Fot. Piotr Łysakowski
Fot. Piotr Łysakowski
Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki
1548
BLOG

Ostatecznie przekonałem się do Mitta Romney’a

Jan Filip Libicki Jan Filip Libicki Polityka Obserwuj notkę 58

 Tak zwany Łobuz Niepodległościowy musi mieć się z pyszna. Jak bowiem słusznie zauważył na swoim blogu w Salonie24 bloger Wywczas, jakaś dziwna cisza zapadłą wokół tej wizyty. Przodujący portal tożsamościowy braci Karnowskich (który dla każdego, kto choć trochę zna język polski, jest po prostu portalem partyjnym) jakoś nie rozlicza Mitta Romney’a z faktu, że nie złożył on wizyty na Wawelu.

 

Wczoraj był kulminacyjny dzień wizyty w Polsce republikańskiego kandydata na prezydenta USA, Mitta Romney’a. Od razu przyznam szczerze, że kandydat mnie do siebie przekonał. Tak, to będzie dobry prezydent Stanów Zjednoczonych. To będzie prezydent, który przywróci prawdziwe amerykańskie wartości. Przywróci wiarę w wolność, wolny rynek i stanowczość w polityce międzynarodowej. Czym tak bardzo przekonał mnie do siebie Mitt Romney?
 
Nie. Wcale nie swoim przemówieniem w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Nie przekonał tym, bo było to typowe przemówienie pod publiczkę, pełne zachwytów i komplementów nad Polską. Żadnych konkretów.
 
Nie przekonał mnie też swoimi patriotycznymi gestami pod naszym adresem. Ani złożeniem kwiatów przy Grobie Nieznanego Żołnierza, ani ciepłymi uwagami pod adresem Powstańców Warszawskich.
 
Do mormońskiego kandydata na prezydenta USA nie przekonało mnie też poparcie jakiego udzielił mu Lech Wałęsa. Dlaczego? A choćby dlatego, że poparcia naszego noblisty bywają różne, skoro swego czasu raz aspirował on do roli patrona Unii Europejskiej, by następnym razem udzielać mocnej rekomendacji Declanowi Ganleyowi, europejskiemu liderowi unijnych sceptyków.
 
Co więc, lub bardziej kto sprawił, że ostatecznie przekonałem się do Mitta Romney’a? Otóż dość niespodziewanie fundatorem mojego w tej sprawie przekonania został przewodniczący Solidarności, Piotr Duda. Mój ulubiony działacz związkowy skierował bowiem do Lecha Wałęsy list, w którym stara się mu uzmysłowić, że udzielił poparcia największemu związkowemu wrogowi. W swoim liście Duda pisze tak: „Spotkania Mitta Romneya zarówno z Panem, jak i Premierem czy Prezydentem mogę podsumować krótko - trafił swój na swego. Mówiąc wprost, były to spotkania ludzi zwalczających związki zawodowe i prawa pracownicze”. Cały tekst listu można przeczytać tutaj: (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,12229764,Duda_do_Walesy__pan_jest_wrogiem_zwiazkowcow__bo_spotkal.html?lokale=poznan)
Tak, jeśli Piotr Duda wystawia Mittowi Romneyowi takie świadectwo, to musi to być kandydat na wybitnego prezydenta USA. Na przywódcę, gwarantującemgo obywatelom prawdziwą wolność. Na człowieka, który tchnie nowego ducha w amerykańskie ideały. Tak. Piotr Duda ostatecznie przekonał mnie do Mitta Romney’a.
 
 
PS: A tak na marginesie, tak zwany Łobuz Niepodległościowy musi mieć się z pyszna. Jak bowiem słusznie zauważył na swoim blogu w Salonie24 bloger Wywczas, jakaś dziwna cisza zapadłą wokół tej wizyty. Przodujący portal tożsamościowy braci Karnowskich (który dla każdego, kto choć trochę zna język polski, jest po prostu portalem partyjnym) jakoś nie rozlicza Mitta Romney’a z faktu, że nie złożył on wizyty na Wawelu (http://wywczas.salon24.pl/437722,to-dobrze-ze-pis-w-kwestii-romneya-okazuje-pokore). Czyżby kandydat republikanów oblał najważniejszy sojuszniczy test? A może uczestniczy w jakimś spisku? Sprawa naprawdę warta jest bliższego zbadania…
 
Tu polityka zaczyna swój dzień:www.300polityka.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka