Do Ojczyzny zawitała Europa.
Po alkohol nie trzeba już (i to od zaraz) ustawiać się w marketach w osobnej kolejce. Wychowanie narodu w trzeźwości, które za czasów PRL owocowało ogłaszanymi z okazji świąt państwowych (a i innych, ważkich dat i uroczystości) okresami lub dniami ludowej prohibicji, legło teraz w gruzach. I pogrążyło ostatecznie ostatnie i nieliczne już meliny oraz prywatnych "producentów", bazujących na "składnikach" zza wschodniej granicy. Teraz pić, przepraszam, kupować coś do picia, można razem z innymi produktami. Jesteśmy w Europie. W tej kwestii na pewno.
* * *
Do Europy daleko (i nadal), gdy za ladą wiejskiego, ale prywatnego (a jakże) sklepu ogólnospożywczego spotkamy w niedzielę jego właściciela we własnej osobie. Ten wyjaśni nam od razu, iż dzisiaj niedziela, więc sam właściciel stać za ladą musi.
Nie, nie będziemy wyprowadzać go z błędu, iż ów jakże polski porządek obowiązuje w naszej ukochanej Ojczyźnie jedynie w święta państwowe i kościelne, będące dniami wolnymi od pracy. Właściciel nowym jest tego sklepu właścicielem, a do najbliższego marketu, takiej na przykład sieci "Biedronka", ma.... aż dziesięć kilometrów. Tam w tą samą niedzielę właściciel widać "na kasie" w niedzielę też siedzi. We wszystkich filiach. To teraz aż tylu w Polsce jest Portugalczyków....
* * *
Na drzewie, tak, tak, tym przy szosie ze wsi do wsi i nieopodal przydrożnego krzyża powiewają jeszcze resztki poprzednich plakatów – ogłoszeń miejscowego dostarczyciela energii elektrycznej. Tym razem żadnego nowego plakatu dostarczyciel nie wywiesił, prąd za to w czwartek już rano wyłączono. Od razu na dziewięć godzin i bez przerwy. Ale.... miastowi, którym na wsi urlopu spędzać się zachciało, komórki, tudzież laptopy, zwane przez niektórych czule "lapami" przecież mają, więc nic, tylko myk, surfować po sieci. A tam na stronie internetowej dostarczyciela energii elektrycznej informacja, jak na dłoni, iż oto w czwartek właśnie prądu w godzinach od - do (innych, niż w rzeczywistości, ale to szczegół) nie będzie. Bowiem.... właśnie wtedy nastąpi.... "planowana przerwa w dostawach". I wszystko jasne. Telefon do dyżurnego w rejonie energetycznym wyjaśnił, iż wkrótce już żadnych kolejnych "planowanych przerw" nie będzie.
Po czwartku i na polskiej wsi jest piątek.
Tym razem przerwa w dostawach trwała "tylko" osiem godzin. Lodówka z laptopem, mikrofalą i zmywarką, tudzież podgrzewaczem wody, mogą przecież kolejny dzień poczekać. Czas nie zając, a na wsi jesteśmy. Tu zajęcy jest masa.
* * *
- Paniusia nietutejsza, skonstatował z niesmakiem miejscowy, zmęczony życiem i losem emeryt, na widok wchodzącej do sklepiku miastowej. Ta mini do klapek (średnio miejskich) ubrała, toteż obcą, jak to sam nazwał "nietutejszą", fachowym okiem i od razu rozpoznał.
- Wyjdź stąd, bo milicję, tfu, policję zawołam, skomentował tubylca także miejscowy, ale nowy, wspomniany już powyżej właściciel sklepu spożywczego.
Emeryt, ściskając w dłoni jedną plastikową torbę, znaną skądinąd z podróży pewnego prezydenta pewnego kraju do USA, opuścił niespiesznie sklep i przysiadł z ogromnym, celebrowanym stoicyzmem za ławą, przeznaczoną dla klientów tegoż sklepu pod przysklepową lipą.
A ta widziała już niejedno. Czas płynął leniwie od zawieszania torby na kierownicy roweru, najpierw przez lewą stronę potem środek, a następnie przez prawą, aż do kolejnego łyka z butelki piwa, na ławie stojącej. I zapalić wypadało.
* * *
W sobotę, tudzież w niedzielę, gminny zakład gospodarki komunalnej zmuszony był dokonać przerw w dostawach wody. Przerwy miały krótkotrwały charakter i wielkomiejskim czepianiem się nazwać należy już samą próbę wspominania o nich.
* * *
Wakacje w pełni.
Ciąg dalszy nastąpi.