Nie uwierzycie, ale w stolicy Europy bylo dzisiaj slonce i plus 5 stopni. Zjadlem mule z piwem i frytkami na dworze, bo ogrodek przyknajpowy mial dodatkowo nawiew cieplego powietrza. Warto i u nas Europe zaprowadzic i mrozy skasowac!
Niestety, pociagi jezdza tutaj dokladnie tak samo jak w Polsce. Dzisiaj rano czekalem prawie 40 minut i niemal sie nie spoznilem na spotkanie z wielka komisja oceniajaca nasz grant w 7 programie ramowym UE.
Grant ten jest organiozowany przez wielki francuski koncern elektroniczny, a my mamy do niego dostarczac polprodukty (warstwy polprzewodnikow na bazie GaN). Projekt jest naprawde imponujacy, i gdybym byl recenzentem, dalbym maksimum punktow.
Projekt przeszedl przez rozne sita i zostalo przesluchanie 6 wybranych najlepszych grantoprojektantow, po ktorych ma zostac 3 do finansowania.
To, co napelnilo mnie wielkim smutkiem, to fakt, ze nas czterech (Francuz, Szwed, Niemiec, i ja) bylismy przesluchiwani przez 24 ekspertow, ktorzy, jak wywnioskowalismy z pytan, pojecia nie mieli, na czym grant ma polegac, i czy ma to sens, czy nie. Po prostu byli to najprawdopodobniej specjalisci z zupelnie innych dziedzin.
Zreszta znalismy z tych 24 zaledwie dwoch, a specjalistow europejskich z naszych dziedzin znamy wszystkich.
Cala procedura pachnie mi tym, ze za przyznanie/odrzucenie grantu odpowiada nie konkretny czlowiek, tylko lawa przysieglych , losowana podobnie jak to sie ma z prawdziwa lawa w USA.
Z lzejszych rzeczy, pojawily sie obrazki z kopulujacymi parami z napisem "rob to po europejsku". Na przyklad, Luksemburczyk czyta w czasie stosunku gazete, a Estonczyk jezdzi na lyzwach. Polak za to kocha sie w betoniarce (takiej malej gruszce, z ktorej wystaje gola pupa faceta i nogi kobitki). Co ma Polska do betoniarki, nie wiem. Moze, ze sie kreci, a moze jestesmy postrzegani jako pracownicy na budowie?
Przepraszam za brak polskich czcionek, ale tu takowych nie ma...