Więcej ich jest, wiadomo, lecz czterech wali głowami w "czwartą ścianę" z taką zaciętością, że aż słychać echo. Nachodzi mnie wtedy prawie organiczny wstręt.
Pierwszy po kilku zawirowaniach partyjnych oraz domniemanej gadatliwości świadczonej w porę (o czym coraz głośniej), znalazł przytulne miejsce w partii rządzącej. Jest młotem na PiS, strażnikiem jedynie słusznego oburzenia i odrazy. Do tego okazał się ostatnio fanatycznym wielbicielem krótkich form oratorskich. Prawie że na bezdechu nie ustaje w komentowaniu na skraju chamstwa i prostactwa tych, których uważa za chamów i prostaków. Dzięki temu stanowi cenny filar partii, przyciągający "młodych wykształconych z wielkich miast", co na polityce się co prawda nie znają, ale strasznie gardzą pisowcami.
Drugi ma swój świat, swój dorobek i spiżowy cokół, z którego zerka jeszcze donioślej niż niejaki Ziętek. Posiada absolutną wiedzę i niekwestionowane rozeznanie w kwestiach potrzeb, mentalności i dróg rozwoju Śląska (Śląska historycznego, Województwa Śląskiego oraz GOP). Nikt, jak on, nie dostrzegł z "przepięknego warszawskiego oddalenia"* misji i jedynego właściwego obrazu Śląska. Kto nie zapyta go o zdanie - leber, kto się nie zgodzi - ciulik, kto skontruje - hapol. Po co ci, Polsko, Śląsk cały, skoro zawarł się on w tym zacnym ciele małym? Porzuć fabryki, huty, kopalnie - i przytul onego, co kuca tryumfalnie!
Trzeci to pewien latynoski żeglarz, który tak obrzydza mi perspektywę śledzenia rejsu jego statku (kolejnego w karierze), że aż dostaję choroby morskiej. A może to jednak wina Kaczyńskiego? No to może chociaż Błaszczaka? Jedno jest pewne - wróbelki wydziobały cały potencjał z Don Miguela, nie pozostawiając przy okazji jego szat nietkniętymi.
Czwarty jest zamkniętym pośród swych spasionych i wyliniałych szturmowców kiepskim dowódcą, który nie wie z kim i o co walczyć. I co najważniejsze - nie wie jak. A że walka jest całym jego życiem, to co rusz słychać pierdnięcia jego arkebuzów. W XXI wieku...
Serwuje mi to szklany ekran, zamiast czegoś ciekawszego. Czegoś istotnego. Prawdziwszego, niż mlaskające, abstrakcyjno-absurdalne kukły ze śmiedzącego kiszoną kapustą i grochem polskiego podwórka...
*) Parafraza sporu Bielinski-Gogol.