Free Your Mind Free Your Mind
3886
BLOG

Punkty węzłowe (2)

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 55

 

Przypomnę hasłowo, o jakich elementach „smoleńskiej łamigłówki” pisałem w notce[1] rozpoczynającej cykl pt. Punkty węzłowe. Były to 1) „zniknięta” z „zapisów CVR” korespondencja nawigatora kpt. A. Ziętka ze „smoleńską wieżą”, 2) brak korespondencji radiowej (między PLF 101 a „Korsażem”) na temat wschodniego kursu lądowania, czyli „posadocznego 2-5-9”, 3) „zniknięta” z oficjalnej dokumentacji (MAK, KBWLLP etc.) karta z zachodnim kierunkiem podchodzenia do lądowania na XUBS[2]. Karta „zniknięta” mimo że, po pierwsze: załoga PLF 101 miała do FMS-a wklepać punkt nawigacyjny DRL1, tj. namiary na zachodnią dalszą NDB (po wklepanym punkcie ASKIL), mimo że, po drugie: Plusnin podaje kurs 79, mimo że, po trzecie: załoga „prezydenckiego tupolewa” dysponowała kartami podejścia zarówno z KM 259, jak i 79[3]. Ktoś jednak mógłby spytać – co chciano by w ten sposób, tj. poprzez „zniknięcia” czy „braki” ukryć? Odpowiedź: odmienny (od oficjalnego) przebieg wydarzeń z 10-04. Taki np., że przylot PLF 101 w okolice PLF 101 zaszedłby dużo wcześniej (w stosunku do moskiewskiej legendy), a załoga po wykonywaniu holdingu i oczekiwaniu na dalsze polecenia „kontroli”, przeprowadziłaby w końcu kontrolne zajście od zachodniej strony – i skierowałaby się na „zapasowe lotnisko”[4]. Zrazu zresztą, jak wiemy, sytuowano w relacjach medialnych czasowo przylot PLF 101 i „katastrofę” niedługo po odlocie „Frołowa”[5]. Podejrzewano nawet, iż mogło dojść do kolizji tych dwóch samolotów w strefie lotniska[6]. Dopiero na przestrzeni tygodni (po 10-04) odcinek czasowy między „Frołowem” a „Protasiukiem” się zdecydowanie wydłużył.
 
blokada
 
Dziś kolejny, pokaźny „węzeł” – z nieco innego niż poprzednio zestawu „smoleńskich” osobliwości, choć także z „lotnictwem smoleńskim” związany. Jaki?
 
 
Brak grozy na filmie S. Wiśniewskiego z „miejsca katastrofy”
 
Każdy, kto ten film oglądał w wersji „bez zagadywania” antenowego (chłodnym okiem[7]), powinien dostrzec brak grozy na wideo polskiego montażysty, przedstawiającego się zresztą „strażakom” jako rieportier (ja rieportier, eto moja robota)[8]. Znamy na pamięć wypowiedzi SW z moonfilmu, ale być może znając je „aż za dobrze”, nie dostrzegamy ich niezwykłości lub nawet egzotyczności. Oderwijmy się na chwilę od montażysty i jego księżycowego wideo. Spróbujmy się zastanowić nad jedną kwestią. Jeślibyśmy weszli na teren jakiejś rzeczywistej katastrofy lotniczej (niedługo po upadku samolotu), to jak byśmy się zachowywali, spotkawszy tam ratowników, strażaków etc.? Nawet, jeśli mielibyśmy możliwość filmowania, to pytalibyśmy od razu: co się stało? Co z ludźmi poszkodowanymi? Czy ktoś może jest ranny? Jak do tego wszystkiego doszło? Kto samolotem przyleciał? Co więcej – natychmiast staralibyśmy się zawiadomić jak najwięcej osób o wypadku – jeśli mielibyśmy przy sobie telefon[9], zwłaszcza jeśli bylibyśmy pracownikami publicznej telewizji, której wozy transmisyjne, dziennikarze i operatorzy, zjechali gremialnie do danego kraju, by transmitować/relacjonować poważne państwowe uroczystości, a ów wypadek z tymi uroczystościami byłby związany.
 
Wiśniewski nic takiego, spośród wyżej wymienionych rzeczy, nie czyni. Do nikogo nie telefonuje po stwierdzeniu, że to polski samolot. Nikogo nie powiadamia. Żadnego z powyższych pytań, będąc na „miejscu katastrofy”, nikomu SW nie stawia. A przecież nie jest „gapiem”, co się przypadkowo zaplątał w okolicy (akurat z kamerą). Jest nie tylko montażystą, który z pasji dokumentalisty miał filmować mgłę smoleńską[10] – i akurat na niego jakoś „wypadło”, że się znalazł w pobliżu „miejsca wypadku”. SW ma być przede wszystkim, jak sam twierdzi, świadkiem – świadkiem wprawdzie we mgle gęstej jak mleko, ale naocznym świadkiem tej właśnie „lotniczej katastrofy”, na której miejsce przybywa. I właśnie do swojego „świadkowania” SW wcale na pobojowisku nie nawiązuje. Wcale. Nie mówi „strażakom” ani FSO/FSB/OMON-owcom, że właśnie widział, jak samolot nadlatuje i spada, a następnie się rozbija. Nie mówi Ruskom, że z okna swego hotelowego pokoju obserwował „zdarzenie”, że spostrzegł, iż coś się niepokojącego dzieje z samolotem – i dlatego zaraz przybiegł ze swej montażowni, porzucając pilne telewizyjne obowiązki związane z szykującą się transmisją katyńską. Stanowiłoby to wszak znakomite wytłumaczenie pojawienia się rieportiera na „miejscu katastrofy”, jeśli (jak sam zaznacza) nie zabrał ze sobą żadnych dokumentów, nawet prasowej akredytacji[11] – i mogłoby mu pozwolić nawet dłużej pozostać na miejscu. Z wrażenia nie wziąłem paszportu ani nic – ale tu w komórce są numery do ludzi z redakcji TVP, mógłby się usprawiedliwiać przed mundurowymi. Brzmiałoby to całkiem naturalnie – reporter w nerwach jedynie złapał rutynowo za kamerę i pognał z pobliskiego hotelu filmować.
 
Tak więc Wiśniewski, wynurzywszy się z lasku po „wędrówce przez stawy”[12] (lasku, którego poszycie, co słychać po stąpaniu, jest wyjątkowo suche, jak na mgłę jak mleko),po prostu filmuje „wrakowisko”. Nie inicjuje z nikim konwersacji, choć wokół jest sporo osób. Nie pyta: Czto słucziłos’? – mimo że jest przez „strażaków” i innych funkcjonariuszy widziany, jeśli nie obserwowany (Kto tam snimajet?). Ba, jeden ze „strażaków” mija Wiśniewskiego, kierując się w stronę wozu, nadarza się więc znakomita okazja do rozmowy o „zdarzeniu”[13]. A tu nie. Krótka wymiana zdań między „strażakiem” a SW dotyczy tylko samego filmowania (Nie snimaj nicziego…), nie zaś tego, co mogło się stać i komu. Tenże montażysta ponadto, będąc na polance samosiejek pośród szczątków, nie ma zielonego pojęcia, „co to za samolot”. Wie tylko, że „to polski samolot”, co zresztą słychać na moonfilmie (z dodatkowym: ja p…lę, to nasz). Twierdzenia te (tj. o niewiedzy świadka, co był/mógł być to za samolot) pojawiają się w wielu publicznych wypowiedziach montażysty/operatora[14], nie tylko tych przed marsowym obliczem ZP.
 
SW przed ZP
 
Ale, uwaga, SW nie pyta też nikogo na „miejscu katastrofy”, czy nie jest to np. prezydencki samolot Albo czy nie są to szczątki samolotu z prezydencką delegacją. Nie pojawia się w dialogach z Ruskami na pobojowisku słowo „prezydent” ani „prezydencki”, a powinno. Tak jakby… nie był to dzień przylotów statków powietrznych prezydenckiej delegacji. Jakiż bowiem polski samolot mógłby się pojawić w Smoleńsku rano/przedpołudniem w dniu 10 Kwietnia, który nie byłby z prezydencką delegacją związany? Jakiż polski samolot – skoro SW siedzi w pokoju hotelowym (wedle jego relacji) jeszcze nim nastał świt, by godzinami wyczekiwać na przyloty z Polski[15]? Owszem, gdyby na polance samosiejek leżał ruski statecznik – to faktycznie SW mógłby nie wiedzieć, co to za szczątki/jakiego samolotu i kto nim przybył. Jeśliby jednak moonwalker waciował w hotelu od świtu, chcąc sfilmować przyloty prezydenckiej delegacji, jeśliby (po katastrofie) z kamerą wpadł na miejsce, gdzie znajdowałyby się fragmenty polskiego samolotu – jeśliby wreszcie to był faktycznie 10 Kwietnia – to musiałyby być zupełnie inne reakcje i SW, i ludzi, których spotkał, filmując. Musiałoby być bardzo nerwowo. I o wiele bardziej naturalnie. Nawoływania, bieganina, szukanie rannych, wydzwanianie za kimś, sprowadzanie pogotowia, próby reanimowania kogoś, wyciągania spod fragmentów wraku itd. A nie taki leniwy spokój.
 
Fomin kadr
 
Wiśniewski wprawdzie mógłby nie wiedzieć, który z samolotów prezydenckiej delegacji, „spadł” (przyjmując na moment, że byłby świadkiem tego upadku i że dysponowałby informacjami, iż polska delegacja zostanie podzielona na różne statki powietrzne[16]) – ale nie mógłby nie mieć świadomości, z jakim polskim samolotem ma do czynienia. Nie mógłby nie wiedzieć, że to któryś z samolotów z kimś z delegacji[17]. O resztę zaś powinien dopytać Rusków, znalazłszy się na miejscu. Moonwalker jednak właśnie o nic tam nie pyta. Nawet na zupełnie prostej, ludzkiej zasadzie gdybania, jak mogło dojść do wypadku: piloci za nisko zeszli? Może jakaś awaria była na pokładzie? Gdyby poza tym było to autentyczne miejsce i czas realnej katastrofy, to widać byłoby pokiereszowane ciała, rozsypane rzeczy, fotele z pasażerami do nich przypiętymi, eleganckie ubrania, mundury (członków załogi, Dowódców), sutanny itd. – już nie mówiąc o tym, że pożar byłby o wiele większych rozmiarów. A przy tym żaden z uczestników akcji na takim terenie nie stałby z papierosem przy strażackim wozie.
 
A propos mundurów polskich wojskowych – uczestników delegacji prezydenckiej z 10-04. Płk dr E. Klich, który owego dnia przybywa jakiem-40 (bn. O45[18]) na Siewiernyj i wieczorem, po dwóch godzinach siedzenia w samolocie[19], zostaje wraz z paroma jeszcze osobami zaprowadzony do „czarnych skrzynek” – opowiada następująco o tym, co widział: Tak, Morozow nas do nich zaprowadził. Na szczęście w samolocie założyłem kalosze, bo półbuty zostawiłbym na pierwszych metrach. Tam było straszne bagienko i do tego ten widok, wyjątkowo przygnębiający: rząd trumien, porozrzucane mundury, niektóre w dobrym stanie. Pamiętam, że widziałem jeden porucznikowski, prawdopodobnie nawigatora Artura Ziętka. Idąc, musiałem patrzeć pod nogi, bo bałem się, by nie nadepnąć na jakieś ciało. Wreszcie dochodzimy do rumowiska, Morozow pokazuje nam ogon samolotu i dwa rejestratory.[20] Klich, przypomnę, z prokuratorami wojskowymi i innymi ludźmi, idą wtedy do „zony Koli” od strony „przebitego muru” lotniska.
  
Konia z rzędem temu, kto jakikolwiek mundur pośród „lotniczych szczątków” jest w stanie znaleźć na filmie Wiśniewskiego. Albo też jakikolwiek rzeczowy ślad pozwalający na przyporządkowanie danej rzeczy – prezydenckiej delegacji. Tego typu śladów nie ma właśnie nawet w „zonie Koli”, do której trafia SW[21], wywijając już kamerą na różne strony podczas „zatrzymania” przez FSO, FSB, OMON etc., nie mogąc filmować. Nigdzie nie ma ani niczyjego (polskiego) munduru, ani sutanny, ani garnituru, ani płaszcza, ani wieńca, ani książek, ani torebek damskich, ani „dyplomatek”, ani laptopów, ani reklamówek z upominkami, ani telefonów komórkowych – ani wielu innych charakterystycznych przedmiotów, które przecież (chaotycznie rozproszone po takim, jak głosi oficjalna narracja, upadku samolotu połączonym z całkowitą dezintegracją kadłuba) „rzucałyby się w oczy” jako swoiste konkrety pozwalające mówić, że to prezydencki tupolew – że to jego są szczątki. I że to 10-04.
 
Min. J. Sasin, który na posiedzeniu ZP zapewnia, że obszedł całe „miejsce katastrofy” (po swym przybyciu z borowcami z Katynia), twierdzi, że nie widział 96 ciał, lecz kilka (może kilkanaście, powie potem). I nie był w stanie ich zidentyfikować[22]. Zakłada on też wtedy, że pozostałe ciała „są w samolocie”, tzn. przykryte lotniczymi fragmentami. Ale, co zastanawiające, nikt z ZP nie pyta Sasina, czy widział jakiekolwiek przedmioty należące do ofiar „katastrofy” – ubrania, rzeczy osobiste itd. – sam Sasin też nic na ten temat nie wspomina[23]. Nie pamięta? Czy może nie widział? Czyżby wszystko to także „skrywało” się, jego zdaniem, pod wrakiem tudzież „w samolocie”? Możliwe – legenda oficjalna jest jak worek z gumy i wszystkie nonsensy można w niej upychać. Jednakże i to, co miało być widoczne dla osób przybyłych na polankę samosiejek, nieco, a może bardzo, odbiega w swym opisie od tego, co widać na materiale wideo Wiśniewskiego. Sygnalizowałem to w Suplemencie, ilustrując to tam zdjęciami. Napomknę tu o jednym makabrycznym elemencie, o którym mówi A. Kwiatkowski, adiutant Sasina, który nadbiega w okolice „miejsca katastrofy” od tej strony, co jakiś czas wcześniej, M. Wierzchowski[24].
 
widok na pobojowisko z drugiej strony
 
Od tej, dodajmy, od której SW „nie mógł” już filmować, a gdzie miał być – jak obrazowo stwierdziła na posiedzeniu ZP pos. M. Zuba, która 10 Kwietnia „nie zdołała” odwiedzić Siewiernego po mszy w Katyniu – „plac usypany zwłokami”. Kwiatkowski opowiada w książce Mgła[25], że widzi tam (wraz z Sasinem?) bezgłowy „korpus ludzki w jakimś swetrze” leżący na szczycie rumowiska[26]. Uważny widz, który przeanalizował kadry znajdujące się na wideo Wiśniewskiego, wie, że „korpus w swetrze” widoczny jest jako leżący za rumowiskiem, po stronie, po której wędruje moonwalker[27]. Teleportacja „korpusu”? Czy może podczas przemarszu montażysty (słynne potem na cały świat) „miejsce katastrofy” dopiero było w fazie aranżowania, dopracowywania szczegółów (gdzie co dać, by zadziałało na przybywających niczym straszydło w „gabinecie grozy”)? Musiano wszak bardzo precyzyjnie zaplanować, od której strony, którędy, kto - będzie mógł dobiec (np. z urzędników czekających na delegację na lotnisku[28]) i co będzie mógł ów ktoś zobaczyć – by zadziałał na niego efekt „pierwszego wrażenia”[29]. Ale zarazem, by miejsce było dostatecznie dobrze przesłonięte, by mogący się zbliżyć od drugiej strony fotoreporterzy, operatorzy, dziennikarze, mogli dostrzec głównie „odwrócone koła” wśród drzew itp. „ikony katastrofy”.
 
Kraśko
 
W mało znanym wywiadzie z 10-04 (który już linkowałem[30]), kiedy to montażystę otacza kwiat polskiej żurnalistyki[31], pojawia się taka uwaga kierowana do SW: Podobno on krążył nad Moonwalker odpowiada zaś krótko: Bardzo możliwe. I dodaje: Bo ja słyszałem, że… myślałem, że to inny samolot, bo to trudno powiedzieć, ja nie jestem znawca, nie potrafię określić po dźwięku silnika, czy to jest ten sam, czy inny. Najważniejszy wydaje się ten początek: Bardzo możliwe.
 
SW i żurnaliści
 
Bardzo możliwe, że PLF 101 krążył nad (lotniskiem? Smoleńskiem?). Tak jakby SW wtedy jeszcze sam dokładnie nie wiedział, jaką wersję wydarzeń ma on, jako „naoczny świadek katastrofy smoleńskiej”, głosić/potwierdzać[32]. Czy tę ze wcześniejszym przylotem PLF 101 nad XUBS i parokrotnym podchodzeniem do lądowania[33]? Czy może tę ze spóźnionym (o godzinę w stosunku do zgłoszonej clarisem godziny startu) przylotem i „katastrofalnym nurkowaniem w zdradliwym jarze”(nurkowaniem w gęstej mgle, bo jakżeby inaczej)? SW mówi dziennikarzom o fotelach i rzeczach osobistych (tam fotele, nie fotele, rzeczy jakieś osobiste, jakieś tam, powiedzmy, zeszyty, kartki, ubrania, to tak), a przy bramie do kamery[34] opowiada, że sądził, iż to jakiś pusty samolot – tak jakby foteli i rzeczy osobistych nie widział…
 
Na koniec uwaga a propos bramy i najsłynniejszego wywiadu SW. Moonwalker zdaje się go udzielać wtedy, gdy stoi już kordon funkcjonariuszy uniemożliwiający dziennikarzom dotarcie w pobliże „miejsca wypadku”. Po czym można tak stwierdzić? Np. po tym, jak Wiśniewski mówi reporterce (najprawdopodobniej wtedy Superstacji), wskazując ręką na okolice stacji benzynowej (i odpowiadając na pytanie: Czy służby tutaj na miejsce szybko przybyły?): Nic, no, podejrzewam, że oni byli zaraz za mną, bo zobaczyłem, że jakaś blokada, to wiesz, biegiem przez to, a tu, wiesz, się nie da przejść, bo tu jest błoto, mokradła, to... Pytanie zasadnicze: jaką blokadę miał/mógł widzieć montażysta, skoro wypadł z hotelu z kamerą chwilę po katastrofie, której miejsca nie mogła zrazu znaleźć ani straż pożarna, ani pogotowie, ani tym bardziej FSB, FSO, OMON-owcy wraz z innymi mundurowymi tworzący „zwarte zabezpieczenie”, gdy zjechali dziennikarze z Katynia?

live

 


[2] Można ją wciąż znaleźć pod wywiadem z chor. R. Musiem na tej stronie: http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/dostalismy-zgode-na-50-metrow-tu-154-i-il-tez,138702.html  
[3] O tym informują dokumentacje katastrofologiczne MAK i KBWLLP.
[4] Po szczegóły takiego scenariusza odsyłam do lektury Suplementu (https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-uchod-experiment-suplement.pdf).
[7] Można by zresztą przeprowadzić kiedyś „eksperyment”: zaprezentować film SW komuś, kto go nigdy nie widział i kto nie wie o „katastrofie smoleńskiej”. Reakcje takiej osoby mogłyby być interesujące. Trudno jednak byłoby taką (dorosłą) osobę znaleźć, wszak media całego świata ten materiał pokazywały. Jeśli ktoś chce sobie go odświeżyć, tu jedna z wersji moonfilmu: https://www.youtube.com/watch?v=iQ_5PrVDl9g (z dołączonym „drugim początkiem”, tym zarejestrowanym do „strzału drzewa”, ale z wyciętym fragmentem ścieżki dźwiękowej zawierającym zdanie: Ja p…lę to nasz! – wypowiedziane na wcześniejszej wersji podczas filmowania statecznika i okolic).
[8] W książce P. Kraśki (Smoleńsk. 10 kwietnia 2010, s. 214) znajdują się podziękowania za udostępnienie materiałów (zdjęciowych) dla montażysty i operatora TVP Sławomira Wiśniewskiego. Tym niemniej, gdy SW szamocze się z OMON-owcami (jak i wcześniej, gdy rozmawia ze „strażakiem”), nie mówi, że jest reporterem polskiej telewizji. Nie powołuje się na instytucję, na którą chyba powinien się powołać w takiej sytuacji. Zwłaszcza jeśliby miał stosowną akredytację. Warto dodać, że do rangi „reportera Telewizji Polskiej” awansowała go (Wiśniewskiego, bo kogóż by innego) „komisja Laska”, powołując się na niego przy delikatnym kwestionowaniu teorii maskirowki: Już w pierwszych minutach po katastrofie na miejscu wypadku był obecny reporter Telewizji Polskiej, który filmował miejsce upadku samolotu, por. https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-uchod-experiment-suplement.pdf (screen na s. 255). Wprawdzie w rozmowie z A. Klarenbachem (http://www.tvp.info/1658974/opinie/wywiady/gdybym-wiedzial-co-sie-stalo-usiadlbym-i-plakal/) Wiśniewski twierdzi, że pułkownikowi FSB tłumaczył, że jest z polskiej telewizji – ale, niestety, rozmowa z tym pułkownikiem nie została przez SW zarejestrowana w żaden sposób.   
[9] SW na posiedzeniu ZP przyznaje, że miał telefon komórkowy z możliwością filmowania. Poza tym, to właśnie drogą telefoniczną (ściślej, SMS-em) miał się moonwalker dowiedzieć, jakiej katastrofy był świadkiem. Ale to nie SW zawiadamia TVP o „katastrofie smoleńskiej”, lecz TVP informuje o niej tegoż SW. Ktoś „sceptyczny” może przywołać jednak scenę sprzed bramy Siewiernego, kiedy wyłania się w kapturze SW i mówi do red. W. Batera: Na pewno samolot się rozwalił, bo tam byłem (http://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-zamiast-trailera-lotc3b3w-do-katynia.pdf) – tym niemniej nigdzie (w żadnym z wywiadów ani wystąpień publicznych) SW nie wspomina, by po pobycie na „miejscu katastrofy” zatelefonował/zaesemesował do kogokolwiek z informacją, że spadł prezydencki samolot albo nawet spadł polski samolot.
[10] Na ile realna jest na materiale SW ta mgła (a nie np. uzyskana w postprodukcji), pisałem w opracowaniu: https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-timebreaker.pdf
[13] Na posiedzeniu ZP pojawia się wprawdzie opowieść o jakiejś rozmowie SW z jakimś strażakiem „na temat wypadku” – nie słyszymy jej jednak na materiale zarejestrowanym na „miejscu katastrofy” (http://freeyourmind.salon24.pl/416196,posiedzenie-z-udzialem-moonwalkera-1 [P]óźniej pytałem tego strażaka [SW nie precyzuje, niestety, którego i kiedy, skoro zaraz po zatrzymaniu wyprowadzono go z pobojowiska – przyp. F.Y.M.] – bo oni myśleli, że się wydarzył wypadek na szosie. Tam jest zaraz szosa wylotowa ze Smoleńska. I ta straż jechała tą szosą, a tam nie da się po prostu zjechać, bo jest dość wysoki (…) nasyp. (…) I musieli zawrócić i pojechać od strony lotniska.
Jak pamiętamy, SW przywołuje tę (domniemaną) rozmowę w kontekście spóźnionego przyjazdu „straży” (Dlaczego oni przyjechali tak późno, mimo tego, że byli tak blisko?) – ale jest to zgoła absurdalne postawienie sprawy. Trudno mówić o spóźnieniu „straży”, skoro na moonfilmie od pierwszych kadrów „wóz strażacki” w głębi polanki samosiejek spokojnie stoi (a nie np. dojeżdża) i krzątają się już „strażacy” po pobojowisku (w wywiadzie pod bramą lotniska SW mówi: zaraz chwilę przyjechała jedna straż, ale bardzo miernie im to szło – tak jakby filmował jeszcze przed pojawieniem się straży, co jest nieprawdą). Można więc spokojnie założyć, iż od jakiegoś czasu na „miejscu katastrofy” są – a nie że przyjechali tak późno. Właśnie z wideo SW nie możemy się dowiedzieć, kiedy dokładnie „strażacy” przyjechali tym pierwszym wozem – ani więc, czy przyjechali tak późno – czy może… tak wcześnie. Innymi słowy, czy „strażacy” nie byli czasem na „miejscu katastrofy” jeszcze zanim ją ogłoszono za pomocą, dajmy na to, wycia jakiejś syreny. A propos, SW w żadnym z wywiadów nie wspomina o tym, by słyszał lotniskowe syreny, które niby miały zawyć zaraz po „upadku samolotu”. Piszę niby, gdyż o wyciu syren wspomina por. Wosztyl w majowym (2010) ekskluzywnym wywiadzie dla Czerskiej Prawdy: Akurat z wieży wyszedł jakiś człowiek. Zapytaliśmy, gdzie jest tupolew. – Odleciał – odpowiedział. Byliśmy w szoku. Jak to? Nie słyszeliśmy silników odlatującego tupolewa! [Nie wiedział, że samolot prezydencki się rozbił?] Nie wiem. Dosłownie kilka sekund potem zawyły syreny alarmowe (http://wyborcza.pl/1,76842,7913721,Tupolew_wcale_nie_ladowal.html?as=3) - ale nie wspomina o wyciu syren amb. J. Bahr (po „ruchach na płycie” miał się zorientować, że „coś się stało”) ani M. Wierzchowski (miał sądzić, że „chyba wylądowali”). Ten ostatni, jak zapewnia na posiedzeniu ZP, ma jednak słyszeć „syrenę leśną” już… na „miejscu katastrofy” (http://freeyourmind.salon24.pl/482537,syrena-lesna), lecz z kolei tej „syreny leśnej” nie usłyszymy na księżycowym filmie Wiśniewskiego. Moonwalker zaś, w wywiadzie zamieszczonym w książce Musieli zginąć (s. 90), klaruje (dziennikarzom śledczym szkoły Macierewicza) ‘zagadnienie syreny’ taką ezopową mową: O 8:56 włączono syreny alarmowe, ale straż przyjechała wcześniej – remiza jest 200-300 m od miejsca katastrofy. Na moim materiale filmowym słychać taki dziwny dźwięk, to właśnie syrena straży pożarnej. Ja i straż pojawiliśmy się na miejscu w zbliżonym czasie. [Na filmie Andrieja Mendrija słychać taki przeciągły odgłos, jakby sygnał pociągu.] To właśnie odgłos syreny straży pożarnej.
Już pomijając to, że „odgłos syreny pożarnej” na moonfilmie to nie jest „jakby sygnał pociągu” z filmiku Koli, zauważmy, że SW mówi: o 8:56. Gdyby to była prawda, co do 10-04 i gdyby SW filmował owego dnia na „miejscu katastrofy”, to przecież dźwięk syren alarmowych powinien się zarejestrować na moonfilmie, skoro o 8:55:22 moonwalker jest jeszcze z kamerą w pobliżu „ogona tupolewa” (por. http://yurigagarinblog.wordpress.com/2014/04/15/kadr-sw/).           
[14] W opracowaniu Elementarz smoleński proponowałem określenie leśny operator: http://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/es-fym.pdf
[15] W wywiadzie dla Rzeczpospolitej (http://www.rp.pl/artykul/460798.html) SW twierdzi nawet, że sądził, iż nasza delegacja wylądowała już bezpiecznie [„godzinę wcześniej” – przyp. F.Y.M.], gdyż miał słyszeć jakieś lądowanie.
[16] Por. http://freeyourmind.salon24.pl/326062,z-tego-co-pozniej-widzialem Pamiętając, że tutaj schodzą te samoloty rządowe, mówię, to zrobię sobie zdjęcia jako dokumentację – opowiada SW na gorąco dziennikarzom przybyłym z Katynia. I dodaje: Akurat stałem w oknie, mówię: „Kurde, taka mgła, to ja nic nie zrobię, d… blada.” Nagle widzę… znaczy przede wszystkim głównie słyszę, bo to mgła jako gęste środowisko lepiej dźwięk roznosi… Słyszę taki typowy dźwięk lądującego samolotu, ale jak na mój gust, to jest coś nie tak.
Nie wchodząc w dalsze szczegóły barwnej opowieści moonwalkera z 10-04, warto zwrócić uwagę na to, że SW nie wspomina tu o zdjęciu i wyłączeniu kamery stojącej dotąd na parapecie. Na końcóweczce mgielnego sitcomu, czyli parapetowego „dokumentowania mgły”, jak wiemy z prezentacji w sejmie przed ZP (por. też http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2013/03/blacharze-i-inne-osobliwosci-godziny.html), nie słychać też żadnego: Kurde, taka mgła, to ja nic nie zrobię, d… blada. Jest to jeszcze jeden z dowodów na to, że SW konstruuje swą legendę smoleńską na przestrzeni dłuższego czasu. Na 10 Kwietnia nie jest ona w pełni przygotowana, co do wszystkich detali. Dodatkową ciekawostką z tymże mało znanym wywiadem SW z 10-04 jest to, iż – uwaga – dziennikarze nie zwracają się do polskiego montażysty przez ty. Używają grzecznościowej formy pan (np. A jak pan dobiegł na to miejsce, to samolot płonął? Albo: No, dobrze, dobrze, niech pan…), co w środowisku ludzi mediów należy do rzadkości, zwłaszcza gdyby to miał być ktoś „z branży” (wśród pytających słychać J. Olechowskiego z TVP Info). Byłoby raczej: weź, Sławek, opowiedz dokładnie, co widziałeś, jak tam było – albo byłyby głosy niedowierzania: Co ty pitolisz, stary, że ciał nie było widać – to niemożliwe! Por. też wywiad A. Klarenbacha (TVP Info) z SW, który też zwraca się do montażysty per pan (http://www.tvp.info/1658974/opinie/wywiady/gdybym-wiedzial-co-sie-stalo-usiadlbym-i-plakal/). Zwróćmy też uwagę na relację J. Mroza (pozaantenową, w TVN24), o której wspominałem w notce: http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/07/top-secret.html - Mróz nie mówi swoim ówczesnym kolegom z redakcji, że np. jakiś facet z TVP był świadkiem „katastrofy”. Natomiast na filmie Kruczkowskiego Na własne oczy (od 20’11’’ materiału wideo) SW w zarzuconym na głowę kapturze podchodzi przy głównej bramie XUBS do Batera, przedstawiając się jako ktoś z… Wiadomości TVP (moonwalker mówi: Na pewno się samolot rozwalił, bo tam byłem. Wiśniewski, „Wiadomości”, panie redaktorze Bater (i wyciąga rękę do uścisku). Jest to warte odnotowania w kontekście tego, co SW opowiada na posiedzeniu ZP, że nie mówił „strażakom” i ruskim bezpieczniakom, że jest „montażystą” telewizyjnym, bo „mogliby nie zrozumieć” i z tego względu przedstawiał się jako rieportier. Bater zresztą po tym krótkim przywitaniu z Wiśniewskim, mija go, nie wchodząc z nim w rozmowę, zapewne wziąwszy go za wariata i zaczyna się wykłócać z funkcjonariuszami FSB ubranymi na czarno. Przy czym SW może zostaje wzięty przez dziennikarzy za wariata, ale jego film wcale jako wariacki nie zostaje przez media potraktowany. Nadawany jest z całkowitą powagą jako reportaż „powypadkowy” – bez jakiejkolwiek weryfikacji.  
[17] Zakładając, że nie wiedziałby ile samolotów miałoby przylecieć (dwa, trzy etc.) ani że nie wiedziałby, iż „dziennikarski jak-40” już wylądował na Siewiernym (bo np. mgła byłaby już tak wielka, iż nie można było tego stwierdzić z oddali, a nikt z redakcji TVP nie wysłałby do Wiśniewskiego żadnego SMS-a z taką wiadomością) – to musiałby SW wiedzieć, że polski samolot to statek powietrzny z grupą osób z prezydenckiej delegacji.
[18] Tym, który rankiem 10 Kwietnia ma na Okęciu „awarię” i nie mogą nim odlecieć dziennikarze: http://freeyourmind.salon24.pl/346023,samoloty-zastepcze-i-inne
[19] Rosjanie kazali nam czekać w samolocie – opowiada w książce Moja czarna skrzynka, s. 22. – Wszyscy się niecierpliwiliśmy, ale co mogliśmy zrobić? Miałem przedrzeć się przez Rosjan i sam chodzić po lotnisku, żeby jeszcze mnie tam zastrzelili? W końcu to wojskowy teren.
[20] Moja czarna skrzynka, s. 23.
[22] On [A. Duda z KP telefonujący do JS – przyp. F.Y.M.] mówi do mnie: „Jacek, czy widziałeś ciało Prezydenta?” Więc ja mówię, że nie widziałem. On mówi: „Rozejrzyj się, czy znajdziesz ciało Prezydenta?” Więc ja zacząłem tam trochę chodzić tak pomiędzy tymi częściami, ale stwierdziłem, że tak naprawdę nie jestem w stanie tutaj ani nikogo zidentyfikować, ani (…). Wiedziałem, że na pokładzie było 96 osób [tej wiedzy nie przekazał JS od razu po „katastrofie” do mediów, które jeszcze przez parę godzin 10 Kwietnia nie mogły ustalić konkluzywnie, ile osób (i kto dokładnie) było na pokładzie „prezydenckiego samolotu” – przyp. F.Y.M.], a widziałem zaledwie kilka ciał (…) które były rozrzucone, więc stwierdziłem, że tak naprawdę większość ciał znajduje się gdzieś tam w, prawda, w samolocie, prawda, czy (…) pod tymi częściami samolotu (…) (http://freeyourmind.salon24.pl/404659,2-przesluchanie-sasina-cz-1).
[23] Chyba że weźmiemy na serio przedziwną opowieść Sasina z filmu Syndrom katyński, gdzie mówi on o dzwoniących komórkach na „miejscu katastrofy”, kiedy „wynoszono ciała”. Ta opowieść Sasina okraszona jest w ruskim filmie fragmentem wideo Wiśniewskiego z… dzwoniącymi komórkami.
[25] Pamiętam moment, w którym zorientowałem się, że to chyba to miejsce. Tam byli różni ludzie, byli strażacy, którzy jeszcze dogaszali takie jakby niewielkie ogniska. Nie było widać śladów żadnych wybuchów, ale jeszcze tu i tam się paliło. Byli ludzie z jakichś służb ratowniczych, medycznych… nie wiem, może mieli nosze, nie pamiętam dokładnie. W każdym razie oni opuszczali już ten teren. Na wprost mnie było jakieś rumowisko i tam na szczycie zobaczyłem coś dziwnego… to była taka postać… korpus ludzki w jakimś swetrze… bez głowy… i wtedy zawróciłem. I pomyślałem sobie, że tak naprawdę nie jest możliwe, żeby po tych wszystkich miejscach chodzić. Tam była woda, błoto, były porozrzucane szczątki, jakieś pościnane brzózki. Wycofałem się również dlatego, że tak naprawdę nie było gwarancji, że nie chodzę po szczątkach ludzkich, że nie chodzę po moich koleżankach i kolegach. (Mgła, s. 96-97).
[26] W książce Mgła (s. 48) Sasin opowiada: Te ciała, które leżały, nie były w stanie umożliwiającym rozpoznanie. Widziałem ciała w nienaturalny sposób powykręcane czy z pourywanymi głowami na przykład. To mnie uderzyło bardzo mocno, widziałem kilka ciał, które miały urwane głowy, więc to było… coś takiego, co było wspólną cechą.
[28] Przypomnę, że Bahr i jego kierowca G. Kwaśniewski, jak też M. Wierzchowski (twierdzący, że z nimi jechał autem, choć bardziej prawdopodobne wydaje się, że pojechał z T. Turowskim, skoro Bahr z Kwaśniewskim ostatecznie szli od ul. Kutuzowa na pobojowisko) udają się na „miejsce katastrofy” zaRuskami. To ci ostatni niejako „wskazują, którędy” się należy kierować, tzn. „gdzie spadł prezydencki tupolew”. Czemu tak się dzieje? Czemu niezbędni są „przewodnicy” na tych „drogach do wypadku”? Bo nie widać z oddali żadnego wielkiego, czarnego dymu, jaki powinien się pojawić po (niedawnym) rozbiciu się pasażerskiego samolotu. Wierzchowski na posiedzeniu ZP zaprzecza, by widział dym ani jakiekolwiek inne oznaki katastrofy ([AM] (…) nie widział pan, nie wiem… [MW] Nie. [AM] …kłębów dymu, czegokolwiek, błysku? Nic? [MW] Nic. (http://freeyourmind.salon24.pl/401203,tajemnice-smolenska). Jest to rzecz o tyle zdumiewająca, że mimo tylu wtedy świadków w okolicy, nikomu nie udało się (ani z okien hotelu Nowyj, ani z ul. Kutuzowa, ani z żadnej innej strony) sfotografować z oddali dymu wskazującego miejsce, gdzie „spadł samolot”. No bo do tego, że nikt w Smoleńsku nie zdołał złapać w obiektyw „prezydenckiego tupolewa” (przed „katastrofą” i w jej trakcie), się zdążyliśmy przyzwyczaić.
[29] Z punktu widzenia ruskiej psychologii wojskowej zapewne „widok trupa” ma działać tak piorunująco. Elementem dodatkowo „zniechęcającym” przybyszy do „penetrowania terenu” („powypadkowego”) i „niezdrowej ciekawości” mają być połacie głębokiego błota, w którym elegancko ubrani, by nie rzec, wypicowani od stóp do głów, urzędnicy państwowi („panowie z Polski” w nomenklaturze sowieckiej) nie będą chcieli brodzić. Półgębkiem wspomina o tej ostatniej kwestii Wierzchowski (por. http://freeyourmind.salon24.pl/401203,tajemnice-smolenska: Ja poszedłem za nimi [osobami w białych fartuchach biegnącymi na „miejsce katastrofy”, tzn. wskazującymi Wierzchowskiemu „drogę” – przyp. F.Y.M.], znaczy, pobiegłem. Ciężko to nazwać biegiem. [AM: No tak, ja wiem. Przy takim terenie, to jest…] Trudno, no. Przy tym… Każdy gdzieś tam, mimo wszystko, ma odruch tego, żeby będąc w garniturze). Niemniej jednak, jak pamiętamy, tenże Wierzchowski, wpadłszy w okolice pobojowiska, ma wołać, może to nie ten samolot? oraz może to nie oni? To z kolei mogłoby świadczyć o tym, że „efekt pierwszego wrażenia” nie został dopracowany w stu procentach. Jednak obszar tego, co faktycznie jest widoczne na „miejscu”, pozostanie utajniony (nie licząc wypowiedzi „ujawnionej” po trzech latach od tragedii: Co to za manekiny? E. Jasiuk z ambasady – por. http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Tomasz-Turowski-o-Smolensku-trzy-osoby-dawaly-bezwarunkowe-odruchy-zycia,wid,16073713,wiadomosc.html?ticaid=1134c0). Od czego jednak są media, które epatując widza „widokiem odwróconych kół za drzewami” dopowiedzą resztę o „katastrofie”, a nawet o jej „miejscu”. No i od czego będzie makabryczny cyrk z trumnami „załadowywanymi” przez pół dnia? Nikt chyba nie sądzi, że skoro zwieziono tyle trumien, to na „miejscu wypadku” nie byłoby tylu ciał.
[31] Scenki te pewnie fragmentarycznie pokazał J. Kruczkowski w filmie Na własne oczy – por. http://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-zamiast-trailera-lotc3b3w-do-katynia.pdf s. 28-29.
[32] SW nie mówi w odpowiedzi ani: Tak, oczywiście, że krążył – słyszałem jak dwukrotnie/trzykrotnie/czterokrotnie podchodził do lądowania ani też: Ależ skąd, wcale nie krążył – w ogóle nie krążył, tylko przyleciał gdzieś o 8:56/8:40/8:38 i od razu się rozwalił podczas lądowania.
[34] https://www.youtube.com/watch?v=yifz6Se52kE od 2’15’’ materiału wideo.

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka