Od rana w mediach krzyk o rocznicy wypuszczenia propagandowego filmu ( dobrze zrobionego) o II Wojnie Światowej.
Niestety w pamięci obecnych pokoleń zostaje zakłamany obraz II WŚ.
Tylko resztki przedwojennego pokolenia pamiętają o tamtej rzeczywistości, gdy skłonny do precyzyjnych morderstw naród niemiecki pod wodzą Hitlera - w uzgodnieniu z bolszewikami Stalina, napadł na Polskę, w której rzekomo panował antysemityzm i ksenofobia, choć nie było przypadków -mordowania żydów, ukraińców czy innych mniejsości.
Ja pamiętam, że w Warszawie 22 czerwca 1941 r. obcy ludzie całowali się na ulicach z radości, że dwaj bandyci się pobili. Niestety Polacy byli i w tym przegrani, bo w długie zimowe noce lat 1942-44. Co noc Sowieci robili na Warszawę naloty bombardując "pa wsiem" biednych mieszkańców Polaków. Gdy Niemcy mieli schrony pod domami to my uciekaliśmy do piwnic jak to opisałem po wojnie w wierszu: "Jak trwoga to do Boga".
Niemcy naród dokładniejszy od Sowietów mordujących byle jak: np. Polskich oficerów w mundurach i szynelach w Katyniu, starali się wszystko co się da zabrać ofiarom. W obozach były przy komorach gazowych czy krematoriach specjalne stoły dla wyrywania trupom złotych zębów i sprawdzania czy nie połknęli drogocenności.
Nie wszystko im się udawało, ale najważniejsze było nie dopuścić do wyzwolenia więźniów. I tak w 1945 r. 18 stycznia podpalili więzienie Radogoszcz w Łodzi z 2000 więźniów.
Do próbujących uciekać strzelali i udało się przeżyć tylko kilku czy kilkunastu więźniom z tych dwu tysięcy.
Trwało to cały dzień a a wieść o tym rozeszła się w mig po całej półwiejskiej okolicy.
W tym czasie przez drogę w lesie w Łagiewnikach łódzkich jechał ruski czołg T-34 z kilku fizylierami na pancerzu. Spotkali gajowego - Polaka - Franciszka Budziarskiego pytając o drogę do Zgierza - miasta położonego o parę km od Radogoszcza, ale z boku. Gajowy błagał ich, żeby pojechali za nim, a on ich poprowadzi na rowerze do Radogoszcza i uratują przynajmniej trochę tych więźniów.
Powiedzieli, że "ludiej mnogo, a oni mają prikaz do Zgierza." Następnego dnia, gdy jechali do Łodzi przez Radogoszcz były tylko dymiące zgliszcza i trupy.
Podobno stary niemiecki Wachmeister od tych więźniów, który to widział nie chciał uciekać tylko z żoną w łóżku rozerwał się granatem.
Ta historia, którą mi opowiadał w 70-tych latach - wujek żony, ów gajowy, zawsze mi się przypomina, gdy słyszę o dzielnych "4 pancernych.i Szariku".