Forgotten Potato Forgotten Potato
228
BLOG

Atak (opowiadanie)

Forgotten Potato Forgotten Potato Kultura Obserwuj notkę 4

Atak, jak później ustalono, nastąpił 11 marca 2013 roku o godzinie 11.49.53. Przyszedł nie wiadomo skąd. W każdym bądź razie źródła ataku nie ustalono. Sugerowano ze mógł przyjść z Tajwanu lub Chin ale ja w to specjalnie nie wierzę. Pamiętam siedziałem w serwerowni, gdy nagle wszystkie ekrany monitorów zafalowały w jakichś dziwnych konwulsjach i zgasły. Popatrzyłem na serwery. Nie działały. Wszystkie. Rzuciłem okiem na upsa. Nie wykazywał śladów działania. Obejrzałem się w okolu na huby, swatche, routery i cala masę innych wynalazków. Cale moje królestwo było martwe. To co przed chwila było jednym buczącym wiatraczkami i mrugającym diodami organizmem było martwe. Jakoś dziwnie się poczułem. Popatrzyłem na martwa tablice klimatyzacji. No tak .... klimatyzacja tez padła. Wszystko padło. Awaria zasilania ..... pomyślałem ....nic poważnego, przecież obok w drugiej serwerowni stoi sprzęt to wszystko dubluje. Zrobiło mi się trochę lepiej. Złapałem słuchawkę telefonu. W słuchawce ..... cisza. No tak centralka tez podłączona była do sieci, wiec padła. Pomacałem się po kieszeniach ale swojej komórki nie znalazłem. Po co adminowi komórka jak może zadzwonić wszędzie i tak, że nikt tego nie zauważy. Teraz się okazało, że nie zadzwoni. Ruszyłem do drzwi.... Oczywiście nie moglem ich otworzyć bo były zabezpieczone czytnikiem kart chipowych który podłączony był do sieci. Nic to ..... pomyślałem ...... i zacząłem metodycznie walić w ogniotrwałe drzwi do serwerowni.

Po godzinie uwolnił mnie jakiś pomagier z administracji który przy pomocy rożnych ciężkich narzędzi po prostu rozpruł drzwi na pól. W biurze panowała panika. Nic nie działało, faksy, telefony, klimatyzacja, nawet automaty do kawy. Prawie wszyscy z telefonami komórkowymi przy uszach, biegali jak opętani i wrzeszczeli do słuchawek, szukając jakiejś pomocy. Wyglądało to jak pożar w burdelu. Dobrze ze przynajmniej komórki działały. Poszedłem do drugiej serwerowni. Zabrałem ze sobą pomagiera bo przypuszczałem ze drzwi nie uda mi się otworzyć. Po drodze zabrałem lezącą bezpańsko komórkę i zacząłem dzwonić do innych oddziałów firmy. We wszystkich było to samo. Coś lub ktoś wyłączyło wszystko co dało się wyłączyć. Masakra. Pomagier przy pomocy narzędzi ślusarskich otworzył drzwi. Nieeee to nie możliwe. Dubel tez nie działał. Dane to pikuś, da się je odzyskać, ale poskładanie wszystkiego do kupy zajmie mi długie tygodnie ciężkiej pracy. Az sobie siadłem z wrażenia. Zresztą nasza kreatywna księgowość poradzi sobie bez tych paru faktur.

Przez następnych sześć czy siedem tygodni, w pocie i znoju osuwałem skutki ataku. Jedynym miejscem które oparło się atakowi był mały oddzialik gdzieś na prowincji. Na takiej prowincji ze bardziej prowincjonalnej nie można sobie wyobrazić. Adminem był tam niejaki Antos. Nie wiem kto dal Antosiowi papiery admina ale jeżeli on je dostał to każda bardziej rozgarnięta małpa powinna je dostać. Antos był adminem lamerem. Wydzwaniał do nas, adminów innych oddziałów, po parędziesiąt razy dziennie i pytał jak sie konfiguruje pocztę albo co zrobić bo drukarka nie działa. Na początku było to śmieszne, później żałosne a na koniec nudne. Takoż po jakimś czasie przestał do nas dzwonić. Męczył pomoc techniczna. Był ulubieńcem wszystkich inżynierów wsparcia technicznego we wszystkich możliwych firmach. O problemach jakie zgłaszał, krążyły dowcipy. Po prostu admin lamer. Cale to antosiowy bajzel psuł się niemożebnie ale jego serwery jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności działały. Jego system choć dziurawy jak stare gacie jakoś działał, choć przypuszczam ze pierwszoklasista który dwa razy sam włączył komputer włamałby się bez większego problemu do środka antosiowych serwerów. Jak któryś z nas chciał sobie poprawić humor to się włamywał do serwera i zmieniał Antosiowi hasło, albo przekierowywał wychodzące rozmowy Antosia do zakładu pogrzebowego. Antos to jakoś pokornie znosił. Za to panny z biura Antosia po prostu kochały. Antos zawsze pokazał skrót literowy w programie księgowym albo osunął zacięty papier w drukarce. Do tego Antoś się rzeczywiście nadawał. I okazało się ze ten lamer ma najlepiej zabezpieczona sieć w firmie. W głowie na się to nie mieściło. Na początku myśleliśmy ze Antoś nie został zaatakowany...... ale pobieżna analiza wykazała ze wirus wszedł do systemu i ..... nic. Zamiast jak to wirus namnażać się i rozprzestrzeniać po całej sieci kasując przy okazji wszystko co się da, ten wirus w antosiowym systemie po prostu umarł. Dlaczego ?? Przez długi czas analizowaliśmy wszystkie możliwe przyczyny dezaktywacji wirusa. Żądna nie wyjaśniała tego co się stało. W raporcie napisaliśmy ze "aktualna konfiguracja sieci w oddziale spowodowała ze wirus nie zrobił żadnej szkody w systemie". Wiem wiem, brzmi to jak bełkot ale coś trzeba było napisać żeby szefostwo nie myślało, że kompletnie nie mamy pojęcia o co chodzi.

Mam swoja prywatna teorie na ten temat. Moim zdaniem wirus nie rozplenił się po całej antosiowej sieci dlatego ze ta siec była w stanie .... hmmm .... czegoś w rodzaju śmierci. Tak jak normalny biologiczny wirus nie będzie się rozwijał w martwym organizmie swojej ofiary tak informatyczny mikrob nie zaatakuje martwej sieci. Po prostu wirus nie znalazł pożywki dla swej niszczycielskiej działalności w postaci zdrowego i dobrze działającego systemu wiec umarł. Tyle moja teoria.

Najgorsze przyszło dokładnie w miesiąc po ataku. W uznaniu zasług podczas ataku wirusa Antoś został naszym szefem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura