Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
120
BLOG

Coś nie tak

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 14
O zwykłej miedzy już nie wspomnę, choć w sporach i walkach o nią, ocenianych jako zjawisko społeczne, na przestrzeni wieków poległo zapewne znacznie więcej ludzi niż w bitwie pod Grunwaldem, a walczono przecież podobną bronią, znaczy białą – cep, orczyk, kosa, siekiera i te sprawy rodem z gumna.

        Jest źle. Źle albo jeszcze gorzej. Znaczy gorzej niż było, bo odwrotnie, czyli lepiej niż było to raczej nie – takich przypadków na ogół się nie uświadczy. Szczególnie teraz – w czasach walki do ostatniego człowieka o klimat, rewolucji homoseksualno-genderowej i innych dziwactw. No chyba że komuś pamięć płata figle. A dlaczego jest źle, z Polską znaczy, gdyż to o niej mowa? No to już tłumaczę.

         Na przykład kiedyś zabijano się o jakąś ziemię, prawda? Całą, a nie kawałek. Czyli dość pokaźny - choć niekoniecznie, żeby zaraz przesadnie - obszar należący do któregoś z państw. No choćby na przykład o taką ziemię dobrzyńską. Trup padał gęsto a ziemia przechodziła z rąk do rąk, brana na ogół siłą, ale i zapisem pod zastaw lub wykupem, wraz z podatkami naliczanymi od zasiedziałego tam ryła. Czyli co, za taką ziemię warto było krew przelewać, bo to dużo i ziemi, i krwi. Wieki później, gdy ponownie wywalczono niepodległość, apetyty rosły i bito się zacięcie o całe kresy. Strony stawały w szranki często w łapciach, z karabinami na sznurkach, ale i tym razem było się o co bić, bo kresy to terytorium nie w kij dmuchał, zaś dla sowietów, choć to też dużo, to zaledwie przedpole do połknięcia całego kontynentu. Tak mawiają czołowe umysły na patriotycznym wzmożeniu albo na prochach jakichś, to znaczy żeśmy wtedy Europę uratowali, a co nawet nie leży obok prawdy i nią nie przesiąkło, mimo że atrakcyjnie wygląda. A jeszcze później ziemie i kresy zamieniono już tylko na piędzi, czyli tyle, co rozwartość dłoni. Na przykład mawiano, że bronić będziemy każdej piędzi ziemi i żadnej wrogowi nie oddamy. Mało tego, nawet guzika też nie. Przy czym piędź to znacznie mniej niż kresy, a nawet niż jakaś ziemia. O zwykłej miedzy już nie wspomnę, choć w sporach i walkach o nią, ocenianych jako zjawisko społeczne, na przestrzeni wieków poległo zapewne znacznie więcej ludzi niż w bitwie pod Grunwaldem, a walczono przecież podobną bronią, znaczy białą – cep, orczyk, kosa, siekiera i te sprawy rodem z gumna. W każdym razie, ponieważ wartość ziemi rosła, zaczęło się opłacać walczyć nawet o jej piędź, choć sensu w tym za bardzo nie było, tym bardziej jeśli walczyło się o piędź i guzik, a traciło się całe państwo. No ale taka była wtedy i stawka walki, i jej wydźwięk propagandowy, i moda na potrząsanie szabelką w kontekście piędzi i guzika, w czasie gdy na polach bitew o zwycięstwach decydowała zamiast piędzi pięść. Pięść pancerna rzecz jasna. Takie to przykre fakty.

         Dobrze, przejdźmy do współczesności. Otóż ceny gruntów znów niebotycznie wystrzeliły w górę i to do tego stopnia, że dziś opłaca się bić na śmierć i życie już o każdy cal jakiegoś państwa. Na przykład, jeśli Rosja zaatakuje Polskę i urwie nam cal ziemi, to będzie oznaczać, że tę wojnę wygrała. A jak nie, to nie i zwycięzcą będziemy my. Pozostaje pytanie, ile kosztuje taki cal? Wyliczeń należy dokonać w oparciu o wartość straconego bezpowrotnie w walkach sprzętu, koszt szkolenia żołnierza oraz wydatki na ponoszone latami przez państwo utrzymywanie ofiar wojny. Zusammen do kupy, wartość cala gruntu, w tym lasów, pól, łąk albo nieużytków osiągnie miliardy dolarów, co stanowi… No dużo stanowi. Ale jak dużo? No dużo więcej od przebicia uzyskanego na pokościelnych gruntach, które sprzedała spółka z gwarantowaną ograniczoną odpowiedzialnością Morawiecki & żona.

        Wiem co mówię, bo opieram się na konkretnych, osadzonych w rzeczywistości przykładach, zwanych w pewnych kręgach faktami prawdziwymi, w przeciwieństwie do faktów medialnych, czyli fejkniusów. I tak na przykład sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zadeklarował w dniu 15 lutego, w czasie spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą, że Pakt ,,będzie bronił każdego cala terytorium Polski i całego terytorium Sojuszu Północnoatlantyckiego”. Jeśli natomiast ktoś uważa, że Stoltenberg jest niewiarygodny, bo po przedłużeniu mu o rok kadencji na stołku szefa NATO stracił sześcioletnią kadencję prezesa Norges Banku, którą miał już w kieszeni, i od tej pory, poruszając się myślą w obszarach głębokiej depresji, nie wie, co mówi, to oto proszę, potwierdzenie jego słów wyszło z ust człowieka o największym światowym autorytecie. I nie żeby odłączonego, ale podłączonego w tym czasie do baterii lub gniazdka, czyli w pełni sił witalnych. W sześć dni po Stoltenbergu, w trakcie wygłaszanego w Warszawie przemówienia, prezydent Joe Biden stwierdził: ,, Atak na jednego jest atakiem na wszystkich. To święta przysięga. Święta przysięga obrony każdego cala terytorium NATO”. A że w tłumaczeniu dokonanym przez polskie media w obu przypadkach cale zamieniono na centymetry, by lud połapał się w wielkościach ziemi odmierzanych determinacją Sojuszu, automatycznie jeden centymetr kwadratowy Polski zdrożał na papierze o ponad sześćset procent.

         Czy to dobrze, czy źle, ktoś zapyta? No oczywiście, że dobrze, bo jeden centymetr kwadratowy to znacznie, znacznie mniej niż morga, ba, mniej nawet niż powierzchnia guzika od wrześniowego munduru, a cena wyższa i efekt prawdopodobnie będzie podobny. Czyli uzyskamy tyle samo i to nawet bez zbiórek publicznych na okręt podwodny lub broń maszynową.

         I choć usta milczą, bo przecież przemyślenia przekazuję w słowie pisanym, za to dusza śpiewa z radości, że ta nasza Polska stała się krajem bezpiecznym i silnym swoimi sojuszami, to mimo wszystko moja wredna natura zawsze znajdzie jakieś ale, psujące świąteczny niemal nastrój.

         No bo jak ma się ów jeden centymetr świętej polskiej ziemi, rzekomo bronionej krwią całego NATO, do trzydziestu procent powierzchni kraju, jaką zajmują lasy, a które w zarząd chce przejąć Unia Europejska – ot tak, bez strzału, bez broni pancernej, bez lotnictwa?... Ba, bez agresji ze strony Rosji nawet. I przejmie, bo Polak w zamian za jurgielt, czyli dopłaty liczone od hektara i gastarbeiterowskie pensje, odda wszystko. Nawet szybciej niż rząd.

         No więc jak: z jednej strony pojedynczy centymetr broniony krwią i gigantycznymi pieniędzmi na zbrojenia, które z czasem przerodzą się w równie gigantyczne finansowe wyrzeczenia, a z drugiej – 9.2603e+14 (cokolwiek to znaczy, ale znaczy, że ilościowo w ch**) centymetrów kwadratowych, oddanych bez strzału? Chyba coś nie tak, prawda?


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka