hrPonimirski hrPonimirski
296
BLOG

Rada Nieustająca v3.0

hrPonimirski hrPonimirski Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Proszę Państwa, tyle mam Państwu do napisania w nowym roku, aż nie wiedziałem od czego zacząć. Z "frasunku" był wybawił a nawet wywabił mnie red. Klarenbach, który swoją niezmordowaną postawą wpuszczania interlokutorów w maliny był mnie zainspirował.

Otóż nie dalej jak wczoraj redaktor proponował rozmówcy, a może nawet rozmówczyni, taki o to eksperyment myślowy, co by się stało, gdyby polska policja potraktowała demonstrujących sędziów tak samo jak ta francuska swoich. Jednak gość (albo gościni) w studio nie bardzo chciał(a) współpracować. Co wykorzystał redaktor mówiąc, że faktycznie trudno sobie wyobrazić, by polska policja kogoś biła. Nie wiemy czy dalej szarżował, czy wręcz się zreflektował, że takie rzeczy w Polsce są nie do pomyślenia (a co dopiero do wyobrażenia), więc może nie ma co tej wyobraźni prowokować. Tak czy siak nieźle mu to wyszło, a w końcu zdezorientowanej interlokutorce (chyba to była jednak ona) podsunąl myśl, że Komisja Wenecka już by Polski nie opuściła.

Red. Klarenbach nie musiał tego mówić, ale nieskromnie napiszę – "mądrej głowie dość dwie słowie" (jedno – "komisja", drugie – "wenecka") – i sam dopowiedziałem sobie, że będzie nam tu służyć swoją radą nieustającą. Ponieważ wiek XVIIIw. wywołuje u mnie głęboką depresję i organizm mój stosuje mechanizm wyparcia, sprawdziłem na Wiki, czy ta Rada Nieustająca jest to, co mi się wydaje, że jest. A ponieważ jest (czy była), tym co się powinno wydawać, darujemy sobie opis, a skupimy się na pewnych smaczkach.

Np. wikipedysta tłumaczy nam, że "powstanie Rady Nieustającej było realizacją postulatu podziału władzy w Rzeczypospolitej i utworzenia rządu, który zgłaszali pisarze polityczni doby Oświecenia w Polsce." Jednak w końcu pisze to, co mam się powinno wydawać - "W rzeczywistości większość członków była rosyjskimi płatnymi agentami, pobierającymi stałą pensję z rosyjskiej ambasady. Jej pracom nieformalnie przewodniczył ambasador rosyjski Otto Magnus von Stackelberg, który czuwał nad nienaruszalnością traktatu gwarancyjnego z 1768, potwierdzonego w 1775 i w 1793 (prawa kardynalne i Materiae Status) który de iure zamienił Rzeczpospolitą w rosyjski protektorat."
Nie chodzi jednak o to, że radą zarządzał "dziedzic pruski" (a pamiętamy z kim się oni wtedy kumali), ale to, że trójpodział władzy został wykorzystany do ograniczenia suwerenności Polski. Czy namy jakieś skojarzenia z teraźniejszością?

Skład rady w połowie stanowili senatorowie, którzy pobierali pensję z sowieciarskiej ambasady... Skorumpowani senatorowie... Nie do pomyślenia... Ale skoro red. Klarenach wymaga od polityków wyobraźni, ja też proponuję coś sobie wyobrazić... Państwu powinno pójść dużo łatwiej niż politykom.
Wyobraźmy sobie, że godności senatorskiej dochrapał się pewien felczer. Wiem – rzecz niesłychana w I RP. Ale spróbujmy. Nie było nic takiego, jak Komisja Zdrowia Narodowego, państwo nie interesowało się, aż tak zdrowiem, jak edukacją – chyba że o czymś zapomniałem, więdzą Państwo – wyparcie. Ale było coś takiego jak taksy wojewodzińskie, które mogły jeszcze istnieć w owym czasie i żeby Państwo nie myśleli sobie, że zmyślam i wpuszczam w maliny, zacytuję odpowiedni fragment "Historii Państwa i Prawa Polskiego" prof. Uruszczaka.
"Uprawnienia prawodawcze o znaczeniu lokalnym posiadali także wojewodowie, którzy ogłaszali tzw. taksy wojewodzińskie, określające maksymalne ceny oraz miary i wagi obowiązujące w danym województwie. Szlachta na sejmach często przekładała skargi na zaniedbania wojewodów w tym zakresie."

Wyobraźmy sobie (teraz już zmyślam jak najęty), że wojewoda dał za niskie ograniczenie ceny leczenia cechowi felczerów. Albo opłata była OK, ale w międzyczasie pojawił się Boratini v2.0, nastąpiła inflacja, a wojewoda taksy nie waloryzował. I utarł się obyczaj, że felczerowi płacono więcej co łaska niż ustalona odgórnie kwota, żeby jakoś opieszałość urzędniczą mu zrekompensować. I w tym wypadku ten wdowi grosz był i więcej wart niż sakiewka szlachcica. Ale był jeden felczer, który z góry mówił ile trzeba dać a i biedna wdowa musiała się w karczmie zadłużyć, żeby talarem sypnąć a nie tylko groszem, bo cech felczerów akurat pobliską zielarkę posądził o czary. Moje pytanie jest proste i retoryczne – czy jakby taki łasy na pieniądze biedaków felczer został senatorem, to czy nie byłby jeszcze bardziej łasy na strumień dukatów płynący z obcego dworu?

Pewnie było na odwrót tzn. taki wojewoda jeden z drugim, myślał sobie, co mi będzie taki szlachetka podskakiwał ze swoim "szlachic na zagrodzie równy wojewodzie" i taksy dawał wysokie. Trzeba pamiętać, że miasta w tamtym czasie to raczej były prywatne byznesy działające każdy jako jeden wielki konglomerat produkujący szydło, mydło i powidło. W związku z tym jakielkolwiek konkurencji w tym cenowej raczej nie było i miasto mogło wykorzystawać swoją pozycję lokalnego monopolisty. Monopolisty, który produkował prawie wszystko i lokowany specjalnym przywilejem, więc ciężko aplikować dzisiejszy postulat wolnorynkowców, by nie regulować cen, bo monopolista nie będzie długo monopolistą i zaraz inni wejdą w ten biznes i obniżą ceny, a do tego czasu można sobie ten produkt czy usługę darować. Tak więc szlachic dostawał po kieszeni, kiedy to musiał kupić narzędzia do prosperowania folwarku i prawdopodobnie stratę odbijał sobie na biednym chłopie. Sam wojewoda też w sumie mógł dostać bonus od mieszczan za utrzymywanie wysokich taks. A że taki wojewoda był senatorem to...

Takie przemyśliwania mogą nas prowadzić do wniosku, że "prywata" piętnowana przez współczesnych komentatorów mogła tyczyć się raczej korupcji wśród łże-elit a nie właśnie tego "szlachcica na zagrodzie". Nie będziemy tu jednak dalej wnikać w motywy senatorów. Ci z Litwy mogli mieć alergię do Unii, a alergia taka może prowadzić do dramatycznych czynów jak np. porzucanie wiary przodków jak to czynili Szwedzi wrażliwi na Unię Kalmarską (choć zaraz potem Duńczycy poszli w ich ślady.), czy do aktów uważanych za zdradę.

"Rada Nieustająca zastępowała instytucję senatorów rezydentów, ograniczała władzę króla i magnaterii, stając się organem o nowocześniejszym, rządowym charakterze. " takim też zdaniem raczy nas Wiki. Bardzo ładnie - jak coś jest nowoczesne, no to musi być dobre. Rząd też dobry, bo władza ustawodawcza... Ale jak zerkniemy, co to byli ci senatorowie rezydenci, to okazuje się, że była to "w Rzeczypospolitej Obojga Narodów grupa senatorów świeckich i duchownych wyznaczonych przez senat podczas zebrań sejmowych i zobowiązanych do stałej obecności przy królu" i że "instytucję tę powołano w roku 1573 w celu kontrolowania poczynań niezorientowanego w praktyce polsko-litewskiego ustroju Henryka Walezego." To czy nie była to forma rządu? W monarchiach absolutnych jak chociażby poźniej we Francji, król miał ministrów (łac. sługi), u nas rząd senatorów raczej miał kontrolować króla. A że senatorowie? To czy obecnie posłowie nie mogą być ministrami a parlament nie powołuje rządu? Może jakby senatorowie lekce sobie nie ważyli swoich obowiązków mówilibyśmy o systemie "senetarów rezydentów", czy "senarorsko-rezydyncyjnym", czy "poselsko-rezydencyjnym" (jakby obowiązek przeszedł na posłów) a nie parlamentatno-gabinetowym. No ale co? Mieli pracować za darmo? Dopiero jak Moskwa otworzyła linię kredytową... pardon... otworzyła sakiewkę, wtedy tak i owszem... mogli działać w Radzie Nieustającej. Tak czy siak jeszcze przed Oświeceniem Polacy wpadli na pomysł, by władzę kontrolować.

Warto też pochylić się nad epitatami "rezydent" i "nieustająca". Otóż w czasach kiedy to sejm obradował raz na rok albo i rzadziej należało podkreślać pernamentność urzędu słowami "rezydent" – czyli stale rezydujący przy królu, czy "nieustająca", czyli stale działająca.

Zostało nam jedynie przeanalizować jeden passus z wiki: "Utworzona według projektu ambasadora rosyjskiego Ottona Magnusa von Stackelberga na wzór kontrolowanej przez Rosjan szwedzkiej Rady Państwa." Co prawda istnienie rady państwa w Szwecji sięga wg wiki już Xw., ale widać to radę Sowieciarze (nomen omen) opanowali. A i nam taką Radę Państwa zaaplikują, jak tylko odzyskają nad Polską kontrolę po II wojnie światowej. Tak więc w tytule jest wersja 3.0, bo obecne tworzenie jakiegoś zagranicznego ciała do kontroli praworządności w Polsce odbyłoby się juz po raz 3ci. Nazywanie Rosjan czy Moskali Sowieciarzami wydaje mi się uprawnione, bo już przed rewolucją wykazywali inlinacje do uszczęśliwiania innych na siłę wprowadzając (albo opanowując istniejące) rady. Rada Nieustająca to nie inaczej niż Postojannyj Sowiet.


A ponieważ dziasiaj (14.01) są (byłyby) urodziny Marka Hłaski, takie nawiązanie do jednej jego powieści... zupełnie nie apropos...

Pewnie kojarzą Państwo dzieło "Cyrano de Bergerac" o tym, jak pewien przystojniak uwodzi jedną kobietę, ale dzięki słowom tworzonym przez mniej urodziwego jej kuzyna. Bardziej może znany był film Roxanne eskploatujący ten motyw. Marek Hłasko napisał powieść "Drugie zabicie psa", również go wykorzystując, ale uwiedzenie jest tam nie dla samego uwiedzenia, a dla wyciągnięcia mamony (od matrony). Książki nie czytałem, ale widziałem znakomitą adaptację Teatru Telewizji. "Żigolaka" gra Artur Żmijewski (znany z roli "Ojciec Mateusz") a strategię uwodzenia i naciągania nieszczęśliwych kobiet tworzy mu postać grana przez Wojciecha Pszoniaka (znany z roli "Nie świruj – idź na wybory"). I ta postać mówi w pewnym momencie następującą kwestię (https://www.youtube.com/watch?v=Kgo7vx8KaDc – na samym początku części):

"Czasem w nocy budzę się i ksztuszę się ze śmiechu, kiedy pomyślę o tych wszystkich d*pach, którym ty mówisz o miłości, o nowym życiu itd., wiesz... I żadna z nich nigdy się nie dowie, że te wszystkie teksty wymyślił paskudny Żyd z obustronną przepukilną."

Życzę Państwu i sobie, żebyśmy w nowym roku mniej się dali uwodzić (czyli zwodzić) różnym szarlatanom, którzy poprzez różnych "żigolaków" mówią nam o praworządności, trójpodziale władz, czy ochronie środowiska. Chcą oni tylko wyłudzić od nas nie tylko pieniądze, ale i naszą wolność osobistą czy suwerenność państwową. Nie dajmy się im zwieść, nawet jeśli w roli "żigolaka" występuje sympatyczna dziewczynka krzycząca:

"How dare you?!"

"The market is a democracy in which every penny gives a right to vote." [Ludwig von Mises] "The battle is a democracy in which every sword gives a right to vote." [Jerzy hr. Ponimirski]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka