Jacek Kobus Jacek Kobus
292
BLOG

Lenistwo "moralistów"

Jacek Kobus Jacek Kobus Polityka Obserwuj notkę 0

Jak wszystkim dobrze wiadomo, trakt prowadzący do Piekła jest szeroki, wygodny i nader poręcznie dla naszego lenistwa - prowadzi łagodnie, ale pewnie w dół.

 
Natomiast ścieżka cnoty jest wyboista, wąska, zdradliwa, pełna pułapek i każe się wspinać ostro pod górę, a niekiedy nawet - wymaga pokonania przewieszki! Toteż jest ona, w przeciwieństwie do owej piekielnej autostrady raczej pustawa...
 
 
Popularnie mawia się, że lenistwo jest "motorem Postępu". To trochę nie do końca tak! Owszem - na pewno pod tym przynajmniej względem, że wynalazki ewidentnie ułatwiające ludziom życie mają wielką szansę na ogromne powodzenie.
 
Skądinąd - "bryczka bez dyszla" pana Benza NA POCZĄTKU raczej nie wyglądała jak coś lepszego od bryczki zaprzężonej w parę dobrych koni. Stąd, wynalazca, chcąc przekonać publiczność do tak ekscentrycznego pomysłu, wsadził za drążek sterowy (to zdaje się jeszcze nie była kierownica..?) własną żonę i wysłał ją w odwiedziny do ciotki: co by zademonstrować w ten sposób, że pojazd ani męskiej siły nie wymaga, ani też ryzyka nie stwarza. Dopiero potem jakoś to poszło.
 
 
Z wynalazkiem braci Wright było jeszcze gorzej! Ludzie odczuwający paranoiczny (niekiedy) strach przed lataniem, mogą na swoje usprawiedliwienie spokojnie przywołać nie to że pierwsze lata, a pierwsze DZIESIĘCIOLECIA lotnictwa - by spokojnie wykazać, że był to wówczas sport ekstremalny, podejmowany przez totalnie narwanych ryzykantów, pozbawionych instynktu samozachowawczego (ale przynajmniej mieli za to niezłe "branie" - o ile wylądowali żywi..!).
 
 
Najogólniej rzecz biorąc podstawowym motywem DOKONYWANIA wynalazków jest mania. Większość maniaków dawniej lądowała w przytułkach, a koniec końców w anonimowych grobach dla biedoty - nielicznym, którym akurat PRZYPADKIEM udało się trafić z wylęgniętym w ich chorej wyobraźni wynalazkiem w fizyczne możliwości i gusta publiki - czasem przypadał w udziale wielki majątek, a zwykle: wielka sława.
 
To się oczywiście zmieniło w ciągu ostatnich 60 - 70 lat. W coraz mniejszym stopniu nowe urządzenia są dziełem samotnych wariatów, a coraz częściej - produktem systematycznej, rutynowej pracy wieloosobowych zespołów, napędzanych dobrą, biurokratyczną pragmatyką, a nie jakąś zwariowaną ideą. Chociaż - wynalazki naprawdę przełomowe (jak np. komputery osobiste, a potem - różne ich zastosowania...) powstają czegoś wciąż "po dawnemu"...
 
A przynajmniej - taką się do ich sukcesu dorabia legendę!
 
 
Natomiast recepcja wynalazków już dokonanych od dawien dawna faktycznie wynika z jednego z Grzechów Głównych. Częściej jednak niż lenistwo jest to pycha. Żeby bowiem nowy produkt zyskał powodzenie, trzeba (to są podstawy marketingu...) najpierw trafić do tzw. "liderów opinii", grając na ich snobizmie, a nie na lenistwie (nowość, jak to nowość, jest zwykle zawodna, niewygodna, nigdzie nie ma serwisu i nie bardzo wiadomo, do czego tego użyć...).
 
Metafora, której użyłem na wstępie, jest kulturowym odpowiednikiem drugiej zasady termodynamiki. W świecie fizycznym dzięki temu właśnie, że entropia naszego Wszechświata rośnie - łatwiej jest niszczyć niż budować, łatwiej tworzyć chaos niż porządek, łatwiej zabijać, niż dawać życie. Trudno powiedzieć dokładnie, dlaczego tak jest, ale przecież każdy z łatwością może wypróbować, że łatwiej jest także siać zwątpienie niż dodawać otuchy, grozić niż uspokajać, używać przemocy niż argumentu. Analogia, odpowiedniość między "porządkiem fizycznym", a "porządkiem kulturowym" nasuwa się tu sama przez się!
 
Oczywiście, że człowiek, jak każdy inny organizm żywy, jest sam w sobie "termodynamicznym cudem", ponieważ jego istnienie jest (chwilowym, lokalnym i bardzo kruchym) wyjątkiem od panującego na ogół wokół chaosu. Ale takich "termodynamicznych cudów" jest NA OBECNYM ETAPIE istnienia naszego Wszechświata wciąż jeszcze bardzo wiele. O ile nic się w jego prawach nie zmieni, będzie ich jednak stopniowo coraz to mniej, aż wszystko ogarnie bezruch "śmierci cieplnej".
 
