Rolex Rolex
3215
BLOG

NIEUSTRASZENI POGROMCY KOMUCHÓW

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 49

Pozwolą Państwo, że zamiast odnoszenia się do różnych sporów, czy do emanacji partyjnych interesów, przejdę od razu do sedna, a więc do języka metapolityki. Spory międzyludzkie (te o pozornie politycznym charakterze) są interesujące o tyle, o ile jedna przynajmniej ze stron sporu jest bądź emanacją, lub też jest co najmniej inspirowana lub wykorzystywana (dzięki naiwności) przez realne siły. Jednak nawet i w tym przypadku nie należy się na tym skupiać (zanotować trzeba, ale nie powielać), bo realizowalibyśmy czyjś scenariusz, do tego za darmo, a to już byłaby hucpa!

Śladem dobrych rad mojego patrona (oczywiście, że z pamięci i niedokładnie): ‘wiele przyjmujcie, niewiele odrzucajcie, a przede wszystkim: rozróżniajcie!

A bezpośrednim impulsem do napisania tego, co poniżej było pozyskanie wiedzy, że 14 stycznia 2011 roku na portalu: http://wydawnictwopodziemne.com, Sz.P. Michał Bąkowski łaskaw był pochylić się polemicznie nad toczoną wtedy przeze mnie i FYM-a dyskusją w Mieście Pana Cogito. Pochylił się w sposób tak poważny i domagający się reakcji, że natychmiast byłbym zareagował, gdybym wówczas o istnieniu tego tekstu wiedział, ale nie wiedziałem. Wiem od niedawna, więc być może powinienem się obszernie odnieść, tyle że odpowiedź byłaby dzisiaj lekko ‘poniewczasie’, i o tyle nieadekwatna, że zapewne i Sz.P. Bąkowski i ja poszliśmy dalej drogami rozwoju własnego oglądu rzeczy.

Sam temat jednak, generalnie: tematy poruszane na tym portalu w wielu artykułach i dyskusjach, uważam za kluczowe dla kształtowania się elitarnego myślenia o Wspólnocie Polskiej, w takim zakresie w jakim ona istnieje (kwestią dyskusji jest, czy śladowym, czy cząstkowym, i na ile rokuje jej odbudowa, a na ile [jeśli, czy] jest już za późno).

Osobiście, działalność tego typu środowisk, jakie reprezentuje Wydawnictwo Podziemne odczytuję jako wezwanie do głębokiego przemyślenia podstaw i z przyjemnością się do takiego postulatu przyłączam.

Zacznijmy więc od podstaw.

Diagnoza.

Ma rację Michał Bąkowski, kiedy pisze, że jest absolutnym złudzeniem, że poruszamy się w Polsce na jakichś tam płaszczyznach politycznych, które mają znaczenie dla kształtowania się naszej przyszłości. Żeby nie ględzić, sprowadzę rzecz do konkretu: nikt nigdy nawet nie podjął się wyjaśnienia, wskazania i ukarania sprawców mordów ‘założycielskich’, ‘spajających’ i ‘dyscyplinujących’ układ sił w tak zwanej III erpe, to jest obszarze geograficznym zamieszkiwanym przez etnos (w rozumieniu wspólnoty języka i kultury plebejskiej) a zarządzanym przez – jak tam Państwo nazwiecie – ‘lożę poziom minus 5’, ‘towarzystwo przyjaciół brązowej sznurówy’, ‘wiązkę międzynarodowo definiowanych interesów’, etc. Nikt, żadna siła polityczna, nie odważyła się podjąć odważnego wyjaśnienia mordu na ks. Popiełuszce, wskazania tego mordu rzeczywistych sprawców i ukarania winnych. Nikt, żadna siła polityczna nie podjęła się wyjaśnienia (a jeśli próbowała, to błyskawicznie odpuszczała nadziewając się na kontrakcję, której nie była w stanie stawić czoła) ‘dyscyplinujących mordów czasów transformacji i ‘pierwszej odsłony demokracji’ (ks.ks. Zych, Sychowolec, Niedzielak, i smutna kontynuacja: Pańko, Falzmann, Karp, etc). Żadna również siła nie była i nie będzie w stanie wyjaśnić sprawy uprowadzenia i zabójstwa Olewnika (podwójnego uprowadzenia i późniejszego zabójstwa), tak jak żadna (podkreślam), żadna istniejąca siła, z tych samych powodów, nie podejmie się wyjaśnienia losów delegacji smoleńskiej. Ma się skończyć na ‘pacie poznawczym’, a będzie tak dlatego, że żadna siła polityczna nie jest w stanie osiągnąć żadnego znaczenia w wewnętrznej polityce bez zgody suwerena. Suwerenem w Polsce nie jest żaden naród, bo nie ma narodu tylko etnos; etnos nie ma kompetencji pozwalających na rządzenie. Przez ‘kompetencje’ rozumiem tutaj minimalny poziom kwalifikacji intelektualnych pozwalających na dokonanie rzeczywistego wyboru reprezentacji.

Jeśli ktoś żywi jakieś złudzenia to podaję do przyswojenia, że wszelkie próby wyjaśniania zdarzeń z dnia 10 kwietnia 2010 roku zakończyła bezwarunkowa propozycja kapitulacji złożona w formie: ‘nie zabijajcie nas!’. To i nie zabijają, a więc jest pokój i porozumienie, że ‘wojna’ będzie toczyć się na poziomach nie sięgających i nie zmieniających ISTOTY sytsemu, tak jak toczyła się i toczy od dwudziestu lat. To jest wojna o korzyści płynące z administrowania i (czasami) z chęci pozornej realizacji pewnych ideałów (szczerej być może, ale w efekcie pozornej, bo NIESUWERENNEJ).

I tu znów do konkretu. Przeprowadziłem doświadczenie na zwolenniku (do całkiem niedawna) i wyborcy Donalda Tuska (w sensie symbolu, personifikacji ‘pomysłu’ i lidera grupy). Wybór Donalda Tuska był podyktowany nie jakąś szczególną niechęcia do tej akurat postaci (nigdy nie miałem złudzeń ani co do jej znaczenia ani kompetencji) i wynikał z prostej obserwacji faktu, że wielu ludzi w Polsce sądzi, że Donald Tusk rządzi, tak jak wczesniej rządził Miller, Buzek, Krzaklewski, Wałęsa, Kwaśniewski (sic!), czy ktokolwiek bądź, tymczasem ‘waga’ tych osobistości jest równa rzeczywistej wadze postaci występujących w serialach (mogą mieć pozytywny lub negatywny wpływ na modę i fryzury).

Zadałem temu człowiekowi, w ‘cywilu’ właścicielowi małej firmy budowlanej o obrotach rocznych nie przekraczających 2,000,000 złotych, i oskromnych osobistych dochodach rocznych rzędu 80,000 – 120,000 złotych, pytanie, czy powierzyłby swoją firmę w zarząd na cztery lata człowiekowi o nazwisku Tusk znając jego edukacyjną, zawodową i profesjonalną biografię (tu streściłem jak najuczciwiej). Odpowiedź brzmiała: ‘nie, oczywiście, że nie’. Moje kolejne pytanie było więc takie: ‘jakim więc cudem powierzył Pan swoim głosem temu samemu człowiekowi w zarząd losy 36,000,000 narodu pomiędzy Niemcami a Rosją, skoro nie uważa go Pan za kompetentnego w wystarczającym stopniu, żeby prowadzić banalny w końcu zarząd małej firmy?’

Odpowiedzi nie uzyskałem i to też jest odpowiedź, bo człowiek ów należy do rzadkiego w Polsce gatunku klasy średniej, a więc jakieś tam kompetencje w zarządzaniu ma. A co począć z całą resztą?

Nie ma w Polsce kompetencji republikańskich, więc niemożliwe jest dokonanie racjonalnego wyboru. Etnos miota się pomiędzy jednymi czarodziejami a drugimi, a jego los jest coraz cięższy w związku ze zwiększającym się ekonomicznym brzemieniem, które dźwiga.

I teraz pytanie zasadnicze: Dlaczego rzeczywisty suweren nie potrafi tak zarządzać swoimi marionetkami, by dostarczyć etnosowi to, co etnos lubi (skromny w końcu katalog)?

Ano dlatego, że suweren również nie posiada kompetencji państwowotwórczych; nie jest to po jego stronie jakaś totalna niemożność ich intelektualnego ogarnięcia, ale brak zainteresowania nimi. On traktuje etnos i przestrzeń tak jak traktuje się surowiec; kiedy surowce się kończą albo szuka się innych, albo idzie się na emeryturę w Guadelupie (gdzie wszyscy będziemy mogli suwerena w d... pocałować). W ‘miejscu wydrenowanym’ powstaje pustka, i w najlepszym razie ‘problem międzynarodowy’, którego nikt nie chce, bo kto kupi wyeksploatowaną sztolnię, albo dziurę po pokładach piachu i żwiru? Z robotnikami wciąż domagającymi się wypłaty i godziwych emerytur?

Michał Bąkowski zwraca uwagę na mit o rzekomych, naszych, polskich kompetencjach w budowaniu jakichś ukrytych, tajnych i nieprzenikalnych ‘strukturach równoległych’. I słusznie, że zwraca, bo mit taki funkcjonuje i jest mitem szkodliwym, umożliwjającym ‘suwerenowi’, od czasu do czasu, dla podtrzymania dyscypliny, skompromitowanie jakiegoś srodowiska. Gdyby w Polsce po roku 1939 wymordowano na przestrzeni kolejnych dwudziestu lat wszystkich matematyków oraz zadbano, by żadne dziecko w systemie kontrolowanej edukacji przejawiające zdolności matematyczne nie nabyło umiejętności rachowania, to wezwanie do stworzenia w takim środowisku nowej teorii w zakresie wyższej matematyki byłoby pocieszne!

A w Polsce mordowano żołnierzy, konspiratorów i partyzantów. I tyle, mądrej głowie dość dwie słowie.

I teraz do sedna. Nie da się odbudować niczego, bez odbudowy tożsamości, a ta wiedzie tylko i wyłącznie przez zrzucenie mentalnego balastu komunizmu. Ten balast jest w nas, wszystkich i skutkuje niezdolnością do podejmowania wielkich i skazanych na sukces projektów. Michał Bąkowski wskazuje na głęboko sięgające korzenie tego balastu, jeszcze do czasów przedwojennych, choć ja sięgnąłbym jeszcze dalej i głębiej wskazując na zauroczenie różnego typu ‘futuryzmami’; inteligencji polskiej XIX i początków XX wieku, którą pozbawiono wiedzy, jak się zarządza już nie tyle państwem, ile wręcz folwarkiem, stąd późniejsze ‘bujanie w obłokach’.

Bąkowski wskazuje na prace i postawy takich ludzi jak Zdziechowski czy Mackiewicz, jako na tropy, które mogą pomóc nam w pozbyciu się tego nieprawdopodobnego, mentalnego garba. Od siebie, przyjmując te wzorce jako pomocnicze, dodam (choćby dla podniesienia temperatury dyskusji), że i one są chyba zbyt intelektualne, żeby były stuprocentowo powszechne i skuteczne. Komunizm i antykomunizm (ale nie komunistów i antykomunistów) należy opisywać kategoriami teologicznymi, które się do tego znakomicie nadają (patrz: Voegelin), dokładnie tak, jak robili to 'nieustraszeni pogromcy komuchów' :

Jan Paweł II

Ronald Reagan (Kościół Disciples of Christ)

Margaret Thatcher (Wesleyanistka)

Tyle tytułem wstępu do zbliżającej się prezentacji części pozytywnej rozważań, a więc do podjęcia próby odpowiedzi na stawiane przez Michała Bąkowskiego pytanie: ‘Czto diełat’?’

    

   

    

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka