Jedno i drugie zjawisko jest charakterystyczne dla dwudziestoletniej, a nawet siedemdziesięcioletniej tradycji prowadzenia tak zwanej debaty publicznej. Jeśli zachować zdrowy rozsadek, proporcje, no i oczywiście przyzwoitość, „teorie” zawarte w romansie Osieckiego należałoby traktować na tym samym poziomie co teorię helu, mgły, czy bomby barycznej. Ten sam scenariusz, identyczna narracja, tylko zdecydowanie wyższy poziom niedorzeczności, ponieważ paparazzi Osiecki stawia tezy z obszaru metafizycznego, żeby nie powiedzieć okultystycznego – wchodzi w świadomość i podświadomość opisywanych bohaterów. Najgłupszą tezę, choćby taką jak ten osławiony hel, da się zweryfikować materialnie, czy jak kto woli naukowo, tezy Osieckiego są nieweryfikowalne, bo to w zasadniczej treści, jedynie zbiór domorosłych seansów spirytystycznych. Z tym, że Osiecki nie wywołuje duchów, tylko demony. Identycznie sprawy się mają z profesorem „you-know-who”, jest to klasycznie wymodelowana postać „autorytetu”, ze wszystkimi atestami salonu. Kim jest pan profesor „you-know-who” ?