 
Ponieważ "porządek społeczny", "porządek kulturowy" jest jeszcze mniej stabilny od tego fizycznego - "śmierć cieplna" występuje w nim bardzo często. Jak do tej pory ludzkość jako gatunek ratowała się przed nią tylko dzięki swojej różnorodności. Ot - gdy któreś z lokalnych centrów cywilizacyjnych ogarniał marazm, lenistwo, nuda, imperialna pycha i ogólne zgłupienie - przychodzili z peryferiów barbarzyńcy, upuszczali trochę krwi, a (czasem, bo nie zawsze...) wlewali nowego ducha. Ewentualnie - pojawiał się jakiś reformator, który zyskiwał posłuch, wzbudzał entuzjazm, ożywiał na nowo stare mity i skutecznie nakłaniał do przestrzegania dawno zapomnianych praw... Panująca obecnie globalizacja nie jest dobrym prognostykiem na przyszłość!
 
Powszechność głupoty, która nas otacza jest już sama w sobie dobitną zapowiedzią zbliżającej się "śmierci cieplnej". Jest taką zapowiedzią także szczególna kombinacja głupoty i lenistwa panująca wśród moich "ulubieńców", czyli: różnej maści "działaczy". Czy też, jak może część z Państwa woli - "moralistów". Takich, co to chcą dzieci odbierać rodzicom, konie właścicielom, zakazywać noszenia naturalnych futer, jedzenia mięsa, czy też - praktykowania imigrantkom z Kamerunu operacji oszpecania swoich córek, która ma je ratować przed gwałtem (najwidoczniej - czego jakoś zapominają dopowiedzieć "moraliści" - nader w tej kulturze powszechnym..!).
 
Owo połączenie głupoty z lenistwem polega m.in. na tym, że działacze ci, czy też "moraliści", całą swoją energię koncentrują na rzeczy wydawałoby się - najzupełniej z tym akurat złem, które ich tak bardzo boli nie związanej. Na lobbowaniu w celu takiej zmiany prawa stanowionego, aby można było użyć przemocy w celu "zwalczania" zachowań, które im się nie podobają.
 
 
Dlaczego uważam tę działalność za pozorną i nic nie mającą wspólnego z celem, któremu rzekomo ma służyć? Tłumaczyłem to wiele razy: ponieważ użycie przemocy ZAWSZE rodzi więcej zła, niż w założeniu miało zwalczać. Możemy zgadzać się na istnienie wojen (skoro i tak NIC nie możemy poradzić na fakt, że istnieją i będą istnieć państwa...) jako "kosztu" zwalczania przez aparat państwowy zabójstw indywidualnych (a przynajmniej - ścigania ich sprawców...). Ale, na Boga - czemu mamy się zgadzać na istnienie zorganizowanych gangów koniokradów, jako "kosztu" absurdalnej ustawy o ochronie zwierząt, mafii jako "kosztu" zwalczania przez gosudarstwo różnych nałogów, czy też - praktycznej eutanazji "nadmiaru" osób starych i chorych jako "kosztu" państwowej "opieki" emerytalnej i zdrowotnej..?
 
W dawnych, lepszych czasach moraliści (bez cudzysłowu) jakoś nie chodzili tak często na skróty. Jeśli nie podobały im się grzechy sobie współczesnych - to udawali się na place targowe, ulice czy do świątyń, wszędzie tam, gdzie była szansa zastać ludzi - i mówili o tym. Głosili kazania. Wielu, to prawda - zginęło. Niektórym, jak Savonaroli, udawało się odnieść sukces na krótko i z wielką dla otoczenia szkodą. Ale, jeśli w ogóle nastąpił jakiś "postęp moralny" - to właśnie dzięki tym kaznodziejom.
 
 
To za ich sprawą w średniowiecznej Europie praktycznie zniknęło niewolnictwo (odrodzone potem w Nowym Świecie, głównie przez lutrów i kalwinów...). To ich namowy sprawiły że zwaśnione rody coraz rzadziej uciekały się dco krwawej pomsty. To kaznodzieje, a nie żadne "prawo stanowione" sprawili, że z czasem małżeństwo przestało być li i jedynie kontraktem między zainteresowanymi głowami rodów, a stało się dobrowolnym związkiem dwojga ludzi.
 
Dlaczego zatem, widząc zaniedbane, głodne i chore konie - nie pójść do ich właściciela i nie spróbować mu wytłumaczyć, jak mógłby o swój majątek dbać lepiej..? Dlaczego nie pokazywać w internecie, w telewizji dobrych przykładów i nie piętnować złych..?
 
Wydaje mi się, że znam odpowiedź na to pytanie. Obawiam się jednak, że bardzo się Wam ona nie spodoba. Zwyczajnie: NIE ZA TO IM PŁACĄ!
 
Większość tzw. "działaczy", czyli "współczesnych moralistów" - to zawodowcy, żyjący ze swojej profesji. Część środków na ich utrzymanie pochodzi oczywiście od "wyznawców". Ale prawdziwe pieniądze dają sponsorzy. Dają - i wymagają! Wymagają zmian w prawie. Takich, dzięki którym ich interesy idą lepiej.
 
Czy można sobie wyobrazić lepszą dla koniokrada zmianę w prawie niż taka, która umożliwia mu uprawianie swojej profesji niemal legalnie..? Czy można sobie wyobrazić lepszą pożywkę dla mafii niż penalizacja takich lub innych używek..? I tak dalej, i temu podobne...
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka