Helena T. Helena T.
3925
BLOG

Rodzice niepełnosprawnych dzieci, czyli skok na kasę

Helena T. Helena T. Polityka Obserwuj notkę 156

Kiedy rodzice niepełnosprawnych dzieci rozpoczęli okupację gmachu sejmowego, walcząc o większą pomoc państwa w ich trudnej sytuacji, każdy z nas wspierał ich po cichu, nikt z nas bowiem (akurat im, wyjątkowo) nie zazdrości. Pojawienie się na świecie i wychowanie niepełnosprawnego dziecka to jedno z największych nieszczęść, jakie w ogóle mogą się człowiekowi zdarzyć. Marzenia i plany rodziców zostają już na wstępie zrujnowane, od początku wiadomo, że dziecko najprawdopodobniej nie osiągnie w życiu wiele, że sukcesem będzie nauczenie się samodzielnego jedzenia bądź zrozumiałe powiedzenie kilku słów.

Wiadomość o kalectwie dziecka spada na rodziców zawsze niespodziewanie. Po pierwszej fazie szoku (poczucie krzywdy, silne reakcje emocjonalne, agresja) i kryzysu emocjonalnego (rozpacz, depresja, silne konflikty pomiędzy rodzicami dziecka), dostosowują się oni jakoś do sytuacji, zmieniając swoje życie, przyzwyczajenia i plany. Dokładniej – robią to kobiety. Tu nie ma równouprawnienia. Mężczyźni w takiej sytuacji bardzo często odchodzą, na początku symbolicznie (w pracę, w alkohol), w końcu – fizycznie. Mężczyźni z jednej strony są bowiem emocjonalnie słabsi, trudno im odreagować tak duże nieszczęście, nie mają narzędzi do dania upustu swoim emocjom (takich jak płacz, wyżalenie się, odreagowanie w działaniach pielęgnacyjnych). Z drugiej strony, na mężczyzn w takiej sytuacji spada oczekiwanie odpowiedzialności za utrzymanie rodziny, co w przypadku zdrowych dzieci jest inwestycją, która w perspektywie ma się zwrócić. Gdy dziecko jest niepełnosprawne, inwestycja nie zwróci się nigdy, to worek bez dna. Po trzecie w końcu, mężczyźni ulegają tu czysto darwinowskim, podświadomym mechanizmom – skoro dziecko urodziło się niepełnosprawne, trzeba spróbować ponownie, tyle że z inną partnerką.

Tak czy owak, rodzice dzieci niepełnosprawnych, a szczególnie matki, to osoby które wiele przeszły. Często więcej niż możemy sobie wyobrazić, bo nie wybierając sobie tego losu i zwykle wbrew własnym chęciom, musiały zostać bohaterkami. Może dlatego w swoim sejmowym proteście popełniły tyle błędów, dając się podpuszczać opozycyjnym spryciarzom, rozgrywającym przy okazji swoje własne interesy. Zbyt emocjonalne, ważące wyłącznie swoje własne nieszczęście, histeryczne wypowiedzi protestujących oraz odrzucenie kompromisowej propozycji premiera nie przysporzyło protestującym sympatii i poparcia opinii publicznej. Dowodem – nagła internetowa popularność zdjęć jednej z liderek protestu z jej zagranicznych rodzinnych wakacji, o jakich większość polskich dzieci, również tych zdrowych, może sobie jedynie marzyć. W efekcie, w pamięci telewidzów pozostał obraz spokojnego, pełnego współczucia, wyciągającego rękę premiera Tuska (dobry jest w te klocki!) i zacietrzewionych, chcących naraz wszystkiego, bynajmniej nie przymierających na co dzień głodem protestujących matek.
Jak zwykle zresztą ostatnio, zapunktował głównie premier Tusk. Postanowił osobiście prowadzić rozmowy z protestującymi, zarówno od strony PR-owej, jak i przygotowując w trybie ekspresowym projekt zmian w przepisach. Nic dziwnego, po sprawie Ukrainy w ogóle jakiś żwawszy się zrobił. Pod temat niepełnosprawnych dzieci próbował się podczepić Palikot – nagrali go, SLD z Anną Kalatą (która od czasów rządzenia wraz z PIS-em, znacznie wyładniała) zaprezentowało na konferencji prasowej swoje jedynie słuszne rozwiązania problemu, Mularczyk z Solidarnej Polski (który wprowadził protestujących do Sejmu) przynosił zaś protestującym jedzenie i fotografował się na ich tle, podobnie jak poseł Libicki z PO, sam zresztą na wózku inwalidzkim. Protestujące odrzuciły jedynie propozycję spotkania z Prezydentową ze względu na lokalizację spotkania, pozbawiając tym samym Prezydenta możliwości ugrania paru dodatkowych punktów na tym proteście.
Pomijając jednak kto konkretnie z polityków na tym proteście zyska a kto straci, nie można zapominać o tym, że tracimy – wszyscy. Już zresztą możemy się o tym przekonać naocznie, gdyż pod Sejmem pojawiła się grupa protestujących opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych. Przyzwyczajenie do rozwiązywania problemów finansowych poszczególnych grup społecznych drogą okupacji budynków publicznych, czyli drogą szantażu oraz uleganie przez władzę tym szantażom, buduje w grupach osób pokrzywdzonych oczekiwanie natychmiastowych analogicznych działań władzy także wobec nich. Obecnie protestują opiekunowie dorosłych osób niepełnosprawnych, dopiero co pozbawieni finansowych świadczeń pielęgnacyjnych. Ich protest nie ma takiej siły przebicia jak protest rodziców niepełnosprawnych dzieci. Po pierwsze - nie udało im się wejść do Sejmu, po drugie – dorośli niepełnosprawni nie są tak medialni jak niepełnosprawne dzieci. Gdybym miała doradzać im w strategii prowadzenia protestu, radziłabym im koalicję z będącymi już w Sejmie rodzicami niepełnosprawnych dzieci, w końcu niepełnosprawne dzieci dorastają i stają się, niestety, niepełnosprawnymi dorosłymi...
- Jesteśmy tutaj w obronie praw i godności osób najbardziej pokrzywdzonych przez los” – mówią opiekunowie dorosłych osób niepełnosprawnych. Trudno jest ważyć wielkość nieszczęścia... Jakie kolejne grupy społeczne, idąc na przykładem negocjacyjnego sukcesu rodziców niepełnosprawnych dzieci, rozpoczną protesty? Ilu z nich uda się dostać do środka budynków publicznych? I kto będzie następny? Bezrobotni bez prawa do zasiłku? Bezdomni? Renciści z głodowymi rentami? Emeryci, którym na jedzenie do końca miesiąca nie starcza, nie wspominając o lekach? Chorzy psychicznie i ich rodziny? Samotne matki? Rodziny wielodzietne?
„Szczęśliwe rodziny są jednakowe.
Każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój własny sposób”. 
Lew Tołstoj
 
   
 (http://www.najlepsze-demotywatory.pl)
 
Helena T.
O mnie Helena T.

` ` .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka