Grzegorz P. Grzegorz P.
413
BLOG

Trzecia droga Tuska

Grzegorz P. Grzegorz P. Polityka Obserwuj notkę 1

Gdy wybory parlamentarne w 2007 roku wygrała Platforma Obywatelska, opinia publiczna była przekonana, że oto do władzy, po raz pierwszy w historii tego kraju, dochodzi partia liberalna. Dzisiaj, gdy koniec kadencji sejmu zbliża się nieubłaganie, opinia publiczna przekonana jest o zdradzie liberalnych ideałów przez partię rządzącą. Co takiego wydarzyło się na przestrzeni tych czterech blisko lat, że nastąpiła tak dramatyczna zmiana w postrzeganiu PO? Czy partia ta rzeczywiście zdradziła swoje ideały i porzuciła liberalizm? Jeśli tak, to na co, jaka ideologia stała się dominującą w praktyce rządzenia? A może Platforma Obywatelska nigdy nie była partią liberalną? Łatwe przyklejanie łatek poszczególnym podmiotom biorącym udział w politycznej rozgrywce ułatwia percepcję i analizę zjawisk odbywających na scenie politycznej. Ale taka symplifikacja ma również negatywne skutki, prowadzące do wytworzenia się swego rodzaju mitów medialnych, które nijak się mają do otaczającej nas rzeczywistości. Rozczarowanie odejściem Platformy Obywatelskiej od liberalnych korzeni jest tego przejawem. Takie mity warto wskazywać i warto się z nimi rozprawiać. Dla uczciwości w debacie publicznej. Dla dobra nas samych.

Początek 2011 przyniósł dramatyczną zmianę w medialnym odbiorze poczynań rządu Donalda Tuska. Do Krzysztofa Rybińskiego, etatowego krytyka obecnej administracji, dołączył Leszek Balcerowicz, ojciec polskiej transformacji ustrojowej i guru polskiego liberalizmu, a także liczne grono ekonomistów i publicystów z Witoldem Gadomskim i Gazetą Wyborczą na czele. Do tego, że „Tusk zadłuża nas szybciej niż Gierek” (K. Rybiński, 2010) zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale rząd który „traktuje nas jak baranów” (L. Balcerowicz, 2011) jest nowością w dyskursie publicznym. Do tego rząd prowadzi „pozorną prywatyzację” (Balcerowicz, 2010), niebezpiecznie zwiększa wydatki publiczne (FOR, 2011), a także, jako podsumowanie liberalnej krucjaty na rząd, „prowadzi politykę antyliberalną i mówi językiem antyliberalnym” (Gadomski, 2011). Do tych grzechów często dorzucana jest podwyżka podatku VAT w 2010 roku, zwiększenie nakładów na pensje nauczycieli i prowadzenie takiej polityki gospodarczej, która doprowadziła do wzrostu deficytu finansów publicznych do rekordowego poziomu 7,9% w stosunku do PKB.

Tak naprawdę liberalizm w polskim wydaniu to proste dogmaty dające łatwe narzędzia do oceny rzeczywistości. Państwa w gospodarce praktycznie być nie powinno, a podatki i składki są tym lepsze, im są niższe. W rzeczywistości jedyne, co można zrobić z podatkami w tym kraju to je obniżać. Im szczuplejszy budżet centralny, tym lepiej, podobnie jak poziom wydatków publicznych w stosunku do PKB - powinien być jak najniższy. Prywatne jest dobre, a państwowe złe - tylko rynek może rozwiązać nasze problemy. Taki model liberalizmu od 20 lat promowany jest przez Leszka Balcerowicza. Trzeba uczciwie przyznać, że Platforma Obywatelska nie realizuje takiego programu, więc rozczarowanie liberalnych elit wydaje się być uzasadnione. Jednakże zastanawiać może geneza przekonania, że takie idee znajdą uznanie w obozie partii rządzącej. Wszelkie podejmowane inicjatywy, jak i sygnały wysyłane do mediów od początku uformowania się rządu Donalda Tuska wskazywały, że zgody na realizację tak zaprojektowanego programu nie ma. Do tego dochodzi jeszcze doświadczenie kryzysu ekonomicznego i otwarte zakwestionowanie liberalizmu jako uniwersalnego modelu rozwoju państw w światowej debacie publicznej. Platforma Obywatelska nigdy nie była partią liberalną w tym sensie, w jakim widzą go Balcerowicz, Gadomski czy środowisko Gazety Wyborczej. Pewne idee i założenia liberalizmu znalazły posłuch wśród elit PO, jednakże nigdy akceptacja dla rozwiązań radykalnie rynkowych nie osiągnęła poziomu, jaki postulują wspomniani ekonomiści i publicyści. Dominującą ideologią rządu Donalda Tuska nie był, nie jest i, sądząc po wypowiedziach i działaniach, nigdy nie będzie tak rozumiany liberalizm. Czym zatem kieruje się ten rząd w praktyce rządzenia?

Na początku 2008 roku Michał Boni, ówczesny szef Doradców Strategicznych Premiera, a dziś członek Rady Ministrów odpowiadający za pracę Komitetu RM udzielił słynnego wywiadu dla „Polityki”. Poza stwierdzeniami, że „nie należy ciąć wydatków, tylko zmieniać ich charakter” gdyż taka polityka „wywoła [określony] efekt społeczny”, pada w nim znamienne zdanie: „Problemem Polski nie jest to, że za 8 lat możemy mieć za duży deficyt finansów publicznych i długi budżetu. Problemem jest to, że jeżeli nie będzie się rozwijał nasz kapitał społeczny, ludzki i intelektualny, to nie będziemy konkurencyjni, wiec będziemy mieli słaby wzrost, nierównowagę finansów publicznych i rosnące długi”. Nijak nie da się takich poglądów przypisać polskiej szkole liberalnej. Ale to nie wszystko. W 2008 roku pomysły, aby znieść podatek od zysków kapitałowych, minister finansów Jacek Rostowski nazwał „liberalnym populizmem” ponieważ „państwo potrzebuje pieniędzy na swoje zadania”. W 2010 roku Jan Krzysztof Bielecki, szef Rady Gospodarczej przy Premierze RP powiedział w wywiadzie dla Gazety Wyborczej, że państwo musi zatrzymać swoje udziały w niektórych spółkach Skarbu Państwa, gdyż będzie z nich większy pożytek, gdy będą wpłacały dywidendy do budżetu państwa. Następnie zaczął przekonywać, że liberalne przekonanie iż kapitał nie ma granic po doświadczeniu kryzysu ekonomicznego jest mrzonką i  zaczął silnie lobować nad kupnem banku BZ WBK przez PKO BP - bank należący do Skarbu Państwa. W 2011 roku ten sam Bielecki w artykule dla Gazety Wyborczej streścił swój nowy pogląd na państwo i jego rolę w gospodarce: „I jeżeli ktoś oczekuje, że państwo będzie sprawne, a administracja publiczna będzie działać efektywnie, to nie powinien chyba przekonywać, że państwo z definicji jest wrogiem obywatela i szkodnikiem w gospodarce, a to słyszymy dzień w dzień od najwybitniejszych przedstawicieli elity”. Wreszcie słowa premier Donalda Tuska, który w debacie sejmowej w 2010 roku powiedział wyraźnie, że odrzuca on model uprawiania polityki, który „da satysfakcję doktrynerom”, ponieważ prowadzić on może tylko do pogorszenia się sytuacji ludzi „żyjących tu i teraz”.

Od samego początku uformowania się gabinetu Donalda Tuska widać w nim wyraźne tendencje do obdarzenia państwa zaufaniem i powierzeniu mu pewnych zadań. Ale nie jest też tak, że państwo ma monopol na rozwiązywanie problemów społecznych. W praktyce działania rząd ten stara się realizować kompromisową strategię „złotego środka” pomiędzy ingerencją państwa w wolny rynek a działalnością „niewidzialnej ręki”. Tym złotym środkiem, a jednocześnie ideologią która przyświeca aktywności tej administracji, jest trzecia droga.

Trzecia droga to idea odświeżona w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku przez brytyjskiego socjologa, Anthony’ego Giddens’a. U jej podłoża leży przekonanie, że zarówno rozwiązania prawicowe (liberalny kapitalizm), jak i lewicowe (socjalistyczne sterowanie gospodarką) nie zapewniają poprawy życia jednostek i same w sobie pełne są pełne zarówno sprzeczności i wad, ale i zalet. Polityka trzeciej drogi stara się znaleźć taki model funkcjonowania, który czerpie najlepsze elementy z obu głównych ideologii, odrzucając wszystko to, co nie działa sprawnie. Sam Anthony Giddens definiuje ją następująco: „Coś odmiennego od liberalnego kapitalizmu z jego niezachwianą wiarą w wolny rynek i demokratycznego socjalizmu z jego zarządzaniem popytem i obsesją państwa. Trzecia droga opowiada się za wzrostem gospodarczym, przedsiębiorczością i tworzeniem dobrobytu, ale również za większą sprawiedliwością społeczną i państwem, które może skutecznie te dobra dostarczyć.”

Przytoczone powyżej fragmenty wypowiedzi przedstawicieli rządu Donalda Tuska wyraźnie wskazują, iż taka właśnie ideologia przyświeca tej administracji. Wolny rynek, ale z państwem czuwającym nad dobrem obywateli. Gdyby takie poglądy pozostały tylko w sferze deklaratywnej, nie byłoby właściwie o czym dyskutować i czego rozważać. Ale praktyka działania pokazuje, że taka polityka jest rzeczywiście realizowana. Do działań rządu, które można zakwalifikować jako „liberalne” – ustawa o emeryturach pomostowych, pakiet na rzecz przedsiębiorczości, ułatwienia w podatkach czy przyśpieszeniu prywatyzacji dodać należy cały szereg ustaw, które do tej pory kojarzone były z lewą stroną sceny politycznej i których realizacja musi przyprawiać o ból głowy polskich liberałów: podwyżki w sferze budżetowej, świadczenia kompensacyjne dla nauczycieli, waloryzacja rent i emerytur, pomoc finansowa z budżetu na rzecz zwiększenia zatrudnienia (w tym program „Solidarność pokoleń 50+), wydłużenie urlopów macierzyńskich, zwiększenie pomocy finansowej dla rodzin poprzez podniesienie zasiłków rodzinnych i świadczeń pielęgnacyjnych, programy „Orlik 2012” albo „Radosna szkoła”, czy wspominana już podwyżka podatku VAT. Leszek Balcerowicz w wywiadzie dla Gazety Wyborczej powiedział, co myśli o takiej polityce: „Podwyższanie płac nauczycielom, gdy państwo zadłuża się na 100 mld. rocznie? To nieodpowiedzialność”.

Tymczasem to nie wszystko. Działania rządu kojarzone z lewą stroną nie ograniczają się tylko do tych, na które bezpośrednio przeznaczane są środki budżetowe. Ten rząd ma na koncie również szereg działań, które przyczyniają się do budowy kapitału społecznego, czyli sprawiedliwego i sprawnego społeczeństwa. Do takich działań zaliczyć należy: ustawy żłobkowa, o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, o parytetach, nowa podstawa programowa wraz z upowszechnieniem wychowania przedszkolnego, czy ustawa o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej. W dokumencie strategicznym rządu, Polska 2030, cały rozdział poświęcony jest spójności społecznej i metodom, jakimi może ją wspierać aktywna polityka państwa. We wspominanym już wywiadzie dla Gazety Wyborczej Leszek Balcerowicz odniósł się i do tego zagadnienia stwierdzając, iż „termin "kapitał społeczny" bywa nadużywany, bo tak dobrze brzmi”, a jego pomysł na sprawiedliwe społeczeństwo sprowadza się do starych, liberalnych dogmatów: „usuwając nadmiar państwa, stwarzamy przestrzeń i dla rynku, i dla społeczeństwa obywatelskiego”.

O ile na linii rząd – liberalni ekonomiści dochodziło do nieporozumień od dłuższego już czasu, to tak naprawdę iskrą wzniecającą ten spór była propozycja rządu zmiany funkcjonowania II filaru systemu zabezpieczeń społecznych. Nie wchodząc w szczegółowe rozwiązania i dokładne postulaty obu grup warto zastanowić się, co jest istotą sporu o OFE. Otóż sednem sporu jest przekonanie strony rządowej, że państwowy fundusz (FUS) jest w stanie, co najmniej na takim samym poziomie co fundusze prywatne, zapewnić finansowanie naszych przyszłych emerytur, natomiast ekonomiści nie podzielają tego przekonania. O to cała ta dyskusja się rozbija. O ile rząd nie widzi niczego złego w powierzeniu tego zadania państwu, o tyle ekonomiści nie są w stanie takiego rozwiązania zaakceptować.

Spór, w jakim znalazł się rząd Tuska z ekonomistami i publicystami wynika z potrzeby realizowania odmiennej polityki gospodarczej. Podczas gdy ekonomiści zatrzymali się w miejscu, w którym od dawna się znajdują, praktyka działania jak i doświadczenie rządzenia krajem sprawiły, że Platforma Obywatelska przesunęła się na bardziej centrowe pozycje i rozpoczęła realizację programu, który jest mieszanką lewicowych i prawicowych postulatów. Anthony Giddens przygotowując program trzeciej drogi dla Tony’ego Blair’a miał na myśli podobny zabieg, ale dokonany z lewej strony sceny politycznej. W końcu podtytuł książki, w której wyłuszczył swoje idee brzmi: „Odnowa socjaldemokracji”. W polskich realiach politycznych jego postulaty znalazły odzwierciedlenie w prawicowej partii, która przejęła postulaty socjaldemokratyczne. Gdyby Giddens miał napisać tę książkę dla Polaków na podstawie naszych doświadczeń, podtytuł pewnie by brzmiał „Naprawa liberalizmu”.

 

Grzegorz P.
O mnie Grzegorz P.

Sign by Danasoft - Get Your Free Sign

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka