Filip Memches Filip Memches
1633
BLOG

Idiotes

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 56

Potrzeba świętego spokoju jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Ktoś, kto nie przyjmuje tego do wiadomości upiera się przypuszczalnie przy dość wyidealizowanym i tym samym zafałszowanym obrazie natury ludzkiej. A jednak to, że jakaś potrzeba istnieje nie oznacza jeszcze, że nie należy jej ograniczać. Jeśli zaś staje się przedmiotem ideologicznego bałwochwalstwa, prowadzi na manowce. 

Po upadku komunizmu największym politycznym zagrożeniem dla ludzkości nie są rozmaite ekstremizmy, które kontestują liberalną demokrację, lecz mieszczańska ideologia świętego spokoju. Także dlatego, że owym ekstremizmom toruje drogę. Mieszczanie stawiając na bezpieczeństwo, dobrobyt, wolność mają dość wielkich idei, wzniosłych narracji, a przede wszystkim – jak nauczają obsługujące mieszczańskie interesy media – konfliktów politycznych. Chcą – by użyć formuły G.W.F. Hegla i Alexandre'a Kojeve'a – końca historii.
 
Ale historia się nie może skończyć. Człowiek bowiem jest ze swej natury istotą historyczną. Realizacja człowieczeństwa polega na uczestnictwie w dramacie życia, a więc w rozmaitych walkach. Na polu polityki to walka o dobro wspólnoty politycznej, do której się przynależy. Koniec historii oznaczałby zatem koniec człowieczeństwa i zejście do poziomu wegetującej rośliny. Oczywiście może być też taka walka, której ostatecznym celem jest osiągnięcie świętego spokoju. Tyle że gdy się nawet cel ten osiągnie, to święty spokój nie wystarczy do zachowania status quo. Trzeba więc walczyć nadal.
 
Mieszczanie (przezywani w Polsce „lemingami”) wierzą zatem w wolność jednostki – wolność jako wartość naczelną, dzierżącą prymat nad innymi wartościami: dobrem wspólnym, narodem, solidarnością itd. Dlatego nie interesują ich spory geopolityczne o pozycję Polski w świecie czy światopoglądowe o ustawodawstwo bioetyczne? Jeśli coś nie dotyczy ich domu, nie chcą o tym myśleć („co mnie, kurwa, obchodzi jakiś samolot?” – usłyszałem od pewnego młodego człowieka, który wyraził tak swój stosunek do kwestii wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, i – przyjmując mieszczański punkt widzenia – kogoś takiego rozumiem).
 
W starożytnej Grecji istniała kategoria ludzi określana mianem „idiotes”. W ich przypadku nie chodziło o jakąś ułomność psychiczną, lecz polityczną. Nie chcieli oni po prostu brać udziału w życiu publicznym.
 
Po roku 1945, gdy wychodziły na jaw rozmaite koszmary epoki III Rzeszy można było w Niemczech usłyszeć: „Myśmy o niczym nie wiedzieli”. Ale czy chcieli wiedzieć?

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka