Nie będę powtarzał opinii o zbrodniczych dowódcach Powstania Warszawskiego - wszyscy je znamy. Chcę jednak w tym kontekście zapytać, jak ocenić gen. Berlinga i jego Armię? Poprowadził on dziesiątki tysięcy Polaków z Związku Sowieckiego na Berlin - po co? W przypadku Powstania często się rozróżnia straty wojskowe i cywilne, sugerując że jak chłopcy chcieli sobie postrzelać, to mogli to zrobić za miastem. Otóż różnica między wojskowym a cywilem jest płynna - cywil może zostać powołany do wojska, a żołnierz zwolniony ze służby. Gdy zginie - śmierć to śmierć.
Powstanie Warszawskie było rozpaczliwą próbą ocalenia wolności. Ludowe Wojsko Polskie szło z Sowietami, by Polskę ujarzmić. Trudno mi było znaleźć podsumowanie strat na całym szlaku bojowym, ale na pewno szły w dziesiątki tysięcy. Używając argumentacji przeciwników Powstania, można by postulować, by Berling swoje wojsko rozformował po wejściu na teren przyszłej Polski i dał Sowietom zrobić resztę. Przecież i tak by poszli na Berlin. To jest dokładnie ta argumentacja, że ja się mogę zamknąć w piwnicy, mogę ogłosić neutralność, a już zawsze się ktoś znajdzie, kto mi wolność (mniejszą lub większą) przyniesie na tacy. A przeszkoleni żołnierze by się lepiej Polsce przydali żywi.
Wysiłek zbrojny armii Berlinga był bezsensowny, zwłaszcza kontynuacja ofensywy na terenie Niemiec i szturm Berlina, chyba dla zaspokojenia chorych ambicji. Ich straty ludzkie poszły na marne.
Dlaczego nie ma ogólnonarodowej dyskusji na ten temat? Czy zabity żołnierz w mundurze się nie liczy?
Ta notka jest nieco prowokacyjna i używa naciąganych metod historii alternatywnej. Ale faktycznie drażni mnie to rozdrapywanie Powstania, podczas gdy inne setki tysięcy zabitych są akceptowane ze stoickim spokojem. Nic nie robić, przeczekać, może rozstrzelają sąsiada. A jak mnie - to trudno, ale przynajmniej nie robiłem niczego ryzykownego.