FRD FRD
755
BLOG

Komu opłaca się kradzież

FRD FRD Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 23

 

 

Na kwestiach praw autorskich niespecjalnie się znam, i nie bardzo mnie one interesują. Hałas wokół ACTA, SOPA i innych konwencji tego typu był dla mnie średnio zrozumiały, a nie chciało mi się w sprawę wnikać. Tyle z tego pojąłem, że nasz rząd postanowił pójść na pasku ponadnarodowego kapitału i zatwierdzić prawa (z chyba jakoś mglisto zarysowującą się specjalną jurysdykcją), które umocniłyby pozycję producentów pop-kultury (oraz - formalnie - ich kreatur, nazywanych, nie wiedzieć czemu, artystami) i ułatwić im zbieranie dochodów z rynku, który dotąd im się wymykał. Rząd, jak to rząd – im więcej zarejestrowanych transakcji, tym więcej podatku zbierze, a jurysdykcja? Ej tam, nie takie rzeczy się oddawało. Ja sam należę do tych odbiorców dóbr kulturalnych, którzy płacą za książki i płyty, miast je kopiować czy ściągać; zacietrzewienie przeciwników ACTA niezbyt mnie do ich sprawy przekonywało.

Dzisiaj na ulicy Twardej wszedłszy pod rusztowania przy biurowcu PAN, by po drodze zaczepić okiem miłą wystawę z fotografiami starych kraterów, modelami kleszczy i łopatami jelenia olbrzymiego, zobaczyłem w witrynie tablicę nowej instytucji – repozytorium elektronicznego czy internetowego. Entuzjastyczny napis pod spodem dziarsko informował, że dobra nauki, dotąd słabo dostępne, zostaną tu zgromadzone i udostępnione. Obok szczerzyły zęby miliony kart przewidziane do zeskanowania. O co chodzi? Ten sam rząd, który w imię koszenia forsy za dystrybucję rozmiękczających mózgi i inne organy melodyjek i filmików przyjmuje konwencje zbrojne w groźne paragrafy, tutaj dokonuje na własną rękę powielenia i rozpowszechnienia dóbr intelektualnych należących do kogo innego. Ktoś mógłby powiedzieć: o co chodzi? Naukowcy lubią, gdy ich myśl krąży, a poza tym robili to za państwowe pieniądze (przypominam: od rozwiązania PAU i reformy uniwersytetów w latach 40. ubiegłego wieku nie ma w tym kraju poważnej nauki niezależnej od państwowych pieniędzy i urzędów). Dodajmy: instytuty PAN i uniwersytety od prawie dwóch lat przyjmują statuty, które ustalają zasady współwłasności z twórcami praw autorskich do prac finansowanych przez te instytucje. Najbardziej restrykcyjny statut uchwalił zresztą Senat Uniwersytetu Warszawskiego, ustanawiając się suwerennym właścicielem myśli i dokonań swoich pracowników. Do czego to dąży? W skali uniwersytetów – do przeistoczenia wspólnoty naukowej z dobrowolnej na przymusową; w skali państwa – ku nacjonalizacji praw autorskich do prac naukowych. Kroki te w stosunku do środowiska naukowego przypominają statuty o zbiegostwie chłopów – na razie niby nic, ale potem nic już nie będzie takie samo. Humaniści akurat mało mieliby do narzekania (ich twory nie są zbyt wiele warte), ale wartość prac naukowych z dziedzin ścisłych i przyrodniczych jest o wiele wyższa. Państwo czyni teraz wyniki indywidualnej pracy intelektualnej własnościąkorporacji urzędniczejwyalienowanej od struktur przedstawicielskich i wspólnoty naukowej – bo tak kilku niedorobionych humanistów z rekordem politycznym rozumie nowoczesność. Tyle, że to prymitywna nowoczesność – i nikt nie będzie chciał, by jego osobiste osiągnięcia, za które dostał na uniwersytecie czy w wydawnictwie nędzne grosze, a których najprawdopodobniej nikt inny by nie dokonał, teraz były rabowane przez liberałów, którzy zarazem strzegą jak źrenicy wolności piosenek tej samej od lat wokalistki*.

 

*Melancolica – Marcin Świetlicki

FRD
O mnie FRD

felis domesticus, a czasem silvestris

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie