Jacek Kobus Jacek Kobus
317
BLOG

Łaska Koby

Jacek Kobus Jacek Kobus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Historia jest snem pijanego idioty. Państwo, doszukując się w niej głębszego sensu (choćby nawet tym sensem miał być jakiś upiorny spisek judeo-plutokracji z Wall Street...) oszukujecie sami siebie. Zamykacie się w mentalnym więzieniu!

Dokładnie tak jak bohaterowie znakomitej powieści Andrzeja Ziemiańskiego "Miecz Orientu". Kto nie czytał - ten trąba..!

NIE WIADOMO, dlaczego obecna Polska ma takie granice, jakie ma.
 
Zawdzięczamy to łasce Koby - i, w gruncie rzeczy: bardzo trudno jest dojść tu jakichś "głębszych", "bardziej fundamentalnych", "systemowych" przyczyn.
 
Oczywistą oczywistością jest, że Stalin wytyczając nam takie, a nie inne granice - kierował się co do zasady metodą obmyśloną już przez Sazonowa. To znaczy - kombinował, jak tu skłócić na wiek wieków Polaków z Niemcami. O tym już zresztą pisałem.
 
Tyle tylko, że aby to zrobić wcale nie musiał nam dawać Szczecina (a pewnie i Wrocławia...). Z drugiej strony - tak samo bez większej różnicy dla ogólnego efektu, mógł nam dać i więcej. Chociażby Królewiec, którego zagarnięcie bezpośrednio przez Rosję było niekonsekwencją (i może się jeszcze w przyszłości Rosji czkawką odbić - o tym zresztą będzie niżej...). Kto wciąż wierzy w "niezamarzający port", niech sobie popatrzy na te bojery na Zalewie Wiślanym (do którego PÓŁNOCNO - WSCHODNIEGO, najzimniejszego jak raz końca - wpada Pregoła, nad którą leży Królewiec):
 
 
 
Możemy co najwyżej z grubsza zidentyfikować podstawowe przesłanki, jakie ZAPEWNE stały za tokiem myślenia Stalina.
 
Po pierwsze - i najważniejsze - w 1945 roku Stalin JUŻ NIE GRAŁ O POLSKĘ. Polskę miał "zagwarantowaną" co najmniej od Teheranu - i tylko kwestią techniczno - estetyczną było, w jaki sposób swoją zdobycz skonsumuje.
 
Stalin w 1945 roku grał o Niemcy.

Żadne z ustaleń międzysojuszniczych do tej pory nie precyzowało, co się stanie po wojnie z Niemcami (poza tym, że mowy nie ma o żadnym "rozejmie", jak w 1918 roku, a Niemcy mają skapitulować i być okupowane...). Okupacja jednak, z samej swej natury, nie jest "rozwiązaniem docelowym". 
 
Co mogło być takim "rozwiązaniem docelowym"..? No cóż: zjednoczone (Stalin jak raz zdecydowanie przeciwstawiał się pomysłom Morgentaua parcelacji i deindustrializacji Niemiec choć - sam chyba najwięcej maszyn w Niemczech zrabował...) i tzw. "demokratyczne" (a więc - z udziałem sterowanych przez Stalina komunistów, bo tak właśnie w realiach połowy lat 40-tych wyglądała "demokracja"...) Niemcy.
 
Które po spodziewanym, rychłym wycofaniu sił okupacyjnych - wpadną w ręce Stalina jak dojrzała śliwka...
 
Problem polega na tym, że Zachód tym razem NIE DAŁ SIĘ OSZWABIĆ. Jak podaje niezawodna Wikipedia, już 12 maja 1945 roku czujny jak czapla Churchill użył po raz pierwszy znamiennego terminu "żelazna kurtyna". Tego samego terminu użył 16 sierpnia 1945 roku w Izbie Gmin. Zaś 5 marca 1946 roku miała miejsce jego słynna przemowa w Westminster College, którą można uznać za początek "Zimnej Wojny".
 
 
Co najważniejsze: Amerykanie, przeciwnie niż po I wojnie światowej, tym razem nie zamierzali szybko wracać do domu.
 
Wprost przeciwnie: zaangażowali się materialnie w toczone od 1945 roku przez Brytyjczyków lub z brytyjskim udziałem wojny przeciw komunistycznym partyzantkom w Grecji i na Malajach.
 
Stalin zatem pierwszą rundę "gry o Niemcy" - przegrał. Z gry jednak nie zrezygnował. Dopiero widząc, że mocarstwa Zachodu "normalizują" funkcjonowanie swoich stref okupacyjnych w Niemczech - ogłosił powstanie NRD (7 października 1949 roku) jako swoistego "komunistycznego Piemontu", od którego miała się zacząć w przyszłości "sowietyzacja Niemiec".
 
To, że Stalin po wojnie nie przyłączył "wyzwolonych" krajów Europy Wschodniej do ZSRR, tylko utworzył "obóz demokracji ludowej" - było PRAWIE NA PEWNO funkcją jego "gry o Niemcy". Jak tylko owa "gra" zakończyłaby się sukcesem - zaraz by się okazało, gdzie leży "ojczyzna wszystkich prawdziwych komunistów" (jak raczył się swego czasu wyrazić nie kto inny, jak generał Mieczysław Moczar - potem strojący się w piórka "narodowego komunisty"...).
 
Zresztą - naprawdę: nie należy przywiązywać wagi do granic pomiędzy "krajami socjalistycznymi". Już w okresie międzywojennym bolszewicy utworzyli kilka mniej lub bardziej efemerycznych państw i państewek (jak chociażby "Republika Dalekiego Wschodu", "Republika Tuwy") - które, gdy "sytuacja dojrzała" - "prosiły o włączenie w skład ZSRR".
 
Poza tym: jakie to miało w praktyce znaczenie, że Polska, czy NRD nie są formalnie częściami ZSRR? Czy to w jakimkolwiek stopniu zmniejszało władzę Stalina nad tymi krajami? Czy przeszkadzało działać KGB i GRU jak w domu? Stacjonować wojska w dowolnym miejscu - na koszt lokalnej populacji..?
 
 
I tu dochodzimy do DRUGIEGO prawdopodobnego motywu działania Stalina w kwestii polskich granic. Otóż - całkiem spokojnie mógł uznać ten problem zadrugorzędny.
 
Odstąpił od oryginalnego "planu Sazonowa" w dwóch punktach. Po pierwsze - dokonał masowych przesiedleń ludności.
 
Co prawda - to akurat była NORMALNA PRAKTYKA tzw. "polityki narodowościowej" ZSRR. Nawet tzw. "konstytucja stalinowska" zastrzegała kompetencje w zakresie przesiedleń ludności dla władz związkowych (wyobrażacie sobie taki zapis konstytucyjny w jakimkolwiek innym kraju..?).
 
Dbano zwykle o to, aby republiki, kraje i obwody związkowe lub autonomiczne NIE BYŁY jednolite narodowościowo - i, aby sąsiadujące ze sobą narody miały uzasadnione powody do wzajemnej wrogości. Wszędzie też starano się osadzać Rosjan, jako ludność teoretycznie najbardziej lojalną.
 
Tworząc "jednolitą etnicznie" Polskę - Stalin użył co prawda swojej normalnej praktyki, ale w pewien sposób - postąpił niekonsekwentnie. Powinien był zostawić w Polsce jakieś enklawy (oczywiście "autonomiczne"...) zasiedlone przez Niemców. Ewentualnie - osiedlić gdzieś Rosjan (czyżby dopuszczał możliwość, że Królewiec, po "wstąpieniu Polski do ZSRR" zostanie jej "podarowany" przez Rosyjską Federacyjną Republikę Radziecką jako "koń trojański"..?).
 
Widać uznał, że sam resentyment spowodowany wygnaniem Niemców wystarczy.
 
Po drugie - Stalin zachował się niekonsekwentnie odnośnie Królewca i ta niekonsekwencja była niejako podwójna.
 
"Oryginalny" plan Sazonowa RZEKOMO przewidywał włączenie bezpośrednio do Rosji całych Prus Wschodnich, z Gdańskiem na dodatek. No ale - raz, że o "oryginalnym" planie, z roku 1914, to w ogóle mało wiadomo (Sazonow w 1919 roku już niczego takiego bynajmniej nie proponował...), a dwa - że Rosja carska jako żywo: nigdy nie planowała zdominowania całych Niemiec!
 
W ramach "gry o Niemcy" - Stalin raczej NIE POWINIEN anektować jakiegokolwiek bezspornie niemieckiego terytorium do ZSRR. Wtedy mógłby uchodzić za "opiekuna Niemców", "krzywdzonych" przez tych złych Polaków i Czechów...
 
Na pewno nie chodziło o posiadanie "niezamarzającego portu" (bo co to za różnica, czy Pilawa należałaby formalnie do Polski, do NRD, czy do ZSRR: a to w Świnoujściu czy w Rostocku "Bałtijskij Fłot" nie stacjonował..?). Tym mniej - o "wielki garnizon" wiszący nad Polską i Pribałtyką: tak, jakby nie miał garnizonów w samej Polsce..?
 
Mam wrażenie, że dał się w tym momencie ponieść swojemu typowemu dla Gruzina, wielkoruskiemu szowinizmowi - ewidentnie traktując tę sprawę jako rzecz bez większego znaczenia...
 
Tymczasem: już w momencie, gdy ZSRR się rozpadał, pojawiły się próby osiedlania w Obwodzie Kaliningradzkim Niemców migrujących tam z głębi ZSRR i rewindykacji tego terytorium dla Niemiec. Na razie niewiele z tego wynikło, ale..?
 
Wracając zaś do tez blogera Pilastra, których dyskusję rozpocząłem wczoraj (link) - nie jest do końca tak, że Polska wypadła wśród europejskich satelitów Stalina jakoś "wyjątkowo dobrze".
 
 
Owszem - jako jedyne "państwo demokracji ludowej" otrzymała nowe terytoria: wprawdzie mniejsze niż te, które utraciła (o z górką 70 tysięcy kilometrów kwadratowych...), ale - bez wątpienia warte więcej od tych straconych (sam bym się chętnie osiedlił na Dolnym Śląsku lub w Lubuskiem i robił wino z winogron, a nie z czeremchy...).
 
Nie jest jednak tak, że inni byli jakoś jaskrawo w porównaniu z Polską pokrzywdzeni!
 
Czesi co prawda utracili Ruś Zakarpacką - ale za to: pozbyli się Niemców.
 
Węgrzy i Bułgarzy wrócili do swoich granic przedwojennych. Te granice są, zwłaszcza w odczuciu Węgrów, krzywdzące - no, ale: to nie Stalin przecież rozdawał karty w Trianon, czyż nie..?
 
Rumuni stracili (niemal) ostatecznie to, co Stalin zabrał im w 1940 roku - ale odzyskali swoje straty względem Węgier.
 
Polska, w myśl ustaleń Wielkich - miała była dostać jakąś "rekompensatę" kosztem Niemiec za ziemie utracone na Wschodzie. I Stalin to ustalenie wypełnił - w sposób, który sam uznał za stosowny (nie zamykając sobie zresztą drogi do przyszłej rewizji tego rozstrzygnięcia w traktacie pokojowym ze zjednoczonymi Niemcami!).
 
Z całą pewnością mitem jest przeświadczenie o jakiejś "równoważności" tego terytorialnego przesunięcia. Że niby Wrocław to w zamian za zabrany Lwów, a Szczecin - za Wilno.
 
 
Do tej pory NIKOMU nie udało się odnaleźć żadnych dokumentów, ani też natrafić na ustną choćby relację poświadczającą metodę, jaką kierował się Stalin wytyczając takie, a nie inne granice. Dlatego napisałem na wstępie, że nie wiadomo, dlaczego tak się stało, jak się stało.
 
Pytanie brzmi: czy zachowanie Polaków w czasie wojny miało czy nie miało jakiś wpływ na dokonane przez Stalina rozstrzygnięcia..?
 
Nie da się tego udowodnić. W żadną stronę!
 
Tym samym - nie sposób powiedzieć, czy gdyby Polska była sojusznikiem Hitlera, albo zachowała się biernie, jak Czesi - to miałaby gorsze granice niż obecnie. Być może tak: o ile alianci zachodni nie forsowaliby zasady, że JAKIEŚ rekompensaty Polsce się za utratę granicy ryskiej na wschodzie należą..?
 
Ale Stalin, jak już wiemy, miał WŁASNE powody, aby Polaków kosztem Niemców ziemią obdarzać!
 
To, że w Poczdamie to Stalin wymógł na Zachodzie akceptację takich, a nie innych granic (zresztą tymczasową, przecież były to - oficjalnie! - tylko "tereny pod administracją polską", a nie traktatowo potwierdzona granica!), a Brytyjczycy raczej mu się (nieśmiało i nieskutecznie) sprzeciwiali - to, oczywiście, też był element "gry o Niemcy": Zachód starał się Stalina przelicytować, zabiegając o względy Niemców.
 
I Zachód wygrał. Inna rzecz, że chyba porażka Stalina w tej grze była nieuchronna. Po tym, jak Sowieci zachowywali się na zdobytych terytoriach - sądzicie Państwo, że wielu pozostało przekonanych komunistów w Niemczech poza NRD, gdzie byli naziści nie mieli innego wyjścia niż się "przewerbować"..?
 
Tak zupełnie na marginesie: czy Stalin MUSIAŁ toczyć swoją "grę o Niemcy"? A nie mógł ich po prostu zająć zbrojnie i uznać, że "Związek Radziecki jest tam, gdzie stoi stopa radzieckiego żołnierza"?
 
Front wschodni przez prawie sześć miesięcy (od lipca 1944 do stycznia 1945 roku) stał na Wiśle. Była to bodaj najdłuższa "pauza strategiczna" w czasie całej II wojny światowej. NIE DA SIĘ, jak to pospolicie robią gorące głowy w Polsce, wytłumaczyć tej pauzy samym tylko czekaniem, aż Niemcy uporają się z Warszawą (powstanie skończyło się z początkiem października - a Stalin wciąż czekał, kolejne trzy i pół miesiąca...).
 
W tym czasie Amerykanie i Brytyjczycy zajęli całą Francję i dotarli na granicę Niemiec. Gdyby nie chęć wypełnienia postanowień jałtańskich i sztuczne wstrzymywanie prących na wschód wojsk - byliby w Berlinie przed Rosjanami!
 
 
 
 
 
 
Na co zatem czekał Stalin przez prawie pół roku nad Wisłą..? Nie wiem. Nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Być może - po prostu faktycznie tak długa przerwa była Sowietom na "złapanie oddechu" potrzebna..?
 
No cóż: jak widać po powyższym - Stalin geniuszem na pewno nie był!
 
W każdym razie, właśnie dzięki tej pauzie i dzięki temu, że w efekcie większość Niemiec zajęli jednak Amerykanie - nie powstała "Polska Republika Radziecka" (a nie dlatego, że Stalin bał się Polaków, czy też - że zrobiło na nim tak piorunujące wrażenie wspomniane już powstanie warszawskie...).
 
Co do granic zaś: obawiam się, że już nigdy się nie dowiemy jak i dlaczego tak się stało.
 
Nie jestem też, w przeciwieństwie do blogera Pilastra aż takim optymistą jak chodzi o przyszłość naszych stosunków z Niemcami. Wprawdzie Stalin mylił się chyba sądząc, że wypędzenie Niemców jakąkolwiek normalizację stosunków między Polską a Niemcami na przyszłość wykluczy - ale powstaje teraz pytanie: na ile obecna ugodowość Niemiec wynika z faktu, że wciąż stoją na ich terytorium obce wojska, a od 60 lat konsekwentnie indoktrynuje się ich w duchu "winy" za dokonania tego idioty Hitlera..?
 
Jeśli nie obecne, to następne pokolenie Niemców z pewnością się wobec takiej wizji własnej historii zbuntuje. I co wtedy..?
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura