Książka „Dzieci resortowe. Media” Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza to dzieło ogarniętych obsesją amatorów. Starczy jeden przykład tego amatorstwa dotyczący „zarzutów” wobec Jacka Żakowskiego. „Zarzut” brzmi, że był „kandydatem na TW”. Autorzy wyraźnie traktują „kandydata na TW” jako TW niższego ranką. Bycie natomiast kandydatem na TW świadczy jedynie o tym, że ktoś był przez UB obserwowany i typowany ewentualnie na TW, ale zwerbować się nie dał i odmówił współpracy albo też z werbunku zrezygnowano. W przypadku Żakowskiego świadczy o tym, że był on aktywnym uczestnikiem antykomunistycznej opozycji. W książce jest wiele więcej przykładów podobnej złośliwej ignorancji.
Z Jackiem Żakowskim dzielą mnie dzisiaj poważne różnice poglądów, ale elemntarna uczciwość każe go bronić przed bezsensownymi pomówieniami i odbrzydliwymi sugestiami.
W tle książki są historyczne fantazje, że upadek komunizmu zaplanowany był przez samych komunistów. Doprowadzić oni mieli do upadku bloku wschodniego tylko po to by się wzmocnić. Wszystko więc co się w latach 80-tych i póżniej działo i dzieje w Europie wschodniej i środkowej jest wynikiem spisku KGB, która decyduje o biegu dziejów. Autorzy takiej teorii ośmieszają się, ale takie prostackie wyjaśnienie upadku bloku wschodniego trafia do przekonania tych, którzy w spiskowe teorie chcą wierzyć a także tych którzy konformistycznie pozostawali tą bierną masą, którą władze komunistyczne manipulowały, a teraz chcieliby swoją ówczesną bierność uzasadnić.
Teoria ta lekceważy i obraża w jakiś sposób wszystkich tych Polaków, którzy o wolność walczyli, którzy wsłuchiwali się w słowa Jana Pawła II, którzy siedzieli w więzieniach i pragneli wolnej Polski.
Książka „Dzieci resortowe” zawiera jeszcze jeden obrzydliwy akcent i jest głęboko amoralna. Zawiera sugestię, że dzieci dziedziczą winę po rodzicach podług zasady „Ojciec był komunchem to i ty synku jesteś”
Będąc zdecowadonym zwolennikiem lustracji i rozrachunku z totalitarną i komunistyczną przeszłością uważam, że książka takiej dyskusji wydatnie szkodzi. Więcej nie da się o niej powiedzieć i nie jest warta dyskusji prócz tego, że kompromituje jej autorów. A temat trudnej przeszłości pod komunistyczną władzą pozostaje, tylko że nie powinni się do niego zabierać amatorzy obładnięci obsesją.