Pogląd, że istotą prawicy nie jest wieczny burdel, ale, jak chce bloger Łażący Łazarz, indywidualizm, ścieranie się argumentów, miliony różnych pomysłów, aktywność i korzystanie z własnych doświadczeń, jest dość kuszący. Ale ma pewne wady. Bowiem, jeśli przyjmiemy, że ludzie mający kompletnie odmienne poglądy są prawicowi, jeśli tylko owe poglądy nie są lewicowe, to się okaże, że nie ma czegoś takiego jak myśl prawicowa. Jest tylko myśl antylewicowa. Jeśli jest trzech Panów, z których każdy uważa się za prawdziwego prawicowca, a pozostałych dwóch ma za uzurpatorów (lub kłamców), to okazuje się, że antylewicowość jest już nie tylko lepiszczem. Ale, że jest też jedynym wyróżnikiem prawicy, przez co niejako decyduje o jej treści.
A to niesie za sobą oczywiste konsekwencje. Myśl lewicowa staje się punktem wyjścia, myśl lewicową trzeba znać (żeby wiedzieć, jak być prawicowcem), czy wreszcie myśl lewicowa sprowadza prawicę do ideologii negatywnej. No dobrze, wiemy że nie jesteśmy lewicowi, ale co dalej? Skoro prawicowy ma być Kaczyński, Wielomski, Tusk czy Korwin Mikke. Oczywiście można się bronić, że to zwiększa pole manewru, ale raz, że poprzez ideologiczne rozdrobnienie zmniejsza skuteczność (przynajmniej w demokracji), a dwa, nie jest argumentem przeciwko tezie o antylewicowości prawicy. A jedynie próbą owej tezy utylitaryzacji. Można też rzec, że nie chodzi o sprzeczność celów, a jedynie metod. I nawet jeśli empiria tego nie potwierdza (Tuska i z Wielomskim dzielą cele, nie metody) to trzeba wówczas przyznać, że prawicowość niebezpiecznie ociera się o utopię. Skoro idea podsuwa jedynie cel, a nie metodę, skoro metody nie są idei „częścią składową”, to prawicowość, niechby i pozytywna, w istocie rzeczy bliska jest obietnicy zbawienia. Tyle, że bez dekalogu. Tak, jest niebo, ale jak do niego trafić, to już nie wiadomo, radźcie sobie sami, jak dotąd kładki do Walhalli nikt nie przerzucił. Nie wiedział przecież jak.
Albo więc wtórna antylewicowość albo utopijne odejście od pragmatyzmu. Ale tak czy inaczej chaos, chaos który w zestawieniu z cechami narodowymi Polaków, daje tak komiczny efekt, jak ostatnio w przypadku awantury o pewien benefis.