "oprawcy", a następnie pomocy w leczeniu jej ran.

        Tutaj nie ma mowy o zakończeniu związku. Nie zwiniemy naszych pól, lasów, łąk, domów-kostek, ruin dawnej świetności czy nowobogackich pałaców i nie przeniesiemy się w bardziej bezpieczne miejsce, np. na Madagaskar. Jednak i tu analogia się nie wyczerpuje - podobnie w życiu, nie zawsze "ofiara" ma możliwośc natychmiastowej ucieczki, z rozmaitych powodów musi pozostac w toksycznej relacji przez jakiś czas. Także i wtedy jest możliwe i niezbędne udzielenie jej wsparcia, bo jak wiadomo relacja oparta na przemocy i potrzebie kontroli ma ogromnie niszczące działanie dla psychiki. Dla psychiki narodu także. 
 
         Co więc radzi się "ofierze", która uciec nie może? Kluczowe niebezpieczeństwa toksycznej relacji to przyjęcie tożsamości ofiary, zachwianie poczucia własnej wartości, które w skrajnych przypadkach prowadzi do utraty tożsamości i zlania się z "oprawcą". Nie chodzi o to by negowac fakty zaistnienia przemocy, albo popadac w jakże znaną pułapkę współczesnej psychologii, kiedy to w dobrej wierze "ofiarę" czyni się odpowiedzialną za przemoc. Jest to sprawa bardzo delikatna i wymaga ogromnej wrażliwości - bo pierwszym najpoważniejszym przejawem uszczerbku na poczuciu własnej wartości jest nieustanne nurzanie się w poczuciu winy. Tak, popełniamy błędy i powinniśmy ponosic za nie odpowiedzialnośc. Ponoszenie odpowiedzialności za błędy nie oznacza jednak, że nasze błędy mają określac nasze myślenie o sobie lub co gorsza uzasadniac cudze błędy.
 
        Pierwszym więc podstawowym zadaniem aby ochronic "ofiarę" lub raczej - słabszą stronę relacji (termin ofiara jest dla mnie zbyt blisko wyżej wymienionej "toksycznej" tożsamości dlatego umieszczam go w cudzysłowie), jest ochrona jej poczucia własnej wartości. To poczucie własnej wartości nie może byc określane poprzez chorą relację. Słabsza strona relacji, w miarę swoich możliwości i wbrew oporom strony silniejszej powinna dążyc do uzyskania jak największej niezależności w związku, materialnej, ale także, a może przede wszystkim - emocjonalnej. Jak to osiągnąc? Trzeba budowac swój własny świat relacji, niezależny od "oprawcy", rozwijac pasje i zainteresowania, uczyc się nowych umiejętności. Nade wszystko walczyc wewnętrznie z mocnym objawem toksycznej zależności, którą jest nadmierne przejmowanie się opinią drugiej strony. To nie jest łatwe, bo w wielu wypadkach psychopatyczny partner będzie się starał ośmieszyc "ofiarę", przedstawic ją jako histeryczną maniaczkę, wariatkę, alkoholiczkę może. Tak więc niezbędne jest dbanie o swój wizerunek tak by postronni świadkowie nie znali tylko wersji "oprawcy", który często w towarzystwie jest uznawany za fajnego gościa, godnego szacunku...
 
          Drugą kwestią, bardzo istotną i zasadniczą przyczyną dla której rozwodzę się nad tą analogią jest przyjęcie odpowiedniej strategii w postępowaniu ze stroną silniejszą. Otóż praktyka dowodzi, że wbrew nadziejom "ofiary" uległośc wobec "oprawcy" nie popłaca. Znękana "ofiara" może się zamęczac starając się o to, by na podłodze nie leżał żaden pyłek, a zupa zawierała idealną ilośc soli - niestety - zawsze znajdzie się coś, za co oberwie. Może to byc na przykład nie dośc szeroki uśmiech przy powitaniu czy też zmarszczenie brwi w nieodpowiednim momencie. Proces przemocowy bowiem jest dynamiczny - nie zatrzymuje się w momencie uzyskania uległości "ofiary" - konieczne jest nieustanne potwierdzanie władzy, a jeśli "ofiara" ulega - granica się przesuwa aż do zanegowania jej tożsamości, usunięcia jej z map, całkowitej destrukcji. Nie można liczyc na jakiekolwiek uznanie gestów pojednawczych, ponieważ w umyśle "oprawcy" tak naprawdę ofiara nie ma prawa do posiadania własnej woli, czyli jej uległośc jest stanem oczekiwanym, a nie przejawem dobrych intencji. 
 
Z drugiej strony - otwarta agresywna walka i atak budzi wściekłośc "oprawcy", można się spodziewac zemsty za wszelkie przejawy autonomii i chęci zniszczenia także ducha autonomii, tak by "ofierze" nie przychodziło do głowy nawet więcej podskakiwac. 
 
Sytuacja nie jest jednak tak beznadziejna jakby mogło się wydawac. Po pierwsze - naturą rzeczy jest zmiennośc. To, że w danym stuleciu rozdanie kart jest takie, a nie inne nie oznacza, że na zawsze takie pozostanie. Surowce naturalne w pewnym momencie się kończą. Układy sił się zmieniają. Powstają nowe sojusze i potęgi, upadają stare. Zanim "ofiara" uda się do sądu, warto żeby zadbała o policyjne raporty z każdego zdarzenia jakie miało miejsce, zapisywała w pamiętniku co się dzieje, nie opierając się wyłącznie na zawodnej pamięci. Budowała siec wsparcia, dzieląc się doświadczeniami i wiedzą także z osobami w podobnej sytuacji. Asertywnie odpierała ataki nie dając się wpędzic w błędne koło prób zadowolenia "oprawcy", które jest niemożliwe. Nawet jeśli może się wydawac, że chocby przez pozorowaną uległośc można coś ugrac - na dłuższą metę każdy przejaw serwilizmu odciska się piętnem na psychice i utrwala tożsamośc "ofiary" nie mówiąc o tym, że "wygrana" ma się nijak do poniesionych kosztów. To wszystko jest trudne i przypomina balansowanie na krawędzi, ale poddac się nie wolno.
 
 

moim drogowskazem jest Tora, źródło mojej wolności Interesuje mnie ścieranie się idei, ich wzajemne przenikanie, trudne związki, rozstania i walki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka