Czytam w Rzepie wywiad z profesorem Pawelcem Radosławem. I profesor w tym wywiadzie przekonuje, że to uczelnia i profesor jest dla studenta a nie odwrotnie. Dziwna to logika, chociaż gdy patrzę na poziom nauczania i eksperymenty ministerialne nad tymże nauczaniem to nie dziwię się, że profesor do takiego przekonania doszedł. Dziwi jedynie tytuł przed nazwiskiem.
W czym rzecz? Rzeczpospolita pyta profesora czy głos studentów powinien być brany pod uwagę przy ocenie pracy profesorów. Pawelec odpowiada, że nie tylko studentów ale każdego ucznia na każdym etapie kształcenia bo " w całym procesie uczenia najważniejszy jest uczeń czy student. On jest tak naprawdę tym, który nas wszystkich wynajmuje i uzasadnia nasze istnienie."
I tu pojawia się mój sprzeciw. Bo o ile jeszcze mógłbym się zgodzić, że student (prawdziwy a nie ten, który na uczelnię przyszedł zrobić magisterkę i często nawet nie wie u kogo tę magisterkę robi) jest wstanie świadomie ocenić profesora to uczeń w 1 klasie bądź w zerówce ma ocenić nauczyciela? na podstawie kogo lubię? Bez żartów. Poza tym student także nie powinien oceniać profesora w ankiecie a raczej ocena ta powinna by/ć mierzona np. ilością studentów na wykładzie i tych, którzy chcą kontynuować pracę i myśl danego profesora wpisując się do niego na seminarium magisterskie bądź doktoranckie. No właśnie... jaką myśl?
Profesor Pawelec wpisuje się w nowy trend edukacyjny, który dominuje w naszym kraju, charakteryzujący się tym, że produktem uczelni jest student. Gdyby tak myślał Kopernik czy Kepler to nie doczekalibyśmy żadnej myśli świeższej od geocentryzmu. Bo studenci oceniliby profesora, że bredzi a rodzice by im przyklasnęli. Ówczesna minister edukacji wygłosiłaby płomienną mowę, że należy dostosować poziom nauczania do potrzeb studentów i wzrosłaby liczba prac magisterskich na temat wpływu obrotów słońca wokół ziemi na samopoczucie podtrzymujących ją słoni.
Na szczęście w historii polskiego nauczania mieliśmy okresy, którymi możemy się chlubić. Powstała np. lwowska szkoła matematyczna gdzie pod przewodnictwem Banacha zgłębiano analizę funkcjonalną. Nowoczesną dziedzinę matematyki w tamtym okresie. Przedstawicielami tej szkoły byli także studenci Banacha, którzy zechcieli zgłębiać i kontynuować te myśl. W odróżnieniu od wielu dzisiejszych "naukowców" mieli serdecznie w ..poważaniu tytuły naukowe, chcieli studiować by rozwijać siebie i (w tym przypadku) matematykę. Dziś, w dobie kolekcjonowania papierków dla przyszłego pracodawcy nienaturalnym zdaje się fakt, że produktem uczelni może być myśl lub patent a nie student, który przecież płaci pieniądze, więc daje mu to podstawę by ocenić profesora, którego często nawet nie ma okazji zrozumieć bo jedyny z nim kontakt ma na egzaminie.