Marcin Horała Marcin Horała
42
BLOG

Po sesji - motocykliści i grunty

Marcin Horała Marcin Horała Polityka Obserwuj notkę 0

Podczas ostatniej sesji moim subiektywnym zdaniem na szczególne zainteresowanie zasłużyły dwie kwestie: zwolnienie motocyklistów z opłat parkingowych oraz sprzedaż miejskich działek na terenach nie objętych miejscowym planem zagospodarowania.

O ile się orientuje to Cyryl Parkinson opisał kiedyś posiedzenie pewnego komitetu czy może zarządu firmy, który szybko bez dyskusji zatwierdził milionowe wydatki na skomplikowaną maszynerię. Ostatnim punktem posiedzenia był wydatek drobnej sumy na farbę do pomalowania jakiejś szopy. I tu rozgorzała długa dyskusja że: czemu taki kolor a nie inny, a jak mój szwagier malował dom to taniej wyszło i tak dalej.

Faktycznie istnieje taki paradoks ciał kolegialnych, że jak decyzja dotyczy skomplikowanych spraw i milionowych wydatków to większość siedzi cicho – bo nie każdy się zna na sprawach skomplikowanych a nie chce się skompromitować wypowiedzią zdradzającą ignorancję, bo ludziom nie chce się wczytywać w opasłe dokumenty, bo zakładają na wiarę kompetencję autora propozycji. A jak potem pojawia się sprawa drobna i błaha to mamy wybuch aktywności. Sprawę drobną każdy ogarnie, może nawet ma jakieś życiowe doświadczenia z nią związane – a poza tym wypada się pokazać, jako osoba aktywna, biorąca udział w pracach więc kiedyś odezwać się trzeba.

Wydaje mi się że dokładnie takie zjawisko obserwowaliśmy podczas ostatniej sesji, kiedy przy okazji zwolnienia motocyklistów od opłat rozgorzała wielka dyskusja. Tymczasem podstawową cechą problemu – zarazem rozstrzygającą dla mnie o zasadności zwolnienia – jest znikoma skala problemu. Podobno przez rok funkcjonowania strefy wystawiono motocyklistom dwa mandaty za parkowanie bez opłaty i to najlepiej obrazuje ową skalę.

A więc skoro mówimy o pojedynczych przypadkach nie wpływających na funkcjonowanie strefy parkowania jako całości – to po co się upierać przy wyrządzaniu dolegliwości tym kilku motocyklistom dziennie. A dolegliwość jest, gdyż w motocyklu po prostu fizycznie nie ma możliwości umieszczenia kwitka potwierdzającego opłatę, podobnie zresztą jak ewentualnego mandatu. Teoretycznie można dokonać opłaty SMSem, ale praktycznie wymaga to szeregu czynności – założenia konta, przelania środków – na co jest za późno w chwili gdy właśnie przyjechaliśmy do centrum i chcemy uiścić opłatę.

Wydawałoby się że sprawa drobna i oczywista – ot mała poprawka do wykonania. Co to, to nie! Zadziałała: raz doktryna o błędności wniosków opozycji, dwa opisany wyżej paradoks ciał kolegialnych – więc mogliśmy obserwować wzmożenie elokwencji radnych Samorządności broniących opłat za parkowanie jak niepodległości.

Argumentacja przeciwników zwolnienia była z grubsza rzecz biorąc dwojakiego rodzaju – raz że to problem marginalny, dwa że to „rozsadzanie” systemu płatnego parkowania.

Sorry, ale moim zdaniem osoby tak argumentujące muszą być nieco na bakier z logiką no bo jeżeli problem marginalny to może to być argument żeby się nim nie zajmować w ogóle. Ale skoro już się i tak zajęliśmy to jest to raczej – tak jak pisałem wyżej –argument żeby zwolnienia udzielić. No i przede wszystkim, jeżeli problem marginalny to nie ma mowy o żadnym rozsadzaniu systemu jako całości.

Pojawił się też argument z „wątpliwości prawnych” oparty na uchyleniu analogicznej uchwały w – o ile dobrze zapamiętałem – Gorzowie. Też nader wątpliwy. Można przytoczyć kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt, miast gdzie zwolnienia dla motocyklistów funkcjonują w najlepsze. A nawet gdyby ktoś próbował naszą uchwałę podważać na gruncie prawnym i nawet sąd administracyjny i uznał racje tego kogoś – to przecież nie stałaby się żadna tragedia. Wrócilibyśmy do poprzedniego stanu prawnego i tyle.

Tak to przebiegała dyskusja a wyniku głosowania – znając stanowiska klubowe (PO i PiS za zwolnieniem, Samorządność przeciw) – każdy może się domyślić.

Znacznie ważniejszą kwestię poruszył w swoim wystąpieniu kolega Bogdan Krzyżanowski. Otóż miasto często sprzedaje działki na terenach nie objętych miejscowym planem zagospodarowania. I – jak słusznie wskazał Bogdan – prowadzi to do poważnych niebezpieczeństw. Taka działka teoretycznie zabudowana zostanie w sposób analogiczny do zagospodarowania okolicy zgodnie z zasadami tzw. „dobrego sąsiedztwa”. Praktyka pokazuje jednak, że te zasady bywają traktowane bardzo luźno. Na Inżynierskiej doprowadziły do powstania de facto bloku przy ulicy domów jedno i dwurodzinnych. Na Bursztynowej z kolej dobre sąsiedztwo z oddaloną o kilkaset metrów przychodnią o mało co nie doprowadziło do wciśnięcia między domki jednorodzinne stacji benzynowej. Przykłady można mnożyć.

Jedynym dobrym rozwiązaniem tego problemu jest pokrycie całego terenu miasta obowiązującymi miejscowymi planami zagospodarowania. Uchwalanie planów idzie jednak bardzo powoli, co wynika na pewno częściowo z kwestii proceduralnych – ale i pewnie inne czynniki są tu istotne np. braki kadrowe biura planowania. Że trzeba dążyć do przyśpieszania procesu „zaplanowania” Gdyni to rzecz oczywista – ale co zrobić w konkretnej sytuacji gdy planu nie ma a jest propozycja wystawienia działki na sprzedaż?

Bogdan proponował zablokowanie sprzedaży do chwili uchwalenia planu. Przy całym zrozumieniu do problemu jest to krok bardzo radykalny, gdyż może oznaczać zablokowanie sprzedaży setek działek na wiele lat. Z drugiej strony być może taka blokada spowodowałaby dodatkową, skuteczną, motywację do udrożnienia mechanizmu opracowywania planów?

Ja osobiście czuje się prawie przekonany, czekam jeszcze na planowaną w najbliższym czasie rozmowę na komisji z przedstawicielami wydziału architektury nt. procedur i praktyk wydawania pozwoleń na budowę. Jeżeli nie uda się rozwiać wątpliwości, ewentualnie wypracować mechanizmów ukierunkowywania sposób zagospodarowania sprzedawanych przez miasto działek – pewnie już na następnej sesji będę przeciwny sprzedaży takich działek. Na razie wstrzymałem się od głosu.

Przed nami właściwie jeszcze tylko jedna „normalna” sesja. Potem wakacje a po wakacjach ruszy kampania wyborcza. Moje osobiste odczucie – i bardzo dobrze, że kadencja się kończy. Formuła funkcjonowania rady w obecnym składzie trochę się wyczerpała – a na pewno wyczerpała moje pokłady cierpliwości i entuzjazmu do działania, czy raczej ponawiania prób działania, w takiej formule. Zmiana układu politycznego, albo co najmniej odświeżenie części obsady personalnej, byłoby wskazane.

Z wykształcenia prawnik i politolog. Z zawodu specjalista organizacji zarządzania procesowego i zarządzania projektami. Z zamiłowania samorządowiec i publicysta. Radny miasta Gdyni, ekspert Fundacji Republikańskiej, przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS w Gdyni. Zamierzam kandydować na urząd prezydenta miasta Gdyni.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka