Marcin Horała Marcin Horała
70
BLOG

O budżecie i debacie

Marcin Horała Marcin Horała Polityka Obserwuj notkę 2

Tradycyjnie przeklejam mój ostatni felieton z Gazety Świętojańskiej.

Tym razem tematyka sesji została zdominowana przez jeden temat – budżet na przyszły rok. Nie pozostaje mi nic innego jak podążyć tym tropem, stąd również i poniższy felieton będzie głównie o budżecie i o debacie nad budżetem.

A było nad czym debatować, gdyż budżet był to z wielu przyczyn szczególny. Raz, że to pierwszy budżet w pełni „kryzysowy”, dwa że to budżet wyborczy a trzy (co idzie wprost za „wyborczością”) ostatni uchwalany przez radę miasta tej kadencji. A więc słów kilka najpierw o budżecie.

Oceniam ten budżet jako zdecydowanie najgorszy w dotychczasowej kadencji. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest coś, co nazwałbym dysonansem okoliczności obiektywnych. Bo oto w jedną stronę ciągnie aspekt kryzysowy (stagnacja albo i spadek wpływów) a w drugą aspekt wyborczy (trzeba sypnąć wyborcom kasą). Niestety, rzeczywistość wyborcza wygrała z gospodarczą i mamy budżet, który przy stagnacji wpływów przewiduje lawinowy wzrost wydatków. Jak więc te wydatki planujemy pokryć? Po pierwsze maksymalizacją ucisku podatkowego mieszkańców, po drugie gwałtowną wyprzedażą majątku miasta i po trzecie raptownym zwiększeniem, wręcz wybuchem, zadłużenia gminy.

Po raz kolejny większość stawek podatków i opłat lokalnych ustawiono na maksymalnym dopuszczalnym ustawowo poziomie Oznacza to podwyżki podatków w czasie kryzysu. Szczególnie symptomatyczny jest tu podatek od nieruchomości, płacony przez wszystkich mieszkańców, a w wyższej stawce przez gdyńskie przedsiębiorstwa.

Zupełnie nierealne są planowane wpływy ze sprzedaży majątku miasta. Przede wszystkim wpływy ze sprzedaży działek budowlanych przewidziano w wysokości 90 mln. Wobec realnie zrealizowanych w tym roku zaledwie 15 mln wpływów z tego tytułu. Aby więc zrealizować budżety trzeba by zwiększyć wpływy ze sprzedaży działek o 600%. Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne w sytuacji kryzysu, a co najmniej spowolnienia gospodarczego, hamującego nowe inwestycje. Jednocześnie sprzedawanie majątku miasta w takim okresie wydaje się wątpliwe z punktu widzenia gospodarności. W okresie boomu na inwestycje mieszkaniowe i komercyjne można by uzyskać ceny znacznie wyższe niż w okresie kryzysu, zastoju, spowolnienia lub dopiero rozkręcającej się koniunktury.

Budżet przewiduje zaciągnięcie 290 milionów złotych kredytu długoterminowego. Pełna realizacja tych planów (wraz z zadłużeniem z bieżącego roku) spowodowałaby wzrost wskaźnika zadłużenia długoterminowego miasta z ok. 15% w roku 2008 do 52,7% rocznych przychodów (przy ustawowej nieprzekraczalnej granicy 60%) w roku 2010. Będziemy więc mieli do czynienia z potrojeniem zadłużenia miasta w dwa lata.

A co takim wysiłkiem, rzutującym negatywnie na przyszłe lata, zostanie sfinansowane? Ano po pierwsze inwestycje wzrastające w liczbach bezwzględnych o ponad 100 milionów złotych (tj. około 30%) w stosunku do roku poprzedniego. To bardzo dobrze, powiedziałbym wręcz, iż jest to najlepszy punkt całego budżetu. To bardzo dobry kierunek na czas kryzysu, bo raz, że przyczynia się do nakręcenia koniunktury gospodarczej w mieście, a dwa, że pozwala skorzystać z okresowej obniżki cen u wykonawców. Zapał nieco studzi świadomość, iż łącznie około 100 milionów złotych wydatkowane jest na inwestycje opóźnione, które powinny być zrealizowane w latach ubiegłych. Tak jest z budową nowego stadionu piłkarskiego, systemu monitoringu czy też przebudową skrzyżowania Chylońskiej i Północnej. To ostatnie można nazwać sztandarową inwestycją V kadencji gdyńskiego samorządu – gdyż figurowała w budżetach na cztery kolejne lata tej kadencji. Miejmy nadzieję, że w tym roku wreszcie zostanie wykonana, trudno jednak tego rodzaju opóźnionymi inwestycjami szczególnie się zachwycać. Niemniej za część inwestycyjną budżetu należy się dobra ocena.

Gorzej z wydatkami bieżącymi, bo te również rosną o kwotę ponad 100 milionów złotych (czyli około 10%). O ile zapożyczanie się czy też sprzedaż majątku, aby sfinansować inwestycje, wydaje się możliwa do uzasadnienia – o tyle zaciągniecie kredytów i pozbywanie się nieruchomości po to, aby sfinansować bieżącą konsumpcję, uzasadnić bardzo trudno. Oczywiście z punktu widzenia interesów miasta, bo z punktu widzenia nadchodzących wyborów wszystko staje się oczywiste. Oszczędności w wydatkach bieżących oznaczałyby przecież, że wielu gdynian zauważy, że nie ze wszystkim w mieście jest wspaniale. A takie stwierdzenie uderzałoby w twarde jądro wizerunku ugrupowania rządzącego. Lepiej więc wyprzedawać i pożyczać. Chude lata, jak już nie będzie czego wyprzedawać, a kredyty trzeba będzie spłacać, przyjdą po wyborach.

Zadałem na komisji to pytanie wprost: czy istnieją jakieś szczególne okoliczności, które uzasadniają taki wzrost wydatków nie-inwestycyjnych? Czy w związku z tym można wyróżnić jeden lub kilka tytułów, które za ten wzrost odpowiadają? W odpowiedzi usłyszałem że nie ma takich okoliczności, że jest to wzrost mniej-więcej we wszystkich dziedzinach wynikający z bieżącej działalności. No cóż, gdyby tak było, gdyby normalna bieżąca działalność miasta wymagała corocznego wzrostu wydatków bieżących o 10%, to czeka nas szybko bankructwo miasta. Nawet w czasach wzrostu gospodarczego nie możemy marzyć o stałym wzroście dochodów miasta na poziomie 10%, nie wspominając już o czasach kryzysowych…

Jest jednak kilka pozycji wydatków bieżących w których wzrosty są wyraźnie największe. Szczególną uwagę zwraca planowany wzrost wydatków na promocję z 11,3 do 13,9 mln zł. (tj. o 22, 6%) oraz na „inne zadania z zakresu kultury” czyli zabawy i imprezy z 8,7 do 12,7 mln zł. (tj. o 45,2%). Promocja miasta zazwyczaj powiązana jest z promocją pewnej osoby, która to osoba – tak się składa – jest z kolei marką pewnego ugrupowania (ba – jej nazwisko pojawiło się w oficjalnie rejestrowanej nazwie tegoż ugrupowania). To, że wydatki na promocję i imprezy rosną tak znacząco akurat w roku wyborczym to oczywiście zbieg okoliczności. Tylko wyjątkowi złośliwcy, ludzie złej woli, powiedziałbym – karły moralne, mogą taki proceder nazwać robieniem kampanii wyborczej za pieniądze podatników.

A teraz pora na co ciekawsze smaczki budżetowej dyskusji. W całej dyskusji przejawiał się wątek bohaterskiej obrony przez Samorządność wzrostu wydatków inwestycyjnych. Obrona była zaiste twarda, niestety zabawę zepsuła opozycja, która akurat za wzrost wydatków inwestycyjnych władzy nie ganiła, bynajmniej. Wskaźniki takie jak wzrost zadłużenia kłują po oczach, więc trzeba było zasadzić przysłowiowy las dla ukrycia tego liścia. A więc do zarzutów o zbytnią rozrzutność w wydatkach bieżących odnosił się mało kto – i to półgębkiem. Natomiast raz po raz przedstawiciele władzy kładli się Rejtanem przez nieistniejącymi zamachami opozycji na inwestycje. Doprowadziło to zabawnej sytuacji, gdy kolega Bień zarzucił opozycji, że chce skasować budowę stadionu (czego oczywiście nikt z opozycji nie proponował). Zakusami opozycji na poważnie przejął się natomiast kolega Kwiatkowski, który wkroczył na trybunę stadionu bronić (wystąpienie Sławka miało zresztą i inne smaczki, które czytelnicy Świętojańskiej mieli już okazję poznać).

W podobnych oparach absurdu przebiegała zresztą cała dyskusja. Na przykład zostałem solidnie zrugany przez skarbnika miasta za nieznajomość rzeczy – i faktycznie o jednym z aspektów polityki miasta nie miałem dużej wiedzy, więc oparłem się wyłącznie na… wystąpieniu tegoż skarbnika. Tyle, że wyciągnąłem z jego oglądu sytuacji dokładnie odwrotne wnioski.

W ogóle nie był to najlepszy dzień skądinąd jednego z lepszych radnych, czyli Andrzeja Bienia. Poza obroną nieatakowanego stadionu, raczył był żądać od opozycji przedstawienia konkretnych poprawek a nie tylko negatywnej oceny budżetu. Żądanie dość groteskowe z trzech przyczyn. Po pierwsze dlatego, że poprawki opozycji są jak do tej pory odrzucane przez Samorządność z zasady. Po drugie dlatego, iż to głosami Samorządności odrzucono projekt zmiany procedury uchwalania budżetu, która pozwoliłaby na rzeczywisty udział radnych miasta w jego kształtowaniu. A po trzecie dlatego, że wobec skali zarzutów oznaczałoby to, iż tak naprawdę mamy wyręczyć urząd miasta i napisać budżet w większości od podstaw. Kilku radnych opozycji (którzy nie mogą się doprosić najprostszych informacji, na przykład ile będą kosztować planowane w przyszłym roku imprezy) miałoby w parę dni zrobić to, na co prezydent miał kilka miesięcy i kilkuset etatowych pracowników… Pozwoliłem sobie zwrócić uwagę na ten ostatni aspekt proponując, że mogę mimo wszystko podjąć się tej pracy i poświęcić tydzień urlopu wypoczynkowego – niech tylko prezydent udostępni mi jakiś pokój do pracy i wyegzekwuje od urzędników niezwłoczne odpowiadanie na zadane pytania. Niestety prezydent z przedstawionej oferty nie skorzystał.

Ogólnie oceniając debata była bardzo chaotyczna i zaledwie ślizgała się po losowych wycinkach budżetu. Po raz kolejny dała o sobie znać ułomność regulaminu rady miasta, który de facto blokuje poważną debatę na kluczowymi dla miasta uchwałami. Po wystąpieniach klubowych każdy radny ma prawo do pięciu minut wystąpienia, trzech minut repliki i minuty ad vocem (o ile miał szczęście i ktoś go wcześniej w dyskusji zaczepił po nazwisku). Taka formuła sprawdza się może w dyskusji nad stosunkowo prostymi i krótkimi uchwałami, ale przy dokumentach poważniejszych – jak budżet – jest absolutnie niewystarczająca. Te dziewięć minut przysługujące radnemu nie starczy nawet na wymienienie wszystkich pozycji budżetu, o sensownej debacie nad nimi nie wspominając. Stąd w wolnych wnioskach zaproponowałem wprowadzenie do regulaminu instytucji debaty wolnej, bez ograniczeń czasowych, stosowanej według uznania rady – a obowiązkowo w dyskusji nad budżetem i absolutorium.

I tak jak żadne zarzuty do budżetu prezydia Szczurka nie „ruszały” (odpór dawał im tylko skarbnik), tak taka herezja jak wolna debata na forum rady miasta zmusiła go do zabrania głosu. Prezydent roztoczył wizję piekielnych czeluści, w jakie spadnie rada z powodu instytucji wolnej debaty. Za przykład owego piekła służyć miały początki gdyńskiego samorządu, kiedy to sesje zaczynały się rano i trwały nieraz do wieczora. A nawet – o zgrozo – odbywały się częściej niż raz w miesiącu. To prawdziwy dramat, jakże wówczas musieli cierpieć radni. Pewnie nie raz spóźnili się do domu na obiad a ich żony/mężowie mieli uzasadnione pretensje. To, że rada miasta była wówczas realnym ośrodkiem władzy i kreowania polityki miasta oraz że na jej forum odbywała się lokalna debata publiczna – to oczywiście szczegóły nie warte uwagi. Debatowaniu na sesjach mówimy stanowczo nie! Sesja rady miasta bowiem służy temu, żeby radni przegłosowali, co im urząd do przegłosowania zlecił i jak najszybciej podążyli do ciekawszych zajęć – a nie prowadzili jakieś dyskusje.

Prezydent w swojej argumentacji podparł się argumentem, iż pięć minut absolutnie wystarcza do zawarcia mądrej myśli. Postawił tym samym w bardzo dwuznacznym świetle kolegę Marcina Wołka, który stanowisko Samorządności w sprawie budżetu przedstawiał przez trzynaście minut… No i siebie, bo sam też to, że pięć minut wystarczy do merytorycznej debaty, uzasadniał wyraźnie dłużej niż pięć minut.

Ja jednak ulegając urokowi prezydenckiego rozumowania, poszedłbym dalej. Przecież mądrą minę można zrobić szybciej niż wypowiedzieć najbardziej nawet lakoniczną myśl. Może więc zamiast dyskusji nad przyszłorocznym budżetem pan prezydent na trybunie inteligentnie się uśmiechnie, następnie przedstawiciel opozycji się naburmuszy – i od razu przejdziemy do głosowania. A właściwie skoro wynik głosowania z góry znamy to i ten etap można by opuścić. Może – nawiązując do historycznych wzorców – uchwały będą przyjmowane lub odrzucane poprzez podniesienie lub opuszczenie prezydenckiego kciuka. Oszczędność czasu i sprawność obrad będzie jeszcze większa niż teraz.

Z wykształcenia prawnik i politolog. Z zawodu specjalista organizacji zarządzania procesowego i zarządzania projektami. Z zamiłowania samorządowiec i publicysta. Radny miasta Gdyni, ekspert Fundacji Republikańskiej, przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS w Gdyni. Zamierzam kandydować na urząd prezydenta miasta Gdyni.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka