Kamień spadł mi z serca: zarzuty wobec Sikorskiego nie są kryminalne czy szpiegowskie. To dobrze bo inaczej oznaczałoby to że prezydent ukrywał jakiegoś bandziora. Niepoinformowanie o przestępstwie to też przestępstwo.
Inna rzecz że mali ludzie z pałacu prezydenckiego cały czas robili jakieś aluzje że Sikorski to a może nawet tamto. Teraz uspokajają że nie mają żadnych taśm ani niczego. Co za parszywe czasy, niusem jest to że ktoś nie ma żadnych kompromitujących nagrań.
Prezydent, mając nas jak wiadomo za "ciemny lud", uznał że Sikorskiego dyskwalifikuje to że dokonał różnych "dziwnych zwrotów". Wyborcy PiSu może to kupią, ale zastanawiam się jak bardzo prezydent musi się brzydzić swojego brata bliźniaka (mam nadzieję że nikogo nie obraziłem), który jest pierwszym lawirantem umęczonej polskiej ziemi. Mam nadzieję że uzna to za dyskwalifikujące go jako polityka i nigdy już nie powierzy mu misji tworzenia rządu (bo przecież ciągle nad Polską krąży cień kaczuchy, potwór został pokonany ale jeszcze oddycha).
Moim zdaniem Sikorskiego dyskwalifikuje co innego. Jak zauważył Wojciech Olejniczak, dla dyplomaty porównanie rury pod Bałtykiem do paktu Ribbentrop-Mołotow jest czymś kompromitującym. Gdyby ktoś przyłożył działania polskiego premiera do działań kanclerza III Rzeszy to kraj spłynąłby atramentem. Niemcy powinni spokojnie podejść do tego że szefem polskiego MSZ jest ktoś kto przyrównał Merkel do Hitlera (bogu ducha winną, nie ona rurę zakładała). Dyplomata musi umieć trzymać język za zębami, a Sikorski to efekciarz.
Drugą kompromitującą go sprawą jest fakt bycia ministrem w pisowskim rządzie. Siedział tam razem z takimi typami jak Andrzej Lepper, Roman Giertych i Jarosław Kaczyński. Ja rozumiem prezydenta że nie ma zaufania do takiego człowieka. Jeśli ktoś wytrzymuje Leppera i Giertycha to kto wie do czego jeszcze jest zdolny? PO ma krechę za Sikorskiego.
