Filip Memches Filip Memches
1908
BLOG

Będziemy jako bogowie?

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 48

Jedynie nieśmiertelność może zabić religię, a bez osiągnięcia nieśmiertelności nie jest możliwe istnienie żadnego idealnego społeczeństwa. Taką tezę wygłasza Boris Groys w rozmowie, którą przeprowadziłem z nim dla najnowszego wydania „Europy” (od dziś w kioskach jako dodatek do „Newsweeka”). Filozofa tego można uznać za jednego z najbardziej prowokacyjnych i nieszablonowych myślicieli naszych czasów. Podobnie jak jego kolegę, słynnego Petera Sloterdijka (obaj wykładają w Akademii Sztuk Pięknych w Karlsruhe).

Groys to emigrant z ZSRR. Ten czynnik wiele wyjaśnia. Rosyjskość bowiem bardzo mocno daje tu znać o sobie. Wyraża się to w swoistym zainteresowaniu religią. Archetyp Rosjanina na tle archetypów innych narodów europejskich jest modelowym homo religiosus. Nawet rewolucja bolszewicka okazała się rewolucją quasi-teokratyczną (z kultem Lenina czy Stalina). Jeśli mielibyśmy zatem dziś wypatrywać spadkobierców rosyjskiej filozofii religijnej stuleci XIX i XX (od Władimira Sołowjowa po Aleksandra Kożewnikowa vel Alexandre'a Kojeve'a), to prędzej czy później zauważylibyśmy Groysa.

Filozof z Karlsruhe konstatuje bankructwo sekularnych idei – idei, które dały początek projektom mającym na celu rugowanie religii z przestrzeni społecznej. Stało się tak dlatego, iż sekularne idee nie zajmują się śmiercią. Przykładem jest chociażby liberalizm, który interesuje się tylko żywym człowiekiem jako producentem i konsumentem. Chodzi jedynie o to, żeby konsument coś kupował. Martwy konsument już niczego nie kupi.
 
Ale tak naprawdę mamy do czynienia ze swoistym podziałem zadań. W gestii państwa laickiego oraz utopijnych, sekularnych ideologii jest sfera postępu – wszystko, co jest związane ze wzrostem gospodarczym, z podwyższaniem stopy życiowej, z zapewnianiom ludziom bezpieczeństwa. Postęp to rozwój linearny. Religia natomiast obsługuje czas cykliczny. Rytuał to nieustanne powtarzanie, to reprodukcja. W obrębie tej przestrzeni następuje reprodukcja określonych form małżeństwa i rodziny, reprodukcja narodzin i śmierci. Tak więc państwo laickie zajmuje się tym, co przesuwa się do przodu, religia zaś tym, co stoi w miejscu. Tak naprawdę, wbrew pozorom, bardzo wiele rzeczy stoi w miejscu, bo się powtarza...
 
Słuchając tej wypowiedzi Groysa uświadomiłem sobie, że w takim podziale zadań nie mieści się pewien wyjątek. A to z tego powodu, iż chodzi o zjawisko uchodzące ze względu na swoje formy instytucjonalne za system religijny (cena nie stoczenia się do poziomu sekty), a będące w swej istocie czymś, co ramy religii przekracza. Tak, jest nim chrześcijaństwo jako kontynuacja i pogłębienie wiary Abrahama. Odrzuca ono prymat praw natury – pogańskich praw wiecznego powrotu – nad człowiekiem. To człowiek ma sobie czynić ziemię poddaną. Chrześcijaństwo opisuje rzeczywistość historycznie, w kategoriach postępowych, a więc wedle schematu czasu linearnego, a nie cyklicznego. To jest mesjanizm.
 
Być może nie przypadkiem tacy wskazywani przez Groysa lewicowi myśliciele jak Alain Badiou, Giorgio Agamben, Slavoj Žižek, szukają inspiracji w listach świętego Pawła. Lewica przecież chce przezwyciężenia „fatum” wiekuistej reprodukcji. Tymczasem w chrześcijaństwie chodzi o narodziny „nowego człowieka”, o pokonanie śmierci i zmartwychwstanie. A więc o nowe otwarcie.
 
Groys się z tym nie zgadza. Inaczej postrzega chrześcijaństwo. Jak? Warto się tego dowiedzieć z całości rozmowy. Ciarki po plecach chodzą.

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka