Wybory 2011 (2)
Gdybym był (z dziada pradziada) mieszkańcem polskiej wsi, wówczas powinienem głosować na ludowców. Ale.... nie jestem. Od pokoleń.
Tak się jednak składa, iż wśród moich znajomych, ludowców znajdę kilku, a i rdzennych mieszkańców wsi tudzież. I wówczas, gdy rozmowa na tematy niedzielnych wyborów schodzi, nie omieszkuję wspomnieć, iż ja (i na ich miejscu) swój głos oddałbym właśnie na PSL.
Bo na tematyce swojej grupy społecznej znają się bez wątpienia. I specyfika regionu, a i pracy im nie z kompletów (podobno tajnych) na warszawskim Żoliborzu lub (z działań "wielce" wolnościowych, a teoretycznych) w Trójmieście jest znana. Wynieśli ją z domów rodzinnych, od porannego krów dojenia, do zimowego dokarmiania zwierzyny leśnej, zmrożonej (często) tęgą zimą.
I gdy znajomy ludowiec z błyskiem oka o fuzji swego dziadka opowiada, wspominając dziecinne czasy, wówczas wiem, że nie wymyśla i nie teoretyzuje. On wie, gdzie jego korzenie i jakie ich prawidłowości.
Wieś polska takich ludowców, którzy znają zarówno Brukselę, jak i wiejskie, polskie klimaty, właśnie dzisiaj potrzebuje. Ludowców, którym hybrydowy napęd ich samochodu już się z wiejskim "sio" nie kojarzy. Niech każdy przejdzie swoją drogę, skoro taki jego los. Bez warcholstwa i wysypywania ziarna w świetle kamer, o sznurze do snopowiązałki (przez wzgląd na dobre wychowanie) nie wspominając.
Idę więc w najbliższą niedzielę głosować.
Ale... nie na ludowców.
A Ty.....?