A kocham miłością bezgraniczną.
Moja miłość nie wybiera, nie błądzi i nie wątpi.
Miłość to dozgonna, do śmierci PiS lub mojej własnej.
Niech PiS żyje wiecznie.
A ponieważ kocham, wiem, że jedynym prawdziwym Polakiem i patriotą jest w mojej Ojczyźnie Jarosław Kaczyński.
Miłość moja, jak to często z miłością bywa, bezkrytyczna jest i nie podlega dyskusji.
Nieważne są dla niej jakiekolwiek argumenty, prawdy, fakty lub przeciwności. Umacniają mnie jedynie w słuszności mojej miłości. Niech trwa. Wiecznie.
Miłość moja (do PiS) krytyki się nie boi, argumentów nie słucha, wrogom nie odpuści, od złego uchroni, ku przyszłości poprowadzi, o sprawiedliwość dziejową zadba, winnych ukarze i pod sztandarem (narodowym) zjednoczy. Przy krzyżu (jakże polskim) przyklęknie, pomniki wzniesie, chwałę i cześć (gdzie trzeba i wypada) odda.
Kocham PiS i wierne mu media zakonnika z Torunia.
Im więcej mają racji, tym bardziej wroga i antypolska, europejska, establishmentem podparta, na mediach głównego nurtu umocowana, zgraja zdrajców i agentów (ruskich, szkopskich / niepotrzebne lub nieprawdziwe skreślić) atakuje mój ukochany, jedynie słuszny PiS. O wodach (termalnych) przez wzgląd na me dobre wychowanie nie wspomnę.
Kocham PiS, zwłaszcza teraz, gdy spadło nań jednocześnie tyle nieszczęść.
Jednoczę się w modlitwie za zamordowanych w Katyniu, Smoleńsku i wszędzie tam, gdzie odwieczni wrogowie Polski, Ojczyzny mojej, zaatakowali znienacka wraz z narodowymi szubrawcami, volksdeutschami (z Wehrmachtu), agentami (śpiochami) i zdrajcami (z WSI) oraz odszczepieńcami (z PJN). Kocham PiS także za to, że nadal trwa, czuwa i o Polskę, Ojczyznę moją, się troszczy.
A wiem, że to czyni, wiem to, bo słyszę i widzę, co mówi bez przerwy wódz PiS.
Ja wierzę, wierzę MU bezgranicznie.
Oddam na mój PiS mój głos.
Zawsze.
I nie jestem odosobniony.
Jest nas wielu.
Jedna czwarta lub (czasami nawet) jedna trzecia polskich wyborców.
A będzie nas więcej, tak nam dopomóż Bóg.
I Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie.
Kiedyś.