Jacek Kobus Jacek Kobus
238
BLOG

Bez szans na wielkość.

Jacek Kobus Jacek Kobus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Z góry zaznaczam, że piszę teraz trochę jak ślepy o kolorach. "Wielkość" to nie jest kategoria ekonomiczna, to nie jest nawet - kategoria polityczna. To czystej wody metafizyka.

Tymczasem metafizyka mnie - w tym akurat kontekście - kompletnie nie interesuje. No ale... Istnieje swego rodzaju teoria geo-ekonomiczna, popularna szczególnie wśród wiernych czytelników Jasienicy, więc wśród ludzi o poglądach - powiedzmy - narodowo - socjalistycznych. Jest ich w Polsce niemało - a ostatnio jakoś mi się to przypomniało, zresztą - bez konkretnego powodu.

 
Teoria owa głosi, że już nawet Kazimierza Wielkiego zabór Podola był zgubnym błędem. A unia polsko - litewska - to wręcz: spisek szatański, którego skutkiem była zguba Polski!
 
Wedle tego poglądu, w Polsce w wieku XIV zachodziły procesy, których skutkiem mogła być w nieodległej perspektywie rewolucja przemysłowa - a tym samym: umiejscowienie Polski wśród "rozwiniętych narodów Zachodu".... W tym miejscu Jasienica, który zresztą bodaj nigdy tego poglądu sam nie sformułował wprost tymi właśnie słowy - ale sugerował - zawiesza znacząco głos. Jego wierni czytelnicy, wprawieni w czytaniu między wierszami dopowiadają resztę: gdyby Polska była jednym z "rozwiniętych narodów Zachodu" - no to wtedy owszem, wtedy "mogłaby by brać na swoje barki ciężar cywilizowania Wschodu". Ale zrobiła to przedwcześnie, istniejący (rzekomo) potencjał zmarnowała - i utknęła na niższym, feudalnym szczeblu rozwoju, co z fatalistyczną pewnością zaprowadziło ją do ostatecznego upadku...
 
Jakie to były, wedle wiernych czytelników Jasienicy procesy, które już w XIV wieku zapowiadały w nieodległej perspektywie rewolucję przemysłową w Polsce..?
 
Demograficzny rozwój, kolonizacja wewnętrzna, spadek płac realnych, akumulacja kapitału - jednym tchem wymieniają w tym momencie zwolennicy owej teorii, dumni i pewni siebie, że tak mądrymi terminami, każdego wroga pognębią..!
 
Jak się zapewne Państwo domyślacie - uważam i mam na to dowody, że są to zwykłe duby smalone, plewy, mowa - trawa!
 
Pan Piotr34 zaraz mnie nazwie "deterministą geograficznym". No trudno. Jakoś to zniosę. Na pewno geografia jest ważną nauką, a w przypadku Polski wręcz bardzo ważną - a lepiej już być "deterministą geograficznym" niż, na ten przykład - "rasistą", czy wręcz "antysemitą". Za "geograficzny determinizm" jeszcze póki co żaden paragraf nie grozi..!
 
Skądinąd - jak chodzi o wiek XIV, to "determinizm geograficzny" z takim lub owym "rasizmem" dziwnie się łączą. Przeczytajcie, Drodzy Państwo, co anglojęzyczna Wikipedia zapodaje na temat "Czarnej Śmierci"  - a zwłaszcza, zwróćcie proszę uwagę na piękną, animowaną mapkę zasięgu tej zarazy:
 
 
Nie mam pojęcia, czy uda mi się to przekopiować tak, żeby się owa animacja pokazywała. Najwyżej zobaczycie sobie na oryginalnej stronie: oczywiście, że chodzi mi o największą w całej Europie "zieloną wyspę" - obszar, którego pandemia czarnej ospy NIE OBJĘŁA.
 
Jest to Polska - i, powiedzmy, dzisiejsza Białoruś.
 
Dlaczego tak się stało istnieje ochnaście teorii - w tym również teorie, jak najbardziej "rasistowskie". Coś tu może być na rzeczy o tyle, że sama tylko mała gęstość zaludnienia czy izolacja od szlaków handlowych, bynajmniej przed rozwojem pandemii nie chroniły: Ruś, wcale nie zaludniona gęściej od ówczesnej Polski, czy Skandynawia, wcale nie mniej izolowana od reszty świata - swego losu wówczas nie uniknęły...
 
Dlaczego tak się stało, to jednak mało mnie w tym momencie obchodzi. Istotne są konsekwencje.
 
Konsekwencją podstawową zaś jest to, że dystans tzw. "cywilizacyjny", dzielący państwo Kazimierza Wielkiego od reszty Europy - uległ w ciągu tych kilku lat błyskawicznemu zmniejszeniu!
 
Stało się to, co prawda, metodą Kargula i Pawlaka, bo to nie Polska się rozwinęła (nie tak od razu...) - tylko Zachód zbiedniał. Ale liczą się fakty. Jeszcze za Łokietka Krzyżacy wchodzili w Polskę jak w masło - pod (zmitologizowanymi) Płowcami udało się zaskoczyć i pobić krzyżacką straż tylną, ale gdy siły główne wróciły - nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, do kogo należy pole bitwy!
 
Kazimierz, wcale nie genialny polityk i nawet nie dobry gospodarz - mógł sobie już jednak pozwolić na niejedną lekkomyślność i nawet niejedną głupotę (akurat zaboru Podola bym do zbioru tych głupot nie zaliczył - o czym niżej...): uchodziło mu to bezkarnie, bo jego zasoby wciąż rozwijały się - podczas gdy wszyscy sąsiedzi nagle stali się od 30 do 60% biedniejsi...
 
Dodatkowo, nastąpił przypływ tzw. "know-how" i nawet odrobiny kapitału: Żydzi, okrutnie prześladowani przez dziesiątkowanych zarazą zachodnich Europejczyków - poczęli napływać do Polski, przywożąc ze sobą swoje kontakty i umiejętności.
 
Owszem - "Czarna Śmierć" miała też i dobre strony dla Zachodu: znacząco spadły ceny nieruchomości w całej prawie Europie. Wzrosły za to płace realne (z tymi płacami realnymi, to zwolennicy "determinizmu ekonomicznego" zaiste pocieszni są: jak spadają - cieszą się, bo to "przyspiesza akumulację kapitału" - a jak rosną - też się cieszą, bo to "zwiększa presję na technologiczne innowacje"...). W połączeniu z "wojną stuletnią" akurat w tym samym czasie - ów "wzrost płac realnych" praktycznie dobił zachodnioeuropejski feudalizm. Przy malejącej liczbie poddanych - renty feudalne spadały jeszcze szybciej niż gęstość zaludnienia (bo panowie poczęli ostro między sobą konkurować o tych zdolnych do pracy wieśniaków, którzy jeszcze pozostali...), a jak po jednym czy drugim Crecy i Poitiers przyszło do płacenia sutych okupów - francuscy baronowie bankrutowali gęściej niż maklerzy giełdowi w Nowym Jorku 1929 roku!
 
 
Tak więc: fart za fartem - i Grunwald babach... Gdyby nie niefart w postaci niemożliwej do przewidzenia, niezwykłej, bohaterskiej postawy Henryka von Plauena (był to pierwszy z długiej serii alogicznych i niezgodnych z "prawidłami" procesu historycznego cudów, które ostatecznie doprowadziły do potęgi Prus i zjednoczenia Europy pod przywództwem Berlina właśnie...) - mogłoby być całkiem pięknie..!
 
Czy jednak rzeczywiście była szansa na "dołączenie do rozwiniętych narodów Zachodu" - a tylko ci rozmamłani Jagiellonowie i ich wschodnie awantury ową szansę pogrzebały..?
 
Nie. Nie było takiej szansy! Co gorsza - jeśli cokolwiek polityce Jagiellonów można zarzucić, to z całą pewnością nie były to "wschodnie awantury" - tylko raczej: zbyt łatwe odpuszczanie Moskwie a to Nowogrodu Wielkiego, a to Złotej Ordy...
 
Szansy na wielkość w tym momencie nie było z przyczyn czysto materialnych, technologicznych i klimatycznych.
 
Polska leży za daleko od Atlantyku. W efekcie zwierzęta gospodarskie przez prawie pół roku trzeba karmić paszą zgromadzoną w sezonie wegetacyjnym - sianem lub słomą lub ziarnem. Na Wyspach Mglistych, w Bretanii, Normandii, a nawet nad Renem, tudzież w zachodniej części Skandynawii (Dania) - sezon wegetacyjny trwa dużo dłużej. Do tego stopnia dłużej, że można tam mówić o "całorocznych pastwiskach". Nawet bowiem, jeśli zimą wartość paszowa tych pastwisk nie jest wielka - to da się na nich krowy czy konie przetrzymać, a i tak będą wyglądały lepiej niż krowinki polskiego wieśniaka w tym samym czasie: wiele źródeł opisuje, jak na wiosnę krowy, trzymane w chłopskich chatach, trzeba było wynosić na pastwisko, tak były osłabłe z głodu..!
 
Na Zachodzie można było wówczas trzymać dużo więcej bydła. Więcej bydła - to więcej nawozu. A więcej nawozu (w połączeniu z dłuższym sezonem wegetacyjnym) - to lepsze działanie ówcześnie dostępnej technologii rolniczej, czyli trójpolówki.
 
Zachód mógł wyżywić więcej ludzi - a więcej ludzi to więcej idei (jak już wiemy - przychodzących w gruncie rzeczy losowo, więc głównie od liczebności zbioru zależy, ile tych idei powstanie...).
 
To, że potem, w wieku XVI, Zachód wyspecjalizował się głównie w produkcji rzemieślniczej i w handlu, pewną część żywności (która jednak NIGDY nie była podstawą wyżywienia ludności...) importując ze wschodniej części kontynentu - to przykład działania prawa przewagi komparatywnej Dawida Ricardo. O czym już zresztą pisałem - Zachód był lepszy ZARÓWNO w produkcji rzemieślniczej, jak i w rolnej. Ale w produkcji rzemieślniczej jego przewaga była większa, więc choć Polacy (Litwini, Rusini, itd.) produkowali potrzebne Zachodowi zboże mniej wydajnie, niż dałoby się to zrobić na miejscu - i tak opłacało się, zamiast podjąć ten wysiłek, kupić pszenicę i żyto w Gdańsku, a "zwolnionych" w ten sposób z pracy na roli parobków - zatrudnić w warsztatach i manufakturach.
 
Ta przewaga "klimatyczna" Zachodu obecnie już nie istnieje i jest tylko faktem historycznym. Zniosła ją rewolucja rolnicza wieku XVIII: kiedy to upowszechniły się na kontynencie nowe rośliny paszowe sprowadzone z Nowego Świata - i nowe technologie uprawy roli, wykorzystujące nowe gatunki roślin.
 
Co prawda - i ta rewolucja zaczęła się na Zachodzie, a do nas dotarła z około 150-letnim opóźnieniem.
 
Trudno i darmo: taka jest logika geografii! Zachód, pomimo "Czarnej Śmierci" i tak pozostał bardziej ludny od Wschodu - szybciej zatem generował nowe idee, które dawały mu coraz to większą przewagę nad Wschodem.
 
Zachód wykorzystał tę przewagę pobudzając rozwój wschodniej części kontynentu jako swoistej "gospodarki peryferyjnej": ponieważ, przy bardzo niskiej wydajności uprawy ziemi na wschód od Łaby i przy bardzo chaotycznym przebiegu tego procesu (praktycznie nie sposób było przewidzieć, jakie będą plony - czy wystarczą i czy nie wystąpi klęska głodu..?), wygospodarowanie nadwyżek, które z w miarę rozsądną pewnością czekałyby co roku na Wyspie Spichrzów na holenderskie statki wymagało pewnej dozy organizacji, a przede wszystkim - gospodarki wielkoobszarowej - Zachód dostarczył potrzebnego do organizacji takiej gospodarki kapitału. Kredytując przez kilka stuleci rozwój wschodnioeuropejskiego "feudalizmu" (konieczny tu jest cudzysłów, gdyż z "klasycznym" feudalizmem francuskim, upadłym de facto dwa stulecia wcześniej - gospodarka folwarczno - pańszczyźniana niewiele miała wspólnego...).
 
Taki model gospodarki zdominował CAŁĄ wschodnią część Europy. Absolutnie niezależnie od tego, jaką politykę prowadziły miejscowe władze - czy wdawały się we "wschodnie awantury", czy zgoła wcale (jak w Czechach, na Węgrzech, czy np. w Saksonii).
 
Jedyna alternatywa jaka istniała w końcu XV wieku, to był wybór między stagnacją - a takim właśnie, "peryferyjnym" modelem rozwoju. Nie widzę najmniejszych szans na inny rozwój sytuacji. Co bardzo wielu moich dyskutantów konsekwentnie ignoruje.
 
Wyspecjalizować się w produkcji rzemieślniczej, olewając rolnictwo, skoro z definicji nie może być tak wydajne jak na Zachodzie..? To mrzonka! Nawet Holandia, kraj z najlepiej wówczas rozwiniętym transportem wodnym - zdecydowaną większość konsumowanej żywności produkowała wówczas sama. Poza tym - nowe idee w dziedzinie rzemiosła powstawały głównie na Zachodzie. Miał Jagiełło  lub Zygmunt Stary szpiegostwo przemysłowe uprawiać, kradnąc nowe pomysły na konstrukcje statków czy warsztatów tkackich..? A któż niby miał mu powiedzieć, że takie rzeczy warto robić..?
 
Raz mieliśmy farta, Zachód wykrwawił się w wojnie i uległ hekatombie zarazy - ale, na Boga, nie sposób oczekiwać, że tak będzie cały czas..!
 
To, że doszło do unii z Litwą i że po ponad 150 latach owej unii - doszło też do inkorporacji Ukrainy: to była dla Polski wielka szansa, a nie - "trwonienie zasobów".
 
Owa wielka szansa WCIĄŻ JESZCZE aktualna w połowie wieku XVI (choć zdecydowanie większą szansą była - stulecie wcześniej, nim doszło do odkrycia Nowego Świata i morskiej drogi do Indii) leżała na wybrzeżu Morza Czarnego - tam, gdzie docierał doń stary Jedwabny Szlak...
 
Oczywiście: to też nie był żaden "patent na wielkość". Nie da się ukryć jednak, że do Morza Czarnego jest dużo bliżej niż do otwartego Atlantyku. Nie sposób sobie praktycznie wyobrazić, by Polska, w jakimkolwiek momencie swoich dziejów, wzięła znaczący udział w ekspansji zamorskiej - dającej nowe rośliny uprawne, nowe rynki, nowe idee. Ale - pośrednictwo na końcowym etapie transportu towarów drogą lądową z Chin i Indii - było też coś warte...
 
Niestety: tutaj na przeszkodzie stali Tatarzy. W konsekwencji, po słusznym kroku Kazimierza Wielkiego - kroku w stronę Morza Czarnego - nie nastąpiły, bo nastąpić nie mogły, kroki następne. Dopiera Katarzyna Wielka opanowała wybrzeże Morza Czarnego - dla Moskwy. I w niewiele lat później - Polski już na mapie nie było...
 
Swoją drogą: to już nie mogli mniej zapadniętego grzbietu pod całkiem dorzeczne ciało tej modelki znaleźć..? Ech: jak można ładną dziewczynę na brzydkiego konia wsadzać...
 
Jeśli ktoś chciałby się doszukiwać jakichś analogii z sytuacją obecną - to proszę bardzo, choć nie w tym celu to pisałem. Aczkolwiek - prawdą oczywiście jest i to, że Chiny i Indie wracają na należne im miejsce centrum cywilizowanego świata, więc komunikacja z nimi staje się coraz ważniejsza. Prawdą też jest, że znad Morza Czarnego blisko do ropy i gazu. I prawdą jest - że tak samo jak w wieku XIV, tak i w wieku XXI: realnych, materialnych szans na wielkość dla Polski - nie dostrzegam.
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura