Jan Osiecki dworuje sobie z dziennikarzy ND, że ci jakoby wykazują się ignorancją i rozsiewają steki bzdur.
Nie znam się na awiacji, a tym bardziej na mechanice, ale - jak powszechnie wiadomo - Jan Osiecki zęby na tych zagadnieniach zjadł.
Więc i wykazuje Naszego Dziennika fanaberie.
Nie wiem - może i te silniki faktycznie nie tak działają, jak dziennikarze z ND to opisują.
To sprawa jednak drugorzędna. Ważniejsze jest to, że całe pisarstwo śledcze, próby dochodzenia prawdy o Smoleńsku zdają się zasługiwać na oskarżenie ciężkie: teorie spiskowe (tak, tak - pisano już tutaj na ten temat..)
I taki rechot "dziennikarzy" pokroju Osieckiego ma za zadanie sprawę wyciszyć, zdezawuoać i od razu ustawić w oparach absurdu.
Przecież śledztwo w sprawie katastrofy "cywilnego", "prezydenckiego" samolotu prowadzi niezależna, przyjazna i otwarta prokuratura rosyjska. Więc jaki jest problem?
Dla takich jak Osiecki, zadowolonych z siebie, działań i wysiłków(sic!) rządu sprawa jest prosta.
I naprawdę nie wiem jaki trzeba być ślepy lub zakłamany, aby nie widzieć, że dzieje się coś złego.
Coś - co w świetle dzisiejszych faktów, matactw, niedomówień, każe tę katastrofę z dużym prawdopodobieństwem traktować jako możliwy zamach.
Albo conajmniej karygodne zaniedbania. Również, a może i przede wszystkim, ze strony polskiej...
I gdy Jan Osiecki pisze:
"Musiałem ostatnio przeczytać zszywkę z poprzedniego kwartału Naszego Dziennika. Poszukiwanie materiałów o krzyżu przed Pałacem Prezydenckim urozmaicałem sobie czytaniem kolejnych wypocin o katastrofie w Smoleńsku. Nawet nie chce mi się liczyć bzdur, które znalazłem.",
to ja bym prosił jednak te bzdury policzyć i czano na białym wykazać, że ktoś bredzie.
Jeśli nie, to bredzi Osiecki.