Rolex Rolex
9507
BLOG

PODŻYRUJCIE MI STO GIE...

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 256

 

W ostatnim tygodniu miało miejsce zaprezentowanie raportu międzypaństwowej komisji MAK i twierdzę, wbrew zdaniu wielu, że było to wydarzenie bez precedensu, tak jak sama katastrofa była bezprecedensowe.

Po pierwsze raport MAK-u nie ma żadnej treści.

On w żaden sposób nie wyjaśnia przebiegu katastrofy. I to – samo w sobie, jest w tym raporcie najważniejsze, i to jest właśnie analizowane na różnych dostojnych biurkach.

Raport nie zawiera praktycznie żadnych śladów badań, analiz, prób, wyliczeń czy symulacji.

Jego przekaz jest prosty i składa się z dwóch części. Pierwsza, polityczna oznacza mniej więcej tyle: Rosja nie jest zainteresowana w wyjaśnieniu katastrofy, bo (z jakichś względów) jej wyjaśnienie jest dla niej niekorzystne/groźne.

Druga część, propagandowa, skierowana do opinii publicznej jest taka:

Polscy piloci, sterroryzowani przez pijanego przełożonego uderzyli w ziemię z prędkością, która spowodowała, że na ciała znajdujące się na pokładzie samolotu działały przeciążenia 100 G, a sam samolot pod wpływem tych przeciążeń rozpadł się na 1.000.000 (słownie: jeden milion) małych kawałków.

Wiemy (MAK), że w swojej masie nie wiecie nic o katastrofach, przeciążeniach i lotnictwie, więc mamy nadzieję, że przez jakiś czas, durnie, przyjmiecie to na wiarę, a potem zapomnicie.”

A teraz – tak jak dość wcześnie pisałem, że raport MAK nic nie wyjaśni, tak teraz napiszę, że postępowania prokuratorskie, ani w Polsce, ani w Rosji, też nic nie wyjaśnią („nie wyjaśni” i „nie wyjaśnią” tym, którzy oczekują racjonalnego wytłumaczenia katastrofy w wersji błędu pilotów 100% sprawnej maszyny, bez udziału osób trzecich, a to wszystko poparte twardymi dowodami).

Skąd ta wiedza?

Otóż bezpośrednim szefem rosyjskiej komisji śledczej badającej przyczyny katastrofy, której nic nie badanie MAK-u było częścią, był pułkownik KGB Putin.

Był, bo dzień po ogłoszeniu raportu ogłosił koniec jej prac.

Czy Państwo sobie wyobrażacie, że znajdzie się w Rosji prokurator WOJSKOWY, który podważy ustalenia pułkownika Putina? Bo ja nie bardzo. Bo jak by to miało wyglądać?

Komisja, której przewodził Władimir Władimirowicz Putin zaniechała, nie przeprowadziła, naruszyła, nie dopełniła, nie uwzględniła?” Wolne żarty!

Ale pan pułkownik Putin nie chce zakończyć rosyjskiego śledztwa prokuratorskiego, bo chce zachować pozory. Więc starą KGB-owską metodą każe je tym biednym prokuratorom kontynuować, a oni będą wiedzieli, że nie mogą go zakończyć.

A dopóki to śledztwo się nie zakończy, to jest pretekst, by nie dzielić się z polską prokuraturą jakimkolwiek materiałem dowodowym. A tego zbiegiem czasu ubywa, a w Rosji ubywa go szybciej, bo w Rosji ludzie, którzy coś wiedzą, żyją krócej, a materia zużywa się proporcjonalnie szybciej. Proporcjonalnie do zwielokrotnionej wartości występującej na terenie Rosji przeciążeń. Za dwa lata z wraku nie zostanie nic. Poddany przyciąganiu ziemskiemu rosyjskiej ziemi (circa 20 G według moich wyliczeń) zwyczajnie zwietrzeje i zatopi się w gruncie.

Przez ten czas, w którym w Rosji znikać będą jakiekolwiek dowody Polska nie może zrobić nic.

Żadne odwoływania do organizacji międzynarodowych działających w oparciu o Konwencje Chicagowską nic nie dadzą, bo międzynarodowe ciała powstałe i pracujące w oparciu o przepisy tej konwencji nie mają prawa badać katastrof statków wojskowych i państwowych, a nasz, co wynika z planu lotu, był lotem oznaczonym jako M, a więc był wojskowy.

Międzynarodowe instytucje posługują się swoją nomenklaturą. Rosja posługiwała się nią do niedawna, bo raportem MAK wprowadziła nową, objęła nią rządowego Tu-154, i zaapelowała, żeby jej postulaty nomenklaturowe przyjąć w przyszłości za normę. Słowem: jak się w przyszłości rozbije drugi Tupolew z prezydentem, generałami i parlamentarzystami jakiegoś państwa, to sytuacja być może będzie już inna i być może powinna być inna, ale, póki co, nie jest.

A teraz clou. Otóż, przebywający z roboczą wizytą na pobojowisku smoleńskim pułkownik Putin zobaczył coś, czego nie spodziewał się zobaczyć. I doszedł do wniosku, że po tym, co zobaczył, nikt oprócz sprawdzonych ludzi nie może nigdy dostać nawet kawałka pozostałości po rosyjskiej aranżacji, bo tę – tak zwyczajnie, ktoś lub coś, spieprzył/spieprzyło.

I jedyne, co panu pułkownikowi Putinowi zostało, to grać na czas i liczyć, że gdzieś tam zintensyfikuje się walka z terrorem na tyle, że ktoś będzie zainteresowany, żeby on przestał tę intensyfikację... intensyfikować. I że zaproponuje mu koniec szlabanu na wizyty międzynarodowe i ponowne dopuszczenie do rozmów z ludźmi cywilizowanymi.

Tyle, że jest to mało prawdopodobne, bo jeśli taki pan But, który właśnie śpiewa amerykańskim specom od terroryzmu, komu, ile, jakiej i gdzie dostarczył broni, to ludzie cywilizowani mogą sobie zadać pytanie, czy szefem Al-Kaidy jest rzeczywiście taki duży krasnolud z brodą ukrywający się od dziesięciu lat w jaskini.

A co to oznacza dla Polski?

A dla Polski oznacza to tyle, że raport MAK przede wszystkim uderza w dużą (zaskakująco dużą) grupę ludzi Rosji zaskakująco przyjaznych, którzy swoimi autorytetami podżyrowali tezy MAK-u zgodnie z wytycznymi przedstawionymi przez Rosjan tuż po katastrofie.

Ale ci wszyscy ludzie działali w zaufaniu do pułkownika Putina, to znaczy nie znali okrutnej prawdy o fiasku inscenizacji smoleńskiej.

Po ogłoszeniu raportu MAK włos im się zjeżył na głowie, bo miały być kolumny cyfr, wyliczenia – słowem dowód na to, że oni swoim autorytetem wsparli coś na prawdę przemyślanego, złożonego i wyreżyserowanego z wirtuozerią i maestrią, a tu nic. Pijany generał i krzyki miażdżonych ludzi na tle podstarzałej sowieckiej lampudry.

To trochę tak, jakby patolog przez miesiące kładł na szali swój autorytet, że śmierć i potworne zmasakrowanie zwłok może być typowym następstwem poślizgnięcia na skórce od banana na nadbałtyckiej plaży licząc, że fachowcy potrafią bardzo szczegółowo opisać ten nieprawdopodobny splot okoliczności, który spowodował obrażenia, coś jak... „Denat rzeczywiście pośliznął się na skórce od banana i upadł na piach, ale w momencie jak upadał, to spadł na niego amerykański satelita szpiegowski, którego komisja zrekonstruowała i ustaliła jego przynależność państwową”, a tymczasem „fachowcy” wydali raport, w którym napisali: „Denat pośliznął się na skórce od banana i upadając na piach roztrzaskał się na milion kawałków, a to dlatego, że miał trudny charakter i pił koniak”.

I teraz do naszych „fachowców” dotarło, że to niekoniecznie jest tak, że to KGB jest takie strasznie przebiegłe, i że to niekoniecznie jest tak, że oni kiedyś nie staną przed faktem wytłumaczenia się, dlaczego podżyrowali takie... 100G, czyli całą kupę G.

I już dzisiaj widać, że oni starają się z tego podżyrowania wyślizgać.

Pojawiają się nowe koncepcje, na wierzch wypływają analizy, oddaje się odczytać kolejne słowa z kopii zabuczanych ruskim prądem zapisów, słowem: próbuje się, wobec kompletnego fiaska „ruskiej” narracji, jakoś te 100G posklejać.

Ale się nie da, to kolejna próba rzeźbienia w G. Przerażenie pułkownika Putina wzięło się skądś i jakieś jest. I to wisi nad nim i nad jego fanami w Polsce jak miecz Damoklesa. Kiedyś spadnie.

 

Pozdrawiam

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka