jox jox
1325
BLOG

Turowski i inni

jox jox Polityka Obserwuj notkę 20

Ostatnio przeglądałem parę notek na salonie, których autorzy tworzyli dość ciekawe konstrukcje wokół lustracji amb. Turowskiego. Skoro uważają oni, że są tyle mądrzy, aby zająć się tą sprawą, to i ja postanowiłem spróbować szczęścia i podzielić się paroma przemyśleniami.

Wielu autorów stawia dramatyczne pytanie, gdzie były nasze służby, które miały sprawdzić tych nieuczciwych ludzi i nie dopuścic do pracy w dyplomacji. Gdzie był minister Spraw Zagranicznych, gdzie szefowie ABW i AW. Otóż chciałem uspokoić te zatroskane osoby, że służby były tam gdzie powinni być. Potencjalnie lustrowani dyplomaci (Sąd Okręgowy jeszcze się w tej sprawie nie wypowiedział) funkcjonują w MSZ od początku lat dziewięćdziesiątych. Aby pracować zagranicą muszą mieć dopuszczenie do tajemnicy państowej na poziomie co najmniej "tajny", w przypadku Turowskiego sądzę, że nawet na poziomie "ściśle tajny". Byli więc sprawdzani wielokrotnie najwpierw przez UOP, a następnie przez ABW. W 1998 roku gdy weszła w życie ustawa regulująca zasady dostępu do tajemnicy państowej, Sejm do ankiety, którą musi wypełnić każdy starający się o poświadczenie bezpieczeństwa, wpisał (nomen omen na wniosek posła Macierewicza) pytanie dotyczące pracy lub wspólpracy w organach bepieczeństwa PRL.  Przypuszczam, że ambasadorowie i inni lustrowani z MSZ, których jest jednak trochę więcej niż sześciu, jak twierdził niezbyt dobrze poinformowany, albo nie umiejący liczyć rzecznik Bosacki, wpisali, że nie współpracowali lub nie pracowali w służbach. Każdy z nich poświadzenie otrzymał i posiada do dzisiaj. Według ustawy, kłamstwo dyskwalifikuje i jest przyczyną odmowy wydania poświadczenia. Dlaczego więc je otrzymali. Przecież służby sprawdzały w archiwach i zapewne widziały to samo co zobaczył IPN. Ano prawdopodobnie nasze służby zachowały się tak, a nie inaczej bo przejęły aktywa byłych służb PRL w tym korzystają lub korzystały z usług obecnie lustrowanych.

Sceptyk może postawić dwa pytania. Jak to możliwe, że nasze demokratyczne służby korzystają z niemoralnych oficerów i agentów byłego wywiadu PRL i dlaczego IPN twierdzi, że ci ludzie już nie są w żaden sposób powiązani ze służbami RP. 

Odpowiedź na pierwsze pytanie jest prosta, chociaż trudna do przyjęcia dla nieskalanych purystów moralnych. Służby nie kierują się dekalogiem. Z ich punktu widzenia nie ma służby dobrej i słusznej ani też złej i godnej wzgardy. Niestety moi wzmożeni moralnie przyjaciele, wywiad RFN powstał dzięki byłym agentom Abwehry oraz SD (wywiad SS dla niezorientowanych), CIA i MI6 latami korzystały ze współpracy byłych nazistów i rozmaitych innych poszukiwanych przestępców wojennych, wreszcie generał de Gaulle w 1945 roku stworzył swoją włsną gaulistowską służbę kontrwywiadu i bezpieczeństwa wewnętrznego (DST), ale innych służb nie ruszył i ludzi Vichy nie usunął. W 1989 roku  CIA  zawładnęła listą agentów wywiadu STASI. Czy przekazała RFN dla przykładnego zdemaskowania i ukarania? No nie, korzystała z niej przez dwadzieścia lat i w dość okrojonej formie przekazała Niemcom w 2009 roku.  Dla polskich służb, podobnie jak dla innych praca czy wspólpraca z wywiadem lub kontrwywiadem PRL nie jest ani wielkim grzechem, ani strasznym problemem. Kraje zachodu bez większych wahań współpracowały z UOP, w którym większość stanowili początkowo byli funkcjonariusze służb PRL W tym momencie padnie przykład Czech, które rzekomo rozpędziły służby komunistyczne i budowały je od początku. Niestety nie całkiem, szefowie owszem nowi, ale każdy z tych szefów i dyrektorów miał doradcę lub dwóch. Ciekawe skąd oni byli, nie mówiąc też o jednak dość licznych oficerach oraz współpracownikach. 

Drugie pytanie także nie wymaga skomplikowanej odpowiedzi. IPN bada pewnien wycinek czasu do 31 lipca 1990 roku. W tym okresie niektórzy oficerowie lub współpracownicy, chociaż pozytywnie zweryfikowani mogli zostać nie przyjęci do UOP. Po tym jak opadła fala harcerskiej przyzwoitości  i nowe służby zorientowały się, że bez zasobów wywiadu PRL niewiele da się zrobić nastąpiły powroty niektórych ludzi cennych ze względu na swoją wiedzę i umiejetności. IPN prawdopodobnie lustruje wspólpracowników AW, co oczywiście jest dość humorystyczne, ale wynika z takich, a nie innych rozwiązań prawnych zafundowanych nam w czasach, gdy PiS i PO były moralnie pobudzone. PiS w tym stanie pozostaje do tej pory, PO gorączka trochę opadła. Że coś jest na rzeczy świadczy poniedziałkowy artykuł dwóch redaktorów lustratorów w jednym z prawicowych dzienników. Otóż dla uspokojenia sumienia IPN, albo rozedrganych nerwów szeregów potencjalnie lustrowanych, redaktorzy stawiają śmiałą tezę, że kto współpracował i współpracuje ze służbami , a miał PRL-owski epizod, na mocy ustawy lustracyjnej składa dwa oświadczenia, jedno nieprawadziwe, drugie prawdziwe, znane tylko Bogu i IPN. A więc jest chroniony. Z tego wyciągają wniosek, że Turowski nie współpracuje już z naszymi obecnymi służbami i można śmiało go rzucić na pożarcie. Redaktorzy zapewne przeczytali albo słyszeli o art. 7a ustawy lustracyjnej, który jednakże daje takie prawo jedynie tym co służą w organach bezpieczeństwa państwa. Nie ma tutaj mowy o współpracownikach. Jeżeli redaktorzy nie rozumieją różnicy pomiędzy służbą a współpracą powinni udać się na korepetycje do swoich przyjaciół z IPN, chyba, że  ci także nie wiedzą o co chodzi. Pozwolę sobie wytłumaczyć. Oświadczenia wspomniane przez redaktorów składają ci funkcjonariusze służb, którzy kiedyś pracowali w służbach PRL. Nie dotyczy to obecnych współpracowników służb przejętych od dawnych organów PRL. Ci mogą albo przyznać się od razu tracąc jakąkolwiek wartość (według zasady, że kto był w wywiadzie zawsze w nim jest niezależnie do tego jak brzydki byłby ten poprzedni wywiad), albo złożyć inne oświadczenie w którym się nie przyznają,  dalej wykonując swoją pracę. W tym drugim wypadku muszą ufać w moc naszych służb lub w ich interpretację ustawy, że skoro współpracują lub współpracowali po 1990 to podlegają ochronie. Sądzę, że przyszłość wykarze, że zdolność ochrony swoich agentów przez  nasze służby jest żadna. Turowski mógł więc działać na rzecz naszych służb nawet obecnie już nie jako funkcjonariusz, ale współpracownik, ale wtedy oczywiście już nie składając owych oświadczeń jawnego i tajnego. W takim wypadku rozradowany IPN mógł go dorwać, nie wiedząc, że pracuje dla wywiadu.

Sprawa Turowskiego i jego obecności w Smoleńsku szalenia podnieca rozmaitych redaktorów. Inny prawicowy dziennik o konfesyjnym charakterze pisze, prawie dławiąc się z oburzenia, że w latach 1993-1994 Turowski kontaktował się, a nawet rozmawiał z niejakim Jakmiszynem, radcą Ambasady Rosji zanym ze sprawy Oleksego i z tego powodu był pod lupą UOP. Gdyby Turowski wówczas wicedyrektor Departamentu Europy Wschód nie rozmawiał z Jakmiszynem , radcą Ambasady, tylko uciekł z gabinetu z okrzykiem "Szpion, szpion, ruski szpion. Apage satanas", byłby niekompetentnym, skończonym idiotą. Dyplomata rozmawia z każdym innym dyplomatą, z których zapewne niektórzy pracują dla wywiadów swoich krajów. Jest to nieuniknione i nie ma co udawać świętego oburzenia. Odnośnie sprawdzania przez UOP. No cóż mogli sprawdzać Turowskiego, ale mogli też wspólnie z Turowskim sprawdzać Jakmiszyna. Jest naiwnośćia sądzić, że sprawę Oleksego robił wyłącznie Zacharski popijając na Majorce. Pobyt w Smoleński też raczej nie był wynikiem spisku. Turowski pojechał z Ambasadorem i innymi pracownikami Ambasady i tyle. Jest to bowiem zwyczajowo przyjęte, a delegacja była duża, więć i dyplomatów do jej obsługi musiało być sporo.                

Kolejny zarzut jaki mogę usłyszeć, to dlaczego służby korzystają z ludzi, którzy byli znani KGB a więc dzisiejszym służbom rosyjskim. Wiadomo przecież, że jak był w wywiadzie SB, to tak jakby był w KGB (no bo każdy pijak to złodziej, a złodziej to pijak). Nie jestem przekonany do słuszności tego poglądu. Oczywiście istniał przepływ informacji między naszymi służbami a ZSRR. W Polsce był przedstawiciel służb ZSRR, podobnie jak przedstawiciel naszych służb w Moskwie ("Wisła"). Jednak żadna służba  nie znała agentów innej sojuszniczej służby. Tym bardziej tych najbardziej chronionych "nielegałów" wyposażonych w solidną legendę. Nie znaczy to, że wywiad nie przekazywał ZSRR niektórych agentów. Byli to zazwyczaj ludzie, zwerbowani przez polskie służby, ale mający wiedzę lub możliwości, których nie byliśmy w stanie wykorzystać. Turowski, ze swoim życiorysem i legendą był moim zdanie Rosjanom nieznany. Dlatego był w Moskwie. Gdyby był znany, to nie zostałby wpuszczony, no chyba, że FSB zrobiła to specjalnie, aby mogła go kontrolować, lub pozyskała wcześniej. Wątpię, bo mimo wszystko mamy w takich Ambasadach pewne formy ochrony. Dopiero operacja IPN i uroczy artykuł w  pewnym prawicowym dzienniku  zdekonspirowały Turowskiego.

Dlaczego te afery nastąpiły w takiej chwili i dotyczą akurat tych ludzi. IPN jest organizacją, której najwyraźniej dopiekło ściganie wójtów i kierowniczek gimnazjów albo podstawówek. Odstrzał znaczących dyplomatów z jednej strony uzasadnia potrzebę dogorywającej lustracji, z drugiej ujawniając ludzi, którzy teoretycznie są związani z obecną władzą uderza się w rząd. Prokuratorzy Biura Lustracyjnego zresztą są tylko ludźmi. Skoro udało się im wyrwać na przykład z takiego Ciechanowa, gdzie ścigali złodziei rowerów, albo podpalaczy stogów siana, albo prowadzili dochodzenia czy chłop spadł sam z wozu, czy został zepchnięty, no to chcą doczekać stanu spoczynku w dobrych warunkach w IPN. Im dłużej trwa lustracja tym lepiej, a tym dłużej będzie trwała im głośniejsze przypadki. Tutaj wobec dwóch ambasadorów mechanizm zagrał bardzo dobrze. W czwartek na stronach internetowych IPN zamieszczono zawiadomienia, a w sobotę redaktor lustracyjny prawicowej gazeta publikował sążnisty artykuł oparty na "zdobytych" źródłach. W poniedziałek poprawiał, aby sprawa nie przyschła za bardzo.

Co teraz będzie? Odbędą się ciekawe procesy, w któych dyplomaci wcale nie będą bezbronni. W przypadku Turowskiego sprawa opiera się na jego identyfilkacji jako agenta 9596. Jeżeli był nielegałem, to nie ma żadnych meldunków pisanych jego ręką, i prawdopodobnie żadnych akt osobowych. Nie wierzę też, że Turowskiego zidentyfikowano na podstawie wpisów do jakichkolwiek ksiag operacyjnych. Tacy ludzie byli konspirowani zancznie głębiej, a niektórzy znani jedynie jednemu prowadzącemu i co najwyżej z daleka kontrolerowi, którego zadaniem było sprawdzenie czy nielegał w ogóle istnieje i czy pracuje.  W związku z tym trzeba będzie opierć się na pamięci świadków. Czy będą chcieli wkopać rzekomego byłego agenta? Wątpię, nawet jeżeli zagrozi im się karą za składanie fałszywych zeznań. W przypadku Spyry cała rzecz polega na udowodnienu czy był rzeczywiście funkcjonariuszem, czy miał przydział,  złożył przysięgę, efektywnie pracował, etc. Będą to sprawy ciekawe.

Co zrobią potencjalnie lustrowani? Mogą dogadać się z naszymi służbami i zgodzić się na rolę kozłów ofiarnych, albo zupełnie się nie przejmować i  nieukrywać ich roli. Jeżeli przyjmą drugą opcję zapewne zaczną swój proces od wniosku o zwolonienie z tajemnicy państwowej. Służby mogą oczywiście się nie zgodzić, ale to może nie być dostateczna bariera dla wściekłych ludzi. Grozi wprawdzie, za ujawnienie tajemnicy od 3 miesięcy do 5 lata, ale praktyka polska wskazuje, że można w naszym drogim kraju ujawnić wszystko bezkarnie i często być uważanym za bohatera.

Oczywiście może być również tak, że lustrowani nie pracują dla wywiadu, a wtedy będą zdani sami na siebie. Czekają nas ciekawe wydarzenia. Jedno jest pewne. Po sądach i ujawnieniach kariera  tych dyplomatów jest skończona. Ale nie sądzę, żeby byli ostatni.            

         

 

jox
O mnie jox

Lubię chodzić po ziemi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka