Słońce złożyło wypowiedzenie
Jego szare bielmo pokryła jaskra
Nie zdecydowało się wziąć chorobowego
Zmęczyło się tym krajem
Kto nie jest zmęczony?
W swej niedyspozycji nie rozmrozi
Wesołymi iskierkami z płomienistych dłoni
Blach znaków drogowych które
Same przestały rozumieć co znaczą
Śnieżne wyspy ciągnących na południe chmur
Zwierciadło lodu
Na chodnikach szklistych odbija
Ulokowani w samym środku białej pustyni
Brniemy w styczniowe szaleństwo
Śliska szosa odnowiona przed zimą
Nobilituje miasteczka bez nazw
Porozrzucane niedbale gdzieś pod Krakowem
Smucą się śnieżnie
Zmarznięte cienie udręczonych drzew
Robią nam za poddańczy szpaler
Szymony telegraficzne wetknięte jak
Krzyże w małopolską ziemię
Oczerniają fioletowy step
Słupy wysokiego napięcia z dumy sobie samym skwierczą
Tych zdrajców starego porządku
Zdehumanizowana nowoczesność
Udekorowała orderami anten
Wynoszą się pysznią i szpecą krajobraz
Szepcą przełożonym donosy
Flesz fotoradaru w zastępstwie
Zamarzniętego tymczasem słońca
Jedynym blaskiem dnia