Chcę polecić książkę, która jest wspomnieniem Adiny Blady-Szwajger z pracy w szpitalu w getcie warszawskim.
Chwyta za gardło- ogrom cierpień związanych z wojną to nie liczby z kilkoma zerami obrazujące zabitych, rannych i kalekich, ale właśnie relacja jednostki. Spojrzenie, które mogłoby być naszym, ale szczęśliwie urodziliśmy się w lepszych czasach.
Poniżej dwa fragmenty.
I w tym zamknięciu chyba powstała nasza GRUPA- grono przyjaciół, do którego przygarnięto tak nic nieznaczącą osobę, jaką była młoda stażystka. Były w tej grupie obie siostry Keilson: Hela- lekarz i Dola- przełożona szpitala, "bohaterska pielęgniarka", nazywana tak dlatego, że przy każdym ciężkim przypadk dyżurowała osobiście, bez oglądania się na godziny pracy, zdrowiejących zostawiała innym pracownikom. Dola Keilson, rozstrzelana w Otwocku w 1943 r. właśnie jako bohaterska pielęgniarka. Piękna, władcza, uwodzicielska, z kokiem miedzianych włosów, rzuciła bezpieczne schronienie po "aryjskiej stronie", by pielęgnować swego dawno rozwiedzionego męża, umierającego na gruźlicę. Zadenuncjowana przez jakąś swołocz, zabrana na gestapo w Otwocku, nie załamała się do końca. Zapytana, czy wie, że pielęgnowała Żyda, odpowiedziała, że "jest pielęgniarką i opiekowała się chorym człowiekiem".
A czy opiekowałaby się również Niemcem?
Gdyby był człowiekiem, tak.- I poszła pod ścianę.
Więc tam, w tych wielkich salach, na drewnianych pryczach, na papierowych materacach, bez pościeli, leżały dzieci przykryte takimi samymi papierowymi materacami. A w kątach sali stały wiadra blaszane, bo nie było ani basenów, ani nocników, a te dzieci miały "durchfall"- krwawą biegunkę głodową i nie mogły iść do ubikacji. Więc rano, jak się wchodziło, to te wiadra się przelewały i było pełno na podłodze, i był taki straszny zapach krwi i ropy, i kału.
A na pryczach leżały szkielety dzieci albo ogromne, obrzęknięte bryły. I tlko oczy żyły. A kto nie widział takich oczu, takiej twarzy zagłodzonego dziecka z czarną jamą otwartych ust, ze zmarszczoną pergaminową skórą, ten nie wie, jakie może być życie.
Ale myśmy mieli białe fartuchy i nie byliśmy obrzęknięci, bo przecież mieliśmy spirytus, więc te oczy patrzyły na nas chyba z nienawiścią.