jacekpiekara jacekpiekara
1569
BLOG

Rota Palikota czy Robactwo Palikoctwo?

jacekpiekara jacekpiekara Polityka Obserwuj notkę 9

 Dzień po wyborach parlamentarnych na stronie tytułowej internetowego wydania “Gazety Wyborczej” widniał dumny tytuł “Rota Palikota”. Nawiasem mówiąc tytuł jasno pokazujący, gdzie w tym wypadku zostały ulokowane sympatie redaktorów portalu. Oczywiście można sobie w różny sposób skrót RP (Ruch Palikota) tłumaczyć. Jedni powiedzą z dumą: Rota Palikota, inni: Robactwo Palikoctwo. Sam ten ruch zapewne będzie tematem niejednej dyskusji socjologicznej czy politologicznej, a jestem również pewien, że posłowie klubu RP dadzą bardzo dużo zarobić publicystom we wszystkich mediach. W końcu partia ta powstała przecież głównie w tym celu, by robić mnóstwo medialnego hałasu. Inny problem (i wart poświęcenia osobnego artykułu), czy jest lub będzie to hałas sterowany z pałacu premiera lub, kto wie, pałacu prezydenta.

W poniższym tekście chciałbym zastanowić się nad inną kwestią, a mianowicie nad tym któż mógł głosować na Palikota (oczywiście poszczególne grupy czasami przenikają się i nakładają na siebie). Aby nikogo nie wyróżniać przyjąłem kolejność alfabetyczną:

Aborcjoniści

Palikot jako jedyny przedstawiciel liczącej się siły politycznej bardzo mocno zaznaczał, że będzie walczył o wprowadzenie prawa zezwalającego na niczym nieograniczoną aborcję. Trudno, by taka postawa nie przysporzyła mu głosów wśród aborcjonistów, którzy ostatnio byli pozbawieni jakiejkolwiek nadziei wprowadzenia zmian prawnych (z uwagi na de facto mocno “letni” stosunek SLD do problemu). Spektakularne przyjęcie na pierwsze miejsce na liście wyborczej Wandy Nowickiej - czołowej propogatorki zabijania dzieci - musiało zostać entuzjastycznie przyjęte przez to środowisko. Tutaj Palikot najprawdopoobniej wchłonął dużą część zwolenników Partii Kobiet.

 Antyestablishmentowcy

 Palikot dość umiejętnie wylansował się na człowieka z zewnątrz polityki. Ot takiego “jednego z nas” i “kość z kości ludu”, pogardzającego psującym Polskę towarzychem z dotychczas istniejących partii politycznych. Ponieważ ludzie mają krótką pamięć, więc wielu zapewne zapomniało, że Palikot był jednym z najbardziej zaufanych doradców i powierników Tuska, wiceprzewodniczącym PO, szefem PO na Lubelszczyźnie, politykiem rozgrywającym zarówno układy sensu stricte polityczne, jak i z ogromnym entuzjazmem walczącym po stronie różnych wewnątrzpartyjnych koterii, czyli rozgrywającym układy, nazwijmy to, dworskie. Palikot jest również multimilionerem, a wielu publicystów miało i ma spore wątpliwości co do pochodzenia jego majątku (ciążą na nim również oskarżenia o oszukiwanie urzędu skarbowego na wielomilionowe sumy). Za Palikotem ciągnie się również sprawa niezgodnego z prawem finansowania kampanii wyborczej, bo jak przypomnę przyłapano go na tym, że gro pieniędzy na jego kampanię wpłacili studenci oraz emeryci, a dziwnym trafem wpłaty przewyższały sumy, jakie ci ludzie zarabiali.

Krótko mówiąc w wypadku Palikota nie mamy do czynienia z autentycznym trybunem ludowym, jakim był Andrzej Lepper, tylko z niesłychanie cwanym, cynicznym i pozbawionym skrupułów oraz poglądów, graczem politycznym doskonale zadomowionym zarówno w świecie polityki, jak i wielkiej finansjery. Antyestablishmentowcy, którzy na Ruch Palikota głosowali (a z badań już wiadomo, że zaistniał częściowy przepływ elektoratu Samoobrony do Palikota) mają pecha. Właśnie wybrali człowieka, który jest uosobieniem zarówno establishmentu, jak i partyjniactwa w najgorszym wydaniu.

 Antyklerykałowie

 To chyba najpoważniejsza grupa wspierająca Palikota, w dodatku grupa która podobno w dużej mierze zorganizowała mu kampanię wyborczą. Czyli zajęła się między innymi nudnym i upierdliwym kolekcjonowaniem podpisów. Tym samym, które wykończyło w zeszłych wyborach Partię Kobiet, gdyż Manuela G. i koleżanki były wszak stworzone do wyższych celów, a nie do jeżdżenia po kraju i zbierania podpisów na listach wyborczych. Antyklerykałowie dawno przestali już wierzyć SLD, które potrafiło jedynie szczekać, a nigdy nie potrafiło ugryźć. Za rządów SLD Kościół miał się świetnie, dostawał jakie chciał odszkodowania oraz przywileje, więc trudno by antyklerykałowie mieli zaufanie do towarzyszy z dawnej PZPR (“kawiorowej lewicy”, jak powiada Sierakowski). A nastroje antyklerykalne są przecież w Polsce dość silne, zwłaszcza iż Kościół bardzo często sam je prowokuje, poprzez swą niesłychaną wręcz arogancję, dorównującą jej pazerność na dobra materialne oraz typową dla kasty, cechu, czy sekty grupową solidarność, objawiającą się między innymi w zażartej obronie księży oskarżanych, czy nawet skazanych za przestępstwa seksualne. Nieoficjalnym organem prasowym partii Palikota stał się tygodnik “Fakty i Mity”, pismo przy którym Urbanowe “Nie” może uchodzić za kwintesencję elegancji, ogłady oraz dobrego smaku. Antyklerykałowie uwierzyli w szczerość intencji Palikota pomimo że sam Palikot znany był niegdyś z tego, iż usiłował zbliżyć się do środowisk konserwatywno-chrześcijańskich, a nawet wydawał prawicowy tygodnik społeczno - polityczny.

 Homo, zielono

Na portalach gejowskich podobno nawoływano do głosowania na Palikota i robiono mu tam świetną reklamę. I nie ma się co dziwić, bo Palikot występuje w obronie tej społeczności (a raczej nie tyle nawet w obronie, ile wzywa do przyznania temu środowisku szeregu przywilejów). Prawdopodobnie w ten sposób Palikot zarówno przejął jak i uaktywnił elektorat Partii Zielonych, które to ugrupowanie nie tylko kiedyś usiłowało wziąć pod swe skrzydła mniejszości seksualne, ale również szermowało skrajnymi, lewackimi hasłami.

 Jajcarze i zgrywusy

 To są ludzie podobni do tych, którym spodobała się idea Partii Krasnoludków i Gamoni i którzy cieszyli się, że jej przedstawiciel miał lepszy wynik wyborczy niż jeden z chłopaczków Giertycha (i zresztą nie ukrywam, że ja również bardzo się z tego cieszyłem!). Oni właśnie mogli zagłosować na Palikota na zasadzie przekory i aby dogryźć tym “nudnym, starym prykom w garniturach”, którzy od wielu lat zawłaszczają scenę polityczną.

 Komuchy i ubecy

 Poparcie udzielone Palikotowi przez “czerwonego guru”, czyli Jerzego Urbana nie mogło przejść niezauważone. W końcu jeden z “cyngli" Urbana został posłem u Palikota, a teraz nawet będzie rzecznikiem prasowym klubu parlamentarnego. Na pewno na zastępcę redaktora naczelnego “Nie” głosowali starzy, wypróbowani towarzysze z PRL-u. Bo i na kogo mieli głosować? Warto też zauważyć, że na listach wyborczych Palikota znalazło się najwięcej (zaraz po listach wyborczych SLD) osób, które przyznały się do współpracy z komunistycznym aparatem represji. Czyli mówiąc wprost: osób, które w zamian za korzyści materialne donosiły Służbie Bezpieczeństwa na rodzinę, sąsiadów lub współpracowników.

 Naiwniacy

 To ci, którzy olśnieni osobistym, materialnym sukcesem Palikota oraz jego świetną autoreklamą uwierzyli, że Palikot chce i może przeprowadzić jakieś niezwykle ważne zmiany: uporządkować finanse, poprawić prawo gospodarcze, wspomóc rozwój małych i średnich firm, które w Polsce mają bardziej niż pod górkę. A przecież nie tak trudno sobie przypomnieć, że Palikot podczas kierowania komisją Przyjazne Państwo był zajęty non stop jednym: promocją własnej osoby. Uczestniczył w różnego rodzaju happeningach i przede wszystkim występował w mediach jako główny oponent (czy raczej zważywszy na charakter tych ataków: opluwacz) prezydenta Kaczyńskiego. Nawet koledzy z PO twierdzili, że jego praca w Komisji jest bezwartościowa, a sama Komisja jeśli już coś produkuje, to buble prawne. No i Palikot w końcu Komisją się znudził i przestał bywać na jej posiedzeniach. Tak wyglądało naprawiania gospodarki oraz finansów a’la Palikot... O skuteczności politycznej Palikota świetnie natomiast zaświadczają wyniki Platformy na Lubelszczyźnie, gdzie non stop zbierała ona cięgi od PiS-u. Nawet w czasie wyborów prezydenckich Lublin był jedynym wielkim miastem, które głosowało na Kaczyńskiego, nie Komorowskiego. Można więc powiedzieć, że politycznie Palikot jest wręcz askuteczny...

 Wolne konopie!

 Palikot jako jedyny wyraźnie opowiadał się za legalizacją “miękkich” narkotyków, które to hasło legalizacji jest bardzo popularne wśród pewnej części młodych ludzi uważających (zresztą moim zdaniem słusznie), że państwo nie powinno zabraniać człowiekowi żadnych działań, które nie szkodzą innemu obywatelowi. W tej dziedzinie nie ma oczywiście mowy o żadnych zmianach legislacyjnych z uwagi na silny opór największych graczy w Sejmie, ale Palikot na pewno zyskał nowych, naiwnych zwolenników, którym wystarczyło obiecać “gruszki na wierzbie”.

 

Wielu publicystów, powołując się na badania socjologiczne, zwracało uwagę na fakt, iż na Ruch Palikota głowały osoby z bardzo różnorodnych środowisk i to często ulokowanych na odległych biegunach ideowych. Bo przecież Palikota poparli zarówno młodzi, agresywni ludzie z wielkich miast (pewnie ci sami, którzy sikali na krzyż na warszawskim Krakowskim Przedmieściu i dręczyli modlących się staruszków), jak i małomiasteczkowa, niewykształcona biedota. Palikot zdobył poparcie anarchizującej młodzieży (dla których Urban jest tylko zabawnym gnomem z wielkimi uszami), ale również post PZPR-owskiego “betonu”, który jako żywo ani z młodzieżą ani z anarchią nie ma wiele wpólnego. Jestem również przekonany, że wśród wyborców Palikota wielu było ludzi, którzy kibicowali “najsłabszemu” i którzy chcieli, aby polska scena polityczna została trochę przewietrzona. Ot, działało to pewnie na tej samej zasadzie, na której w rozgrywkach Ligi Mistrzów wielu kibiców z sympatią obserwuje poczynania zespołu BATE Borysow :).

Przy tym wszystkim należy wyraźnie powiedzieć, że Palikot ma w kilku sprawach świętą rację. Oczywiście, że polski system finasowy wymaga zmian, oczywiście że trzeba wprowadzić nowe zasady postępowania na linii obywatel - administracja państwowa, tak by wzmocnić rolę obywatela, oczywiście że stosunki Państwo - Kościół wymagają zarówno poważnej dyskusji jak i poważnych zmian, oczywiście że należy zlikwidować Senat i ograniczyć liczbę posłów, oczywiście że prohibicja narkotykowa nie przynosi niczego dobrego. Proszę tylko zauważyć, że wszystkie problemy, jakie wymieniłem poruszał dużo wcześniej przed Palikotem Janusz Korwin- Mikke. No i wielka szkoda, że w Sejmie doczekaliśmy się właśnie nie JKM i jego ludzi, a zbieraniny dziwolągów od Palikota...

 Wielu obserwatorów sceny politycznej twierdzi , że sejmowy klub Palikota rozpadnie się w mgnieniu oka lub przynajmniej znacznie się zmniejszy, gdyż PO ma nieskończone wręcz możliwości “przekonywania”, zwłaszcza kiedy to przekonywanie dotyczy ludzi bezideowych lub chociażby nie zakorzenionych silnie w żadnej partii. Część posłów RP to przecież przedsiębiorcy, a oni mogą mieć spore kłopoty, kiedy zadrą z władzą (i doskonale sobie z powyższego faktu zdają sprawę), a za to kiedy wstąpią do PO mogą się przed nimi otworzyć wręcz bajeczne perspektywy biznesowe. W każdym razie założę się o orzechy przeciwko dolarom, że na koniec kadencji Sejmu poselski klub Palikota będzie liczył mniej posłów niż dzisiaj (jeśli w ogóle będzie jeszcze klubem, a nie jedynie kołem).

Nawiązując do tytułu tego tekstu mógłbym na koniec powiedzieć, że mnie Ruch Palikota rzeczywiście bardziej przypomina “robactwo” niż “rotę”. Pojawili się nie wiadomo skąd i rozpełzną się nie wiadomo gdzie, a jedyne co po nich zostanie to syf i smród...

 Jacek Piekara 

Niepoprawny. Wierzący w słowa Herberta, mówiące że "Pan Cogito chce stanąć do nierównej walki. Zanim nadejdzie powalenie bezwładem, zwyczajna śmierć bez glorii, uduszenie bezkształtem".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